Zaakceptowano zrośnięcie się Ukraińców z neobanderyzmem
Ukraińscy nacjonaliści są - jak to przez lata - zwani dla niepoznaki „Ukraińcami”. To odgórne zakładanie postawienia znaku równości między jednymi a drugimi, które obecnie weszło pełną parą w sferę realizacji. Mało kto wydaje się dostrzegać, a wielu dostrzegać po prostu nie chce, jednej istotnej sprawy. Przykrycie się przez neonazistowską ideologię (wielu udaje, że tego nie widzi) wygodną obszerną ukraińską pierzyną da tejże ideologii nowe możliwości i będzie stanowić wytrych do jej usankcjonowania. Ukraińscy nacjonaliści wiedzą o tym doskonale. Jednak udało im się wmówić sporej części obserwatorów spoza Ukrainy, którym to państwo jest potrzebne, iż nacjonalizm ten ma wyjątkową moc państwowotwórczą. A może raczej narodotwórczą.
Jeszcze w latach 90-tych (tym bardziej dzisiaj) powiedzenie, że nie ma takiego narodu jak ukraiński skutkowałoby oskarżeniem o faszyzm, antyukraińskość i wszelkie inne określenia. I nie chodzi tu o udowadnianie czegoś odwrotnego. Idzie o fakt, iż te same osoby, które tymi oskarżeniami nabijałby działa w dyskusji z innej strony dyskutowałyby w sposób absolutnie ze sobą sprzeczny. Otóż płaczliwie, z rozdartym sercem starałyby się wziąć polemistę pod włos mówiąc: „A na czym mają oni budować?”. Zaraz, zaraz budować co? Historię, tożsamość? Tu padają zwłaszcza te dwa słowa, ale przecież jako naród coś tam już powinni mieć, wystarczające na tyle, by ich jako wspólnotę określić. Obok tego, że samo stwierdzenie, iż Ukraińcy, prócz ludobójców nie mają na czym swojej tożsamości budować - jest kłamstwem - jest dla nich także poniżające. Mają na czym budować. Można podać tu wiele przykładów, a sprawa ta wymaga nawet osobnego potraktowania.
Chodzi jednak o zupełnie coś innego. Budowanie narodu takiego jak amerykański nie wymagało wymyślania legend z przeszłości. Ich zbudowanie przez zlepek narodów byłoby w Ameryce Północnej absurdem. Jednak na Ukrainie, z powodu czystych kompleksów - ukraiński nacjonalizm właśnie próbuje czynić. Amerykanie wiedzieli, że zaczynają od zera i dopiero tworzą swoją historię, która w chwili obecnej, jak na kraj tak młody jest naprawdę imponująca. Choćby wojna secesyjna, PR, który jej zrobiono daleko wykracza poza to, co myśmy dokonali ze swoją, przecież dużo bogatszą i piękniejszą historią. Jednak to Amerykanie ze swoim podejściem, filmami, mediami, rozwojem kultury, muzeami są mistrzami w tej dziedzinie, i za to podziwia ich świat. Czasem może nienawidzić, ale zawsze podziwia i się wzoruje. Amerykanie, widząc także, że startują od zera, nie tylko nie tworzyli sobie bajek, ale i nie czuli potrzeby sięgania do szamba, jeśliby je znaleźli.
Ukraińcy natomiast takowe szambo mają w postaci Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Przeto wdraża się ideologię, iż to jest szambo ukraińskie, więc piękne, starożytne, najlepsze i będziemy nim rzucać w wentylator. Kiedy zaś już rozbryzga się po wszystkich, wszyscy będą mieli na sobie coś ukraińskiego. Może brzmi to absurdalnie, może porównanie mocne, ale tylko to oddaje w jaki sposób Ukraińców się krzywdzi. Bowiem żadną miarą nie idzie tu o wykształcenie stałego na mapie państwa ukraińskiego, czy nawet ukraińskiego narodu. To można bowiem czynić na wiele sposobów, tyleż uczciwych, co skutecznych. Przedmiotem budowy i faszerowania sterydami nie jest ukraińskość, lecz właśnie ukraiński nacjonalizm. I pielęgnowanie tego drugiego odbywa się wszelako pod pretekstem pielęgnowania tego pierwszego. Tylko to bowiem nie rodzi bezpośrednich kontrowersji, które zawsze z ukraińskim nacjonalizmem będą się wiązać, czegokolwiek by nie zrobić.
