Znany muzyk chciał się zabić. Uratowała go modlitwa
Wiele osób, zwłaszcza tych z pierwszych stron gazet, ma w życiu chwilę, które mogą doprowadzić do najgorszych decyzji, takich jak np. samobójstwa. Presja otoczenia, wygórowane oczekiwania czy po prostu hejt dla wielu z nich to mur o który się roztrzaskują. To świadectwo Krzysztofa Antkowiaka, znanego muzyka, który był uzależniony od alkoholu i hazardu, a wszystko zniknęło po interwencji modlitwy i Boga można traktować jako dobrą podpowiedź w czasie naszych kryzysów nie tylko wiary.
Krzysztof Antkowiak to znany polski piosenkarz, kompozytor, autor tekstów piosenek, a także aktor. W 1988 roku, jako nastolatek, zyskał sławę dzięki wykonaniu piosenki "Zakazany owoc" na 25. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Za swoje wykonanie otrzymał nagrodę publiczności. Później przez kilka lat koncertował zarówno w kraju, jak i za granicą. Zawiesił jednak karierę u szczytu, żeby skupić się na edukacji.
W rozmowie z Plejakdą muzyk powiedział, że po pierwszy alkohol sięgnął już jako siedemnastolatek.
– Chciałem zagłuszyć swoje emocje. Desperacko uciekałem przez tym, co mnie bolało. Na chwilę się znieczulałem i zapominałem o tym, co mi doskwiera, ale nie rozwiązywało to moich problemów. Szybko zacząłem nadużywać alkoholu i wpadłem w weekendowy alkoholizm
– mówi muzyk w rozmowie z Plejadą.
Później zaczął się dramat jego życia.
– Byłem na koncercie w Stanach i ktoś zabrał mnie do kasyna. Okazało się, że mam w sobie żyłkę do tego. Hazard pozwalał mi uciec od rzeczywistości. Na chwilę mogłem o wszystkim zapomnieć. (...) Widocznie nie miałem w sobie wystarczająco dużo siły i mądrości, by w porę zreflektować się, że to nie jest dobra droga – przyznał.
Nie pomogły mityngi u psychologówm czy terapie. Muzyk cierpiał nadal.
Muzyk mówił w rozmowie z Plejadą, że w pewnym momencie życia odwrócił się od Boga, "przeszedł na ciemną stronę mocy" i wpadł "w sidła szatana".
– Złych duch mnie przejął, dawał mi różne smakołyki, żeby mnie omamić i działał tak, żebym miał wrażenie, że wszystko kontroluję. Mimo że miałem problem, nie dostrzegałem go. Grałem koncerty, zarabiałem pieniądze, ludzie mnie kochali. A tak naprawdę wpadłem w bagno i przez jakieś 10 lat w nim tkwiłem
– wyznał.
– Z perspektywy czasu wiem, że Bóg cały czas przy mnie był, mimo że ja byłem daleko od niego. Wiele razy mi pomagał, ratował mnie z opresji. Nie mam wątpliwości co do tego, że Anioł Stróż nade mną czuwał
– zaznaczył.
Myślał nawet by odebrać sobie życie. Gdy wtem...
– Powiedziałem: "Panie Boże, jeśli jesteś, błagam cię, pomóż mi, bo ja nie chcę już tak żyć". I Bóg mnie wysłuchał. Następnego dnia obudziłem się i nie miałem już w sobie potrzeby ani by sięgnąć po alkohol, ani by pójść do kasyna. Wszystkie nałogi zostały mi zabrane w jednej chwili. Wiem, że brzmi to przedziwnie. Ktoś może pomyśleć, że zwariowałem. Ale tak naprawdę było.
Dziś muzyk daje świadectwo swojej wiary i swojego życia. Nie moralizuje, ale pokazuje poprzez własne doświadczenie, że tylko w Bogu można narodzić się na nowo i tylko w Nim nasza nadzieja.
Źródło: Plejada