Jak pewien człowiek po ciemku rozdaje pokój w autobusie miejskim

0
0
0
/

To było jakieś dwa miesięcy temu. Do miejskiego autobusu wsiadł niewidomy mężczyzna, właściwie chłopak… Okulary przeciwsłoneczne… biała laska… ciemność… „Dzień dobry!”  powiedział do ludzi, którzy od razu zrobili mu miejsce, a on zasiadając obok rosłego, wąsatego mężczyzny, zaczął z nim rozmawiać. Podał rękę i przedstawił się. Pytał dokąd jedzie, jak się miewa, co u niego słychać, opowiadał trochę o sobie, ale najbardziej pytał i słuchał. Był zainteresowany człowiekiem!!! Czuć było dookoła zmieszanie, ludzie uśmiechali się, choć niektórzy trochę sztywno, bo i też udzieliła się jakoś sztywność pana z wąsami - najwyraźniej nie czuł się komfortowo w spontanicznej rozmowie z niewidomym nieznajomym. Siedziałam trochę dalej, wpatrzona w widoki zza okna. Uśmiechnięta słuchałam ich dialogu, żałując tylko tego, że ów chłopak nie usiadł koło mnie, że byłam za daleko! Od razu pomyślałam, jak bardzo chciałabym tego człowieka pokazywać światu, zrobić audycję, nagrać