Budowanie „rezunów” a geopolityczny koncert mocarstw
Zastanowić się można tylko nad jednym. Czy ci wszyscy treserzy - od budowania „ukraińskiej państwowości”, czy też „ukraińskiego narodu” tych mankamentów nie widzą? Przecież nie są idiotami, skoro to oni rozdają karty i wiele państw, zwłaszcza słabszych, niestety także i nasze, tańczy w takt melodii wygrywanej na tym „ukraińskim” akordeonie.
Warto zauważyć, że warunkiem karmienia Europy toksyczną „ukraińską” de facto neobanderowską papką jest zawsze czynnik rosyjski. To czynnik namacalny i oczywisty, zaprzeczają jego istnieniu tylko którzy są w stanie wyłącznie opierać swoje myślenie na prostym interfejsie. Bo myślenie płytkie jest cechą zarówno tych, którzy widzą na arenie międzynarodowej rosyjski imperializm, jak i tych, dla których on nie istnieje, będąc jedynie potencjalnym sojusznikiem w zwalczaniu neobanderyzmu.
Na tym świecie bowiem trudno o idealistów, albo o ludzi, którzy w końcu uronią łzę i w myśleniu naiwniaków idealistami wkrótce się staną. Takich ludzi nie ma, ani u sterów Rosji, ani Stanów Zjednoczonych (czy o Niemcach w ogóle trzeba wspominać?), ani tym bardziej wśród prymitywów i moralnych analfabetów w państwie ukraińskim. Trudno nie czuć smrodu cwaniaków, kierujących tym ostatnim. A jednak niektórzy go nie czują. Przecież na kilometry roznosi się fetor szajki, która pod płaszczykiem powierzchownych zmian uwłaszcza się na państwie, uwłaszcza się na trudzie żyjących na skraju ubóstwa Ukraińców. Oni żyli już tak i przed wojną, która rozgrywa się na wschodzie, teraz jest tylko gorzej. Ich politycy, z których niemal już każdy (lub po prostu każdy) oddał już pokłon postaciom związanym z ukraińskim nacjonalizmem są europejskimi (i nie tylko) gwiazdorami medialnymi.
Ukraińscy politycy czy „intelektualiści” są jak wysoka kasta w Indiach, z pozłacanymi, okazałymi pałacami (to nie tylko kwestia Wiktora Janukowicza), zadziwiającymi ogrodami pośród ubóstwa, żebractwa, trądu i w najlepszym wypadku wyrobnictwa, które dotyka w ogromnym stopniu zwykłych obywateli. Ci gwiazdorzy medialni będący na ustach światowej prasy wydają się korzystać ze swojej popularności, spotykając się z przedstawicielami naszego państwa (Nie odbiera im śmiałości fakt, że Ukraińcy z biedy do nas jeżdżą. To nasi gną się jak drut.). I trudno znieść te nieśmiałe uśmiechy w stylu Donalda Tuska, który był zadowolony, że fotografuje się z Angelą Merkel, iż należy do elity, a uległość, która powodowała klepanie go po plecach jest jedyną światłą europejską polityką. Jak się okazało na każdego jest coś, co budując jego mrzonki może utrzymać go w chomącie polityki wyższych i trzeźwych graczy. Jedno oficjalnie głoszących, drugie dzięki temu realizujących.
Zaiste śmieszą, tak bardzo śmieszą ogłaszane przez Poroszenkę, robiącego przez nieomal cały czas trwania wojny interesy z Rosjanami – rosyjskie inwazje. Głoszą to ludzie, których wielu prawdopodobnych połączeń z Rosjanami nikt nie zbadał. Rosja i jej ręka bez żadnej wątpliwości sięgają do Polski, jednak wcześniej na Ukrainę to zapewne co innego? Czyż nie jest w interesie Rosji wykreowanie sobie rzeczywistych, nie malowanych faszystów (de facto neonazistów), od których będzie później wyzwalać, a przed którymi ostrzega? Czy aby to na pewno nie medialna artyleria przed zmianami na europejskich mapach, które wszelako już zaczęły następować? A gdzie ci sceptycy, którzy dostrzegli niebezpieczeństwo niemieckie, boją się imigrantów, liczą straty które Niemcy zadali choćby tylko samej Warszawie? Czy nie mogą oni prześledzić priorytetów niemieckiej polityki na Ukrainie, czy nie mogą spojrzeć raz przez okulary Niemców?
Czy w końcu nie mogą sięgnąć do historii, by przeanalizować mechanizmy niemieckiej polityki w tych stronach? A może w jakimś stopniu są one podobne? Może pewne założenia się nie zdezaktualizowały? Równie interesujące jest dziecinne idealizowanie Amerykanów. Jako mocarstwo mają oni piękne tradycje, choćby poprzez krew młodych amerykańskich żołnierzy wyzwalających Europę Zachodnią, etc. Wyzwalających jakże inaczej od czerwonej zarazy (Ci którzy to relatywizują narażają się tylko na śmieszność). Jednak skąd założenie, że każdy, kto rządzi Ameryką to nadczłowiek i anioł, idealista, który zawsze mówi to co myśli, nigdy nie zostawi w potrzebie, a jak się go uprosi i on coś obieca to słowa dotrzyma?
To samo dotyczy całej administracji amerykańskiej. Skąd pomysł, że siedzą tam sami idealiści. Z takiego pojmowania trzeba wyrosnąć. Wystarczy porozmawiać z amerykańskimi kolegami. I bynajmniej nie chodzi tu o relatywizację, iż każde z wymienionych państw jest takie samo i władze niczym się nie różnią, bo to nie prawda. Jednak mają one pewne cechy wspólne - realizację konkretnych interesów i moralność nie zawsze im towarzyszy, tak jak mamy tendencję wzniośle im ją przypisywać.
Polskie cele wobec polskich mrzonek
Naszym interesem jest społeczeństwo ukraińskie przyjazne Polsce. To społeczeństwo, wraz z wdrażaną ideologią ukraińskiego nacjonalizmu nigdy nie będzie miało szansy ostatecznie istnieć. Sympatia dla Polski zacznie się cofać. Państwo polskie nie potrafi sobie poradzić z ideologią neobanderowską nawet w swoich granicach. Nie ma żadnej polityki tępienia odpowiednich symboli, a ofiarne działania Straży Granicznej po licznych incydentach z czerwono-czarnymi flagami są zaledwie początkiem potrzebnych działań. Nikt nawet nie myśli, by wobec zwiększającej się liczby ukraińskich pracowników w Polsce prowadzić politykę informacyjną, dotyczącą prawdziwej historii, tylko po to by uodpornić ich na tę ideologię. O sprawach tak prostych jak tępienie czerowno-czarnych neobanderowskich soroczek (neobanderowska wersja ukraińskich koszul ludowych) nie wspomnę. Widziałem taką nawet na pieszej pielgrzymce do Częstochowy, a polski brat zakonny zarzekał się, że to tradycyjne kolory Kozaków Zaporoskich (Sic!).
Bezkrytycznie bowiem nasi naiwni rodacy przyjmują wszystko co im się powie, są łatwowierni jak łatwowierni byli także w innych czasach, kiedy na tym tracili. Powiedzenie prawdy nadal owocuje ostracyzmem. Prędzej można uwierzyć w brednie dotyczące pojedynczych osób, które przed nacjonalizmem ukraińskim ostrzegają (flagowy przykład ks. Isakowicz), niż w rażącą politykę publiczną, która prowadzi do destrukcji, choć medialnie cały czas po goebbelsowsku powtarza się co innego. A wszystko dlatego, że niektórzy mają często tendencję do ulegania myśleniu życzeniowemu.
Wybitnym przykładem tej postawy jest właśnie Ukraina. Mamy świadomość, że nasi przodkowie położyli politykę ukraińską, sprawę kozacką i to prawda. Jednak kompleks, który nam przy tej okazji towarzyszy, niedocenienie ruchu kozackiego, czy też równouprawnienie go do stworzenia Rzeczpospolitej Trojga Narodów boli nas. To był błąd, tyle że współczesne realia ukraińskie wyglądają inaczej. Kozacy są już tylko tradycją i wspomnieniem, tożsamością aż tym, ale i tylko tym - niczym więcej. Nie można opierać współczesnej polityki o współczesnych realiach o kompleksy przeszłych zaniechań, można to robić tylko wtedy gdy się zweryfikuje rzeczywistość. Co do tradycji kozackiej to w tej chwili na skutek zaniechań naszej polityki wschodniej nie mamy na nią żadnego wpływu.
Kształtują ją potomkowie morderców Polaków z UPA, którzy część swojej zbrodniczości opierali właśnie o krwawe tradycje kozackich rzezi na Polakach. I choć trzeba sobie zdać sprawę, że tradycja kozacka w odróżnieniu od upowskiej jest różna i kolorowa to właśnie oni upowscy pogrobowcy dokonują tej selekcji. Selekcji dla nas niekorzystnej, bo ona jest podporządkowana ideologii banderowskiej, która to zawsze będzie wroga Polsce, niezależnie od tego czy czasami wyszczerzy się w stronę Rosji. Polityka selekcjonowania tego Kozactwa, które splamiło się polską krwią jest akurat również korzystna dla Rosji, a także dla Niemiec. I niestety w najlepszym razie obojętna dla naszych „idealistycznych” sojuszników Amerykanów.
Natomiast w interesie wszystkich tych krajów jest wmawianie nam, że się nic nie dzieje. Choćby z tego powodu, że jednym się podkładamy, a innych to nie obchodzi, bo mają swoje cele, inne niż te które byśmy chcieli u nich widzieć. Nie ma żadnych gwarancji, że broń wysłana na Ukrainę, lub szkoleni przez Wojsko Polskie ukraińscy żołnierze nie obrócą jej przeciwko nam.
Ukraińskie bagienko
Nie ma wspomnianej wyżej gwarancji - tym bardziej, że medialnie obserwuje się na Ukrainie nagonkę na Polaków, choćby przy okazji uchwały dotyczącej zbrodni OUN-UPA. Wbrew pozorom nie jest ona jednak najprawdopodobniej spowodowana uchwałą, lecz uchwała jest dobrym powodem do testu nowej antypolskiej propagandy. Propagandy, która na Ukrainie zawsze w mniejszym lub większym stopniu istniała. Prawdopodobnie także z inspiracji rosyjskiej, lecz zawsze miała ona nacjonalistyczną wymowę. Jednak w kontekście tego - co antypolskiego wykrzykują ukraińscy nacjonaliści - pojawia się mniejsza lub większa medialna cisza, nie przebija się to tak - jak incydenty z innych krajów. Z powodów oczywistych może szkodzić wizji perspektywicznej polsko-ukraińskiej przyjaźni. Przeto ukraińscy nacjonaliści mogą sobie pozwolić niemal na wszystko.
