To „wyzwolenie” nacechowane było gwałtem. Świat zapomniał, że tam mordowano Polaków!
Czytając kolejne relacje z obchodów 69. rocznicy 27 stycznia w obozie jenieckim Auschwitz-Birkenau, nie sposób nie zwrócić uwagi na kilka bardzo charakterystycznych kwestii.
Po pierwsze zastąpienie jednego okupanta drugim (obóz wyzwoliła 100 lwowska dywizja piechoty Armii Czerwonej) trudno nazwać wyzwoleniem, w szczególności jeżeli weźmiemy pod uwagę brutalne gwałty dokonywane przez krasnoarmiejców na skrajnie wycieńczonych więźniarkach. Po drugie notorycznie „zapomina się” o tym, że władze sowieckie również korzystały z tego obozu, przetrzymując w nim „wrogów ustroju powszechnej szczęśliwości”, z których wielu poniosło śmierć z rąk sowieckich sołdatów, ewentualnie – ich pomagierów. Czy to nazwać można zatem „wyzwoleniem”?
Po trzecie od wielu lat zastanawiam się i nie mogę zrozumieć, dlaczego w kontekście obozu Auschwitz-Birkenau mówi się przede wszystkim o gehennie ludności żydowskiej, z przemilczaniem cierpień Polaków – pierwszych ofiar obozu. Już 10 miesięcy po wybuchu wojny stał się miejscem deportacji i wyniszczania Polaków, głównie osób naruszających czy podejrzanych o naruszenie zarządzeń władz okupacyjnych i działalność w ruchu oporu.
Był miejscem kaźni również ludzi cieszących się przed wojną, ze względu na swe wykształcenie, działalność i pozycję społeczną, autorytetem w środowisku. Wśród tych ostatnich znajdowali się przedwojenni funkcjonariusze państwowi, politycy, nauczyciele szkół różnych szczebli od podstawowych do wyższych uczelni, lekarze, oficerowie zawodowi, duchowni, zakonnicy - według Niemców szczególnie predestynowani do oporu wobec okupanta.
Wszystkie te osoby bez względu na przyczynę aresztowania były uznane za więźniów politycznych i umierały zanim do Auschwitz dotarł pierwszy transport Żydów. Dlaczego zatem o Auschwitz-Birkenau mówi się głównie jako miejscem kaźni samych Żydów?
W przekazach medialnych i komentarzach uderza jeszcze jedno. Otóż, co jakiś czas słyszymy w nich stwierdzenia różnych współczesnych „autorytetów” o konieczności rezygnacji z polskiej martyrologii, gdyż niektórzy – z nimi włącznie – mają jej dość. Te same „autorytety” wzywają natomiast do pielęgnacji martyrologii żydowskiej, którą najwyraźniej nie mogą się nasycić. To dopiero nazywa się konsekwencja w działaniu...
Biorąc pod uwagę te wszystkie przekłamania można się zastanawiać, na co cierpią dziennikarze, ich wydawcy oraz wiele innych ważnych osób, wpisujących się we wspomniany nurt. Przyznam, że nie jestem w stanie stwierdzić, czy jest to choroba dwubiegunowa, schizofrenia, czy przykład zwykłej manipulacji celowej.
Karolina Maria Koter
fot. mat. prasowe
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl