Michalkiewicz: Skąd powróci “samiec alfa”? (FELIETON)

0
0
6
Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz / Internet

Wydawnictwo 3S Media  wydało niedawno książkę pana Romana Warszawskiego pod tytułem “Red Pill”, czyli “czerwona pigułka” z podtytułem, że “samiec alfa musi wróćić”.

Jak nietrudno się domyślić, książka jest swoistym manifestem przeciwko feministkom, napisanym również dla pokrzepienia serc – no bo skoro “samiec alfa musi wrócić”, to czegóż chcieć więcej? Skąd jednak ta pewność, że “samiec alfa” w ogóle wróci, a jeśli nawet – że to będzie samiec naszego, to znaczy – europejskiego gatunku? Obawiam się, że takiej pewności nie ma, zarówno co do jednego, jak i co do drugiego – a w tych obawach utwierdziłem się po krótkiej rozmowie z pewnym panem, którego spotkałem w kolejce do urzędu pocztowego na Powiślu. Pan miał numerek niższy od mojego, więc swoją sprawę załatwił wcześniej – ale zaczekał na mnie na ulicy, żeby mi powiedzieć coś, co widocznie uznał za bardzo ważne.

   I rzeczywiście. Przedstawił mi się jako specjalista od środowiska i od razu przeszedł do rzeczy, informując mnie, że żywność,  a zwłaszcza mięso, którym odżywiają się Europejczycy i w ogóle – mieszkańcy krajów gospodarczo rozwiniętych – zawiera bardzo dużo, a właściwie coraz więcej hormonów kobiecych – estrogenów. Te estrogeny produkowane są w kobiecych gonadach i decydują o kształtowaniu się żeńskich cech płciowych. W rezultacie spożywania żywności nafaszerowanej estrogenami, kobiety mają zwiększoną sklonność do zapadania na choroby nowotworowe, zaś mężczyźni zaczynają stopniowo nabierać coraz więcej cech kobiecych. Zauważalne gołym okiem zmiany nie nastepują oczywiście natychmiast, ale stałe działanie żywności nafaszerowanej estrogenami sprawia, że na przestrzeni kilku pokoleń (pokolenie, to mniej więcej 25 lat), te zmiany – według mego rozmówcy – również charakterologiczne, mogą stać się zauważalne nawet dla niezbyt spostrzegawczego obserwatora. Przed tym procesem nie chronią modne obecnie diety, zwłaszcza wegańska, ponieważ głównym składnikiem wegańskich namiastek jest soja, zawierająca estrogeny co prawda w stężeniu znacznie słabszym od tego, które jest wynikiem naturalnej produkcji hormonalnej w organizmie kobiety – ale to nic nie szkodzi, bo skoro ktoś tak naprawdę zjada tylko produkty wytworzone na bazie soi, to prędzej czy później estrogenem się nafaszeruje aż po dziurki w nosie. No i wreszcie – polichlorek winylu. Jest on spalany w tak zwanych “bezpiecznych spalarniach”, ale produktem spalania jest m.in. popiół, który stanowi surowiec do produkcji kostki brukowej, powszechnie u nas stosowanej przy tak zwanym “betonowaniu” czego się tylko da – żeby wydać suwencje z Unii Europejskiej, a na resztę inwestycji zaciągnąć kredyty u banksterów. Mój rozmówca powiedział mi, że okres połowicznego rozpadu niebezpiecznych substancji w wytwarzanych z popiołu kostkach brukowych wynosi 25 lat, w związku z czym możemy mieć z nimi do czynienia nawet przez 100 lat – o ile oczywiście dożyjemy takiego matuzalemowego wieku.

