Rumunia - od lewicoprawicy do prawicolewicy

0
0
0
/

W grudniu Rumuni wybiorą nowy skład dwuizbowego parlamentu. Faworytem jest rządząca koalicja sił zgrupowanych w Unii Społeczno-Liberalnej. W jej skład wchodzą partie wywodzące się zarówno z obozu postkomunistycznego, jak i antykomunistycznego. To jeden z rumuńskich paradoksów, mniej znany polskiej opinii publicznej.


Obalenie dyktatury Nicolae Causescu w grudniu 1989 roku uruchomiło procesy demokratyzacji kraju. W miejscu dotychczas zarezerwowanym wyłącznie dla partii komunistycznej, zaczęły żywiołowo powstawać liczne formacje. Część z nich próbowała nawiązywać do przedwojennych, znaczących podmiotów rumuńskiego pejzażu politycznego. Reaktywowano między innymi partię narodowo-liberalną (PNL) i chrześcijańsko-narodowo-demokratyczną partię chłopską (PNTCD).

Jednak podobnie jak w Polsce, w obozie centroprawicowym i antykomunistycznym obserwowaliśmy podziały i rozbicie. To sprawiło, że zdecydowanie bardziej zdyscyplinowani postkomuniści, wsparci dawną agenturą Securitate, a zarazem sprytnie ukryci pod nazwą Frontu Ocalenia Narodowego (FSR), zdominowali w latach 90.  politykę w Bukareszcie.

Nie oznacza to bynajmniej, że przez całą wspomnianą dekadę rumuńska scena polityczna pozostawała zakonserwowana. Twardsza część postkomunistów przeistoczyła się w Demokratyczny Front Ocalenia Narodowego, a jej bardziej centrowa część powołała Partię Demokratyczną (PD).

W obozie antykomunistycznym udało się w końcu utworzyć platformę współpracy pod nazwą Konwencji Demokratycznej (CD), z którą współpracowała Unia Rumuńskich Węgrów (UDMR). Jednym z niewielu pozytywów współpracy centroprawicy było zwycięstwo niekomunistycznego kandydata na prezydenta w 1996 roku – Emila Constantinescu.

Ale polaryzacja na osi postkomunizm – antykomunizm nie okazała się trwała. Lewica zgrupowana w Demokratycznym Froncie Ocalenia Narodowego, wraz z mniejszymi partiami nieodległymi ideowo, powołała do życia nowy byt polityczny – Partię Socjaldemokratyczną (PSD).

W tym czasie, po drugiej stronie barykady, można było zaobserwować proces zbliżania się ku sobie „łagodniejszych” postkomunistów z Partii Demokratycznej z najsilniejszym podmiotem rozsypanej, centroprawicowej Konwencji Demokratycznej, czyli Partią Narodowo-Liberalną.

W 2004 roku obie te partie poszły do wyborów razem w ramach Sojuszu Prawdy i Sprawiedliwości. To tak jakby na polskim gruncie w jednej koalicji miałoby znaleźć się środowisko Aleksandra Halla, Kazimierza Ujazdowskiego i Bronisława Komorowskiego z prawej strony dawnej Unii Demokratycznej z Aleksandrem Kwaśniewskim, Wojciechem Olejniczakiem czy Ryszardem Kaliszem.

Nietypowy alians miał też miejsce po drugiej strony politycznej barykady. Odwołująca się do tradycji, solidarystyczna i wspierająca postulaty polityki prorodzinnej Partia Konserwatywna (PC) wystartowała we wspomnianych wyborach z postkomunistycznymi socjaldemokratami jako Unia Narodowa. To taki odpowiednik hipotetycznego współdziałania pod jednym sztandarem Marka Jurka, czy Stefana Niesiołowskiego z Leszkiem Millerem i Włodzimierzem Cimoszewiczem.

Dalsze przegrupowania na rumuńskiej scenie politycznej miały swoją kontynuację w drugiej połowie minionej i na początku obecnej dekady. Główny impuls poszedł ze strony Partii Narodowo-Liberalnej. Część działaczy z Teodorem Stolojanem powędrowała w kierunku centrolewicowej Partii Demokratycznej, by utworzyć Partię Demokratyczno-Liberalną (PDL).

Inni liberałowie z Crinem Antonescu padli w objęcia postkomunistycznej Partii Socjaldemokratycznej, dając wraz z konserwatystami, zalążek dzisiejszej Unii Społeczno-Liberalnej.

W efekcie trwających od kilkunastu lat, ruchów tektonicznych na rumuńskiej scenie politycznej, mamy do czynienia z ostrą rywalizacją dwóch wielkich obozów. Konflikt, który dzieli Rumunię i jej obywateli, nie jest jednak zdominowany przez spory o charakterze ideowym. Bowiem zarówno unia polityczna pod nazwą Partia Demokratyczno-Liberalna, jak i Unia Społeczno-Liberalna są szerokimi porozumieniami środowisk od lewicy do prawicy. Zatem głównym elementem różnicującym głównych graczy są, podobnie jak w naszym kraju, sprawy personalne.    

Wywodzący się z PDL prezydent Traian Basescu, piastujący swój urząd od 2004 roku, toczy nieustanną walkę „na śmierć i życie” ze swoimi adwersarzami politycznymi. Dwukrotnie, ci ostatni, próbowali zawiesić rumuńską głowę państwa w obowiązkach. Zarówno w 2007, jak i w 2012 roku, operacja ta nie się jednak nie udała. W niedawnym, lipcowym głosowaniu, zawiodła frekwencja (46 proc.). Ale z tych, którzy udali się do urn zdecydowana większość (87 proc.) opowiedziała się za opróżnieniem urzędu przez Basescu.

Ten ostatni, na brukselskich salonach, kreuje się na demokratę, obrońcę prawa i europejczyka. Nowego socjaldemokratycznego premiera Victora Pontę porównuje z Nicolae Ceausescu. Tyle tylko, że rumuński szef rządu ma raptem czterdzieści lat i w odróżnieniu od „prawicowego” Basescu, nie zdążył wiernie służyć w poprzedniej epoce „Geniuszowi Karpat”.
   
Przedwyborcze sondaże jednoznacznie określają po której stronie konfliktu swoje sympatie sytuują mieszkańcy Rumunii. Obecnie rządząca Unia Społeczno-Liberalna może liczyć na około 62 proc. głosów. Rumuński Sojusz Prawicowy (ARD) złożony z pro prezydenckiej Partii Demokratyczno-Liberalnej i historycznej Chadeckiej Partii Chłopskiej (PNTCD) ma tylko około 15 proc. sympatyków. Tuż za nim plasuje się Partia Ludowa (PPDD), nowy byt utworzony przez popularną gwiazdę telewizyjną – Dana Diaconesu. Problem z przekroczeniem pięcioprocentowego progu wyborczego może mieć Unia Rumuńskich Węgrów (UDMR).

Marcin Palade
fot. sxc.hu

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną