Michalkiewicz: Murem za Rzeszą (FELIETON)

0
0
Stanisław Michalkiewicz
Stanisław Michalkiewicz / Sejmlog

Jak pamiętamy, pierwszym krokiem na drodze do ostatecznego sformułowania nowej rewolucyjnej teorii, była uwaga obywatela Tuska Donalda, że żyjemy w “okresie przedwojennym”. To bardzo ciekawa uwaga, która każdego badacza rewolucyjnych teorii powinna skłaniać do przyjrzenia się, jak to było w poprzednim “okresie przedwojennym”, żeby lepiej zrozumieć, co właściwie oznacza to dzisiaj.

Otóż charakterystycznym zjawiskiem dla poprzedniego okresu przedwojennego były tzw. “fołksfronty”. Chodziło o pozornie apolityczne ruchy pacyfistyczne, które jednak tak naprawdę były dyrygowane przez Komintern z Moskwy, żeby opinię publiczną państw Europy Zachodniej urabiać w kierunku korzystnym dla polityki sowieckiej. Celem polityki sowieckiej w latach 30-tych było doprowadzenie państw Europy Zachodniej do stanu obezwładnienia, by stały się one łatwym łupem dla sowieckiego podboju i wprowadzenia tam komunistycznych porządków w ramach rewolucji światowej. Wstępnym posunieciem było zdjęcie przez partie komunistyczne anatemy z socjaldemokratów, z którymi wcześniej nie wolno było wchodzić w sojusze. Odkąd Stalin zatwierdził fołksfrony, partie komunistyczne mogły już tworzyć koalicje nie tylko z socjaldemokratami, ale nawet – chadekami, żeby tylko zrobić “no pasaran” znienawidzonemu faszyzmowi. Ale w sierpniu 1939 roku Stalin dogadał się z Hitlerem, co wszystkich fołksfrontowców wprawiło w wielkie zakłopotanie, jako że musieli to wszystko przełknąć i to bez żadnej omasty. Chodziło o sowieckie korzyści z rozbioru Polski – podobnie jak to było w wieku XVIII, kiedy to Fryderyk II w podobny sposób wykiwał opłacanych przez siebie francuskich filozofów, co delikatnie wytknął mu sam Voltaire, że wy władcy zawsze zrobicie coś takiego, co nas, filozofów wprawia w konsternację. Ale Fryderyk, podobnie jak i Stalin, wiedział coś z czego filozofowie nie zdawali sobie sprawy, a co w swoim czasie wyraził Bismarck – że zagadnień dziejowych nie rozstrzyga się deklamacjami, tylko krwią i żelazem.

Teraz mamy sytuację podobną, z tą różnicą, że tworzące się obecnie fołksfronty nie słuchają już Moskwy, tylko Berlina, który próbuje wykorzystać prezydenturę Donalda Trumpa w USA do spełnienia co najmniej dwóch swoich marzeń. Pierwszego – żeby nareszcie uwieńczyć budowaną od dziesięcioleci IV Rzeszę własną, to znaczy – europejską armią pod egidą uzbrojonej po zęby za pieniądze całej Europy Bundeswehry i drugie – żeby w ramach tej “europejskiej” armii położyć wreszcie i niemiecki palec na francuskim atomowym cynglu. W tym celu Niemcy, za pośrednictwem instytucji Unii Europejskiej, opanowanej przez osoby zaaprobowane przez Reichsfuhrerin Urszulę Wodęleje, wykorzystują wojnę na Ukrainie, która w tej sytuacji stanowi dla nich prawdziwy dar Niebios, bo nie tylko ułatwia przekonanie europejskich narodów do podporządkowania własnych bantustanów do militarystycznej polityki niemieckiej, ale również dostarcza pretekstu do wskazania nieubłaganym palcem wroga w postaci Rosji. Jaka Rosja jest – każdy widzi – ale rozdmuchując rosyjskie zagrożenie, Niemcy – jak się okazuje – bez specjalnego trudu, odwróciły ostrze przedwojennych fołksfrontów, które teraz próbują robić “no pasaran” już nie “faszystom”, bo Unia Europejska przezornie nie mówi o sznurze w domu wisielca – tylko “ekstremistom”. A kto jest “ekstremistą”? To proste, jak budowa cepa. Każdy, kto nie akceptuje linii politycznej IV Rzeszy. W tym celu forsowany jest model demokracji kierowanej, który u nas obywatel Tusk Donald nazywa “walczącą”, a którą w działaniu mogliśmy zobaczyć w Rumunii, a tylko patrzeć, jak zobaczymy i u nas, kiedy już zwołany zostanie “okrągły stół” w sprawie wyborów prezydenckich w Polsce.

