Ochrona Baracka Obamy - refleksje
/
Jesteśmy po wizycie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Nasuwa się refleksja nad przygotowaniem tego wydarzenia. Amerykańskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo tej wizyty dały nam Polakom dobrą lekcje. Pokazały, w jaki sposób dbać o najważniejszą głowę w państwie.
Polskie media entuzjazmowały się stanem bezpieczeństwa amerykańskiego prezydenta. Mówiły o sprawdzaniu niemal wszystkich kratek ściekowych na trasie przejazdu Baracka Obamy, o zamknięciu ulic, o przejęciu przez Amerykanów wieży kontroli lotów w chwili sprowadzania prezydenckiego samolotu na ziemię.
A co było z naszą głową państwa podczas lotu do Smoleńska? Kto z naszych służb sprawdzał stan lotniska przed wizytą (ileś tam nieczynnych żarówek, które dopiero po katastrofie zostały wymienione). Kto zainteresował się obsługą na wieży? Ilu funkcjonariuszy BOR zabezpieczało tę wizytę? Zaniedbania, które dostrzega każdy laik do tej pory nie zostały rozliczone. Za błędy i zaniechania nikt nie został ukarany. Z cierpliwością czekamy na raport komisji Millera, a jego ogłoszenie przeciąga się niepokojąco.
Nie możemy mieć pretensji do Rosjan za kłamliwy raport MAK, jeżeli sami nie potrafimy zadbać o swoje interesy. Nie wymagajmy uczciwości od naszego wschodniego sąsiada, jeżeli dla nas samych jest ona obca.
Wizyta śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego przygotowywana była, mówiąc kolokwialnie, lewą nogą, jako coś nieważnego. Ot, przyczepił się Kaczor, aby tam jechać. Jeżeli nie potrafi uszanować rangi prawdziwej wizyty, tej zaproponowanej przez premiera Putina z premierem Tuskiem, to my nie przykładajmy wagi do jego wyjazdu. Przecież może się zdarzyć, że prezydent gdzieś poleci i... po kłopocie.
Ameryka daje nam doskonałą lekcje, jak należy szanować i ochraniać głowę państwa. Gdyby Polacy potrafili wyciągnąć z niej morał i przyznali się do swojej winy. Ale to chyba pobożne życzenia.
Iwona Galińska
fot. sxc.hu
Źródło: prawy.pl