Michalkiewicz: Piknik aktywistów dobiegł końca (FELIETON)

1 października na wodach międzynarodowych, izraelska marynarka wojenna otoczyła konwój płynący z pomocą humanitarną do Strefy Gazy, niektóre jednostki przejęła, a pozostałe, wraz z pasażerami – skierowała do miejscowości Aszdod na terenie Izraela– wśród nich Wielce Czcigodnego posła z ramienia Koalicji Obywatelskiej, Franciszka Sterczewskiego.
Wielce Czcigodny w momencie, gdy izraelscy marynarze weszli na pokład łodzi, którą płynął i go aresztowali, zdążył nadać komunikat, że został “porwany” i poprosił polskie władze o opiekę konsularną, która umożliwi mu bezpieczny powrót do Polski. 2 października władze izraelskie podały, że cały konwój został przechwycony przez izraelską marynarkę i do Strefy Gazy nie dotrze – co zresztą wcześniej strona izraelska zapowiadała.
Eksperci spoza Izraela twierdzą, że zatrzymanie konwoju, który nie był uzbrojony, było ze strony Izraela “aktem piractwa” i w ogóle złamaniem prawa międzynarodowego oraz praw człowieka, a co bardziej porywczy domagają się nawet “sankcji” wobec Izraela – takich samych, a może chociaż tylko podobnych, jakie zostały zastosowane wobec Rosji. Wygląda jednak na to, że - po pierwsze – Izrael żadnych sankcji się nie obawia, bo od samego początku użył wobec konwoju z pomocą humanitarną dla Strefy Gazy bardzo poważnego zaklęcia w postaci oskarżenia jego uczestników o “terroryzm”. Takie oskarżenie jest chyba jeszcze gorsze od oskarżenia o “antysemityzm” - bo to ostatnie tak często bywało nadużywane, że uległo inflacji i obecnie coraz mniej ludzi się go obawia, chociaż sporo jest takich, co uważają, iż gorsze ono jest od śmierci. Dotyczy to zwłaszcza politycznych ambicjonerów, którzy jak ognia starają się unikać wszystkiego, co mogłoby wskazywać, że w ogóle mają jakieś poglądy, a już zwłaszcza – że mają poglądy niezatwierdzone do wyznawania – zaś “antysemityzm” do takich poglądów należy. O ile jednak osoby oskarżane o “antysemityzm” jakoś ten eksperyment przeżywają, to oskarżenie o “terroryzm” jest poważniejsze w skutkach, bo może doprowadzić do przykrych konsekwencji w postaci umieszczenia w areszcie wydobywczym, a potem – nawet w więzieniu. A w tym politycznym sezonie zaklęcie w postaci “terroryzmu” jest nie tylko dobre na wszystko, ale również – jeśli takie określenie by tu w ogóle pasowało – najmodniejsze. Na przykład prezydent USA Donald Trump uznał urzędowo “Antifę” za “organizację terrorystyczną”. Jest to chyba nawet uzasadnione, o czym mogłem przekonać się podczas pobytu w Anglii, gdzie uczestniczyłem w konferencji zorganizowanej przez tamtejszych polskich działaczy.
Wynajęli oni lokal u pewnej religijnej wspólnoty – ale kiedy już konferencja się rozpoczęła, zakłopotani właściciele ośrodka oświadczyli, że wypowiadają umowę, bo zadzwonił do nich jegomość podający się za członka “Antify”, komunikując, że jeśli tego nie zrobią, to “Antifa” spali im ten cały ośrodek. Nie było rady, jak wynająć salę w hotelu – ale i tutaj sytuacja się powtórzyła z tą różnicą, że jegomość podający się za członka “Antify” już nie groził, że hotel spali, tylko – że go zdemoluje. W tej sytuacji organizatorzy zwrócili się do proboszcza miejscowej polskiej parafii,w Southampton który żadnych pogróżek się nie przestraszył, dzięki czemu konferencja odbyła się już bez przeszkód. Wygląda jednak na to, że jakieś wpływowe środowiska w Zjednoczonym Królestwie muszą tę całą “Antifę” ochraniać, bo – jak nas poinformowali właściciele ośrodka i właściciel hotelu - tamtejsza policja całkowicie zbagatelizowała informacje o kierowaniu gróźb karalnych, chociaż w dobie totalnej inwigilacji zidentyfikowanie telefonującego osobnika chyba nie przekraczało możliwości umysłu ludzkiego, a policyjnego, w szczególności. Nie ma zatem innego wyjaśnienia, jak to, że w Zjednoczonym Królestwie ktoś “Antifę” ochrania. Pewne światło na tę sprawę rzuca niedawna rozmowa, jaką na łamach portalu “Onet” przeprowadził pan red. Węglarczyk z panem Lejbem Fogelmanem, “prawnikiem i filozofem”. Pan Fogelman wyznał, że on odmówiłby rozmowy z Grzegorzem Braunem, bo on jest “faszystą” - wiec prawowierny człowiek rozmawiać z nim nie może bez ryzyka strefienia tak samo, jak z Hitlerem. Pewnie dlatego organizatorzy Targów Książki, jakie mają odbyć się pod koniec października w Krakowie, odprosili stamtąd Wydawnictwo Capital, ponieważ wydało ono książki Grzegorza Brauna. Okazuje się zatem, że terroryzm – swoją drogą – ale gorszą myślozbrodnią od terroryzmu jest “faszyzm” i że chociaż “Antifa” jest organizacją terrorystyczną, to może cieszyć się pewnymi względami, jako młot na “faszyzstów”. A kto jest “faszystą”? To proste, jak budowa cepa. “Faszystą” jest ten, kto zostanie za takiego uznany przez Judenrat “Gazety Wyborczej” w Polsce, albo przez Judenraty w innych, miłujących wolność i pokój krajach. Dlatego też bez zdziwienia przyjąłem wiadomośćc, że policja w Warszawie spacyfikowała demonstrantów, którzy przed gmachem MSZ demonstrowali swoją solidarność z Palestyńczykami. Gdyby demonstrowali swoją solidarność z Izraelem, który właśnie liczy na to, że w ramach pokojowego planu prezydenta Trumpa, będzie mógł już bez problemów dokończyć operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy, to żaden z policjantów – o ile w ogóle by się pod gmachem MSZ pojawili – nawet by nie drgnął. Ale nie na darmo przysłowie powiada, że co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie – a wiadomo, że Izrael jest przecież ważniejszy, niz wojewoda. Ach – co ja mówię takie rzeczy! Izrael jest ważniejszy, niż sam prezydent Donald Trump, który swoją służebną rolę względem Izraela sprytnie kamufluje 20-punktowym “planem pokojowym” - być może zasuflowanym mu właśnie przez stronę izraelską.
W tej sytuacji – po drugie – nie do pomyślenia jest, by jakieś kraje, zwłaszcza amerykańscy wasale, odważyli się na jakieś “sankcje” przeciwko Izraelowi. Dotychczas słyszeliśmy tylko nieśmiałe popiskiwania, czy by tak nie wykluczyć Izraela z Eurowizji, czy europejskich rozgrywek sportowych – ale ktoś starszy i mądrzejszy nawet na te popiskiwania musiał nałożyć surdynę – bo już żadnych popiskiwań nie słychać. Toteż i “aktywiści” zatrzymani przez izraelską marynarkę na międzynarodowych wodach, potulnie podkulili pod siebie ogony, posłusznie podreptali do Aszdodu, zadowoleni w głębi duszy, że ten cały uroczy środziemnomorski piknik zakończył się wesołym oberkiem, to znaczy – nikt nie trafi do turmy pod pretekstem “terroryzmu”, tylko wygodnie wróci do domu. Nawet Książę-Małżonek, który Putinowi potrafi pokazać groźną minę, zakomunikował, że nie ma nikogo na wymianę na Wielce Czcigodnego Franciszka Sterczewskiego – ale chyba nie trzeba będzie dawać za niego żadnego zakładnika, bo – powiedzmy sobie szczerze – Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski potrzebny jest Izraelowi jak psu piąta noga.
Stanisław Michalkiewicz