Skoro tedy Stalin, to znaczy – pardon – oczywiście nie żaden Stalin, tylko Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, rzuciła hasło przyspieszenia na odcinku militarystycznym, natychmiast zareagował Parlament Europejski, uchwalając rezolucję, bardzo rozbudowaną – ale po odciśnięciu z niej wody, trudno mieć złudzenia co do tego, o co chodzi naprawdę. A naprawdę chodzi o przygotowanie Europy do zaakceptowania europejskich sił zbrojnych oraz - że “Wał Tuska”, czyli “Tarcza Wschód” oraz Bałtycka Linia Obrony, “powinny być sztandarowymi projektami UE”. Co to konkretnie znaczy? Skoro “Tarcza Wschód” ma być “sztandarowym projektem UE”, to znaczy, że Unia Europejska, a ściśle – jej ścisłe kierownictwo, czyli aktualny Reichsfuhrer (czy Reichsfuhrerin), ma przejąć w odniesieniu do niej kompetencje decyzyjne. Wprawdzie żaden z europosłów mi się nie zwierza, ale uprzejmie zakładam, że właśnie obawa przed przejęciem kompetencji decyzyjnych przez UE, czyli – przez IV Rzeszę Niemiecką – skłoniła europosłów PiS i europosłów Konfederacji do głosowania przeciwko tej rezolucji. O ile jednak europosłom Konfederacji niczego w tej sprawie zarzucić nie można, o tyle politykom PiS, zwłaszcza tym, którzy w Parlamencie Europejskim zasiadają od lat, można zarzucić działania tak bardzo spóźnione, że aż można je podejrzewać o pozorność. O tym, do czego po wejściu w życie traktatu z Maastricht zmierzają Niemcy, trzeba było myśleć najpóźniej w roku 2003 – ale wtedy Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego nic w tej sprawie nie różniło z szefem Volksdeutsche Partei, obywatelem Tuskiem Donaldem, podobnie jak w roku 2008, kiedy to Naczelnik Państwa, wraz z obywatelem Tuskiem Donaldem przeforsowali w Sejmie ustawę upoważniającą prezydenta do ratyfikacji traktatu lizbońskiego. To wtedy zostaliśmy wepchnięci na równię pochyłą, a teraz jesteśmy już niedaleko jej końca. W tej sytuacji bezsilne protesty mogą służyć tylko podtrzymaniu wśród wyznawców Naczelnika złudzeń, że jeśli nawet popełnia on łajdactwa, a w najlepszym, najbardziej uprzejmym komentarzu – głupstwa – to robi je z miłości do Polski, podczas gdy obywatel Tusk Donald robi to samo, to kieruje się pragnieniem zdrady i zaprzaństwa. Kto chce – niech wierzy.

No i 20 marca odbyło się w Sejmie głosowanie w sprawie poparcia dla wspomnianej rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie “obronności”. Za poparciem rezolucji głosowało parlamentarne zaplecze polityczne gabinetu obywatela Tuska Donalda, a przeciwko – posłowie PiS i Konfederacji. Ta sytuacja skłoniła obywatela Tuska Donalda do wzbogacenia rewolucyjnej teorii o nowe odkrycia. Jak pamiętamy, obywatel Tusk Donald wzbogacił był wcześniej rewolucyjną teorię w kwestii przyzwoitości. Wszyscy ludzie przyzwoici stoją murem za Ukrainą do samego końca – w dodatku bez względu na to, co Ukraina robi. Teraz doszła do tego kolejna ocena – nie polityczna, bo przecież obywatelu Donaldu Tusku żadnej polityki wykraczające poza zadania wyznaczone przez Reichsfuhrerin, która przecież tylko dlatego go tu trzyma, uprawiać nie wolno - że ci posłowie głosujący przeciw poparciu rezolucji “wybrali hańbę”. Tu już obywatel Tusk Donald chyba nawet wybiegł przed orkiestrę, bo przedłożył wierność wobec Reichsfuhrerin (“nasz honor, to wierność” – deklarowali członkowie SS) nad wszystko inne. Ciekawe, jakich jeszcze odkryć w zakresie rewolucyjnej teorii dokona.

Stanisław Michalkiewicz

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Przejdź na stronę główną