Jeśli nawet coś się medialnie przebije, zza naszej południowo-wschodniej granicy słychać głosy o rosyjskiej prowokacji. Szkoda jednak, że są one wyłącznie na potrzebę polską i dla polskich uszu. Bo faktycznie te incydenty żywią rosyjską politykę propagandową. Tyle, iż nie następuje żadna krytyka nacjonalistycznych sprawców tych incydentów - jako wspierających rosyjską politykę. No jak to przecież to zawsze „porządni” neobanderowcy. Oskarżać o bycie ręką z Moskwy można tylko tych, którzy takie incydenty zauważają, lub jeszcze bardziej tych, którzy pokazują, że są one szerszym kontekstem neobanderowskich zamiarów. Dziwne, że od sprawców antypolskich wystąpień nikt się z czołowych ukraińskich polityków nie odcina, jako od rosyjskich prowokatorów. A prawda jest taka, że ci politycy są od nacjonalizmu ukraińskiego zależni. Są już mu w strachu zhołdowani, jak więc mogą się od niego odcinać? Powtarzają jego frazesy propagandowe pod adresem Polski, bo banderyzacja społeczeństwa ukraińskiego postępuje na całego.
I bynajmniej nie skończy się w Ukraińskich granicach. Przyjdzie do nas do Polski wraz z setkami tysięcy pracowników z Ukrainy, którzy mają ludzkie prawo szukać możliwości godnego utrzymania rodziny, tak jak i Polacy na Wyspach. Tyle, że dżuma ukraińskiego nacjonalizmu, który jest radykalną wersją neonazizmu dotyczy tylko Ukraińców. Tylko oni mogą się nim zarazić. Jeśli nawet jedynie część z miliona Ukraińców pracujących w Polsce (ta liczba się zwiększa) się nim zaczadzi to będziemy mieli tragedię. Dyskusyjną wydaje się być jedynie skala. Neobanderyzm przyjdzie do nas wślizgując się między ukraińskich emigrantów, tak jak zbrodniczy islam między ludność przybywającą z Bliskiego Wschodu do Europy Zachodniej. Dziwimy się, że Europa Zachodnia zapomniała o swojej chrześcijańskiej tradycji, krucjatach, bitwach, islamskiej inwazji sprzed setek lat. Pukamy się w głowę mówiąc, że historia się powtarza.
A co z naszą pamięcią, od której dzielą nas zaledwie dziesiątki lat? Nie chcemy brać z niej lekcji? Nie trzeba wspominać nawet banderowskiego ludobójstwa wystarczy przedwojenny „ukraiński” terroryzm. Podporządkowujemy się jedynie wizji polityki ukraińskiej, którą mają nasi sąsiedzi. Dla nich to lepiej, że z Polski wyjedzie kolejna fala siły roboczej. Siły roboczej, która nie podpala, nie wysadza, jest genetycznie i kulturowo bardziej podobna i rozpuszcza się szybko. Nie przeszkadza im, że Polska może mieć jakiekolwiek kłopoty wewnętrzne, to nie ich sprawa. Są wręcz zachwyceni, że państwo ukraińskie, w tym neobanderowskim wydaniu, które się chwieje z powodu tej, a nie innej polityki - pośle część swoich obywateli do Polski. Tym samym zapewnią utrzymanie sobie i innym Ukraińcom. Ukraina w przepoczwarzanej postaci będzie miała większe szanse utrzymania się, a nawet wpływania na Polskę. Gorsze jest jednak to, że nie ma dla nich znaczenia, iż Polak - dajmy na to w Wielkiej Brytanii nie może nagle przyswoić wobec niej pretensji terytorialnych - a ukraiński nacjonalista owszem takowe żywi.
To nie bajka, tylko kod pewnych dogmatów, które wpycha się dzieciom już w ukraińskiej szkole i elementy oficjalnego przekazu, jaki zaczyna się pojawiać w mediach. To wszystko ulegnie legalizacji, kiedy wskutek niehamowanej przez nas polityki banderyzacji Ukraińców, między nimi a neobanderowcami będzie można postawić znak równości. Czy jednak przedstawiciele państwa polskiego myślą o jakiejkolwiek stałej polityce mającej temu przeciwdziałać? Można szczerze w to powątpiewać. Ja z synowcem na czele i jakoś to będzie... Czy kiedykolwiek nauczymy się wyciągać lekcje z historii i dostrzegać także tą która nam się nie podoba?
Źródło: prawy.pl