   Jak widzimy, czynników które przeciwdziałają, a w każdym razie mogą przeciwdziałać powrotowi “samca alfa” jest całkiem sporo, więc wcale nie ma pewności, czy on w ogóle wróci, a jeśli nawet – to pod jaką postacią się pojawi. Jeśli już – to  najprędzej pod postacią Murzyna z jakiegoś mniej rozwiniętego kraju afzrykańskiego, albo bisurmanina z Azji Środkowe . Chodzi o to, że w takich słabiej rozwiniętych krajach, hodowla nie korzysta w tak dużym stopniu, jak w Europie, czy w Ameryce, z rozmaitych dodatków do pasz, wspomagających przyrosty wagi u zwierząt. W rezultacie mięso tych zwierząt może nie zawierać tylu estrogenów, co mięso z.  hodowli europejskich, czy amerykańskich. Zatem pojawienie się “samca alfa” w tamtych populacjach jest znacznie bardziej prawdopodobne, niż w Europie, czy Ameryce tym bardziej, że żyjące w tych krajach kobiety nie bardzo mogą sobie pozwolić na doktrynerskie diety, na przykład – wegańską -  więc zamiast soją, odżywiają się, czym tam mogą.

   To mi przypomina pewną inną rozmowę, w której z kolei ja przewrotnie wychwalałem plusy dodatnie analfabetyzmu. Przypominałem inwazję państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację w roku 1968. Czechosłowacja – kraj kulturalny, bez żadnych analfabetów, przeciwnie – wszyscy, a w każdym razie większość umie czytać, więc czyta książki i gazety. No a cóż mogli ci ludzie wyczytać w tych książkach, a zwłaszcza – w gazetach? A cóż by, jak nie to, że Armia Radziecka jest niezwyciężona? To przekonanie utrwaliło się do tego stopnia, że w sierpniu 1968 roku armia czechosłowacka w ogóle nie wyszła z koszar. W rezultacie dywizja tamańska aresztowała czołówkę tamtejszych polityków i umieściła pod strażą na Hradczanach. Jeden z tych dygnitarzy, Zdenek Mlynarz w książce “Mróz od wschodu” wspomina, jak   to siedzieli w ponurym milczeniu w sali zamku hradczańskiego, aż tu nagle zauważył on swojego kierowcę, którzy przechodzi gładko przez wszystkie posterunki dywizji tamańskiej. Kiedy podszedł blisko, Mlynarz pyta go, jak to się stało, że Rosjanie dopuścili go aż tutaj. Na co szofer powiada: próbowali mnie zatrzymywać, ale ja wtedy im mówiłem: ja wam nie podlegam – a oni się rozstępowali i mnie przepuszczali. Jestem prawie pewien, że wykształconemu Mlynarzowi nie przyszło nawet do głowy, że on Sowieton nie podlega, więc nic dziwnego, że go uwięzili.

   Minęły lata i Związek Sowiecki najechał Afganistan. Całkiem inny kraj, niż Czechosłowacja. Większość tamtejszych mieszkańców to analfabeci, którzy nie czytali ani książek, ani gazet, więc nie wiedzieli, że Armia Radziecka jest niezwyciężona  i po staremu stawili jej opór – i to z jakim skutkiem – podobnie, jak później Amerykanom, którzy pozostawili złowrogim talibom  całą swoją broń i amunicję – chociaż ci talibowie oprymują tamtejsze kobiety, nie pozwalają im się kształcić w wyższych szkołach gotowania na gazie – toteż feminizm jest  w tym całym Afganistanie prawie nieznany. Czy w tej sytuacji talibowie mogliby prezentować się jako “samce alfa”, których powrotu z utęsknieniem oczekujemy? Tego nie jestem pewien, chociaż nie powiem, żeby wizja, jak to na przykład moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, zostaje ubrana w gelabiję, a potem kijem zagnana do haremu pod czujną eunucha straż, była mi nieprzyjemna. Przeciwnie – osłodziłaby mi z pewnością gorycz klęski cywilizacji łacińskiej, która – zgodnie z opinią Felisa Konecznego, musiałaby ulec w konfrontacji z cywilizacją arabską.

                                                                       

Stanisław Michalkiewicz

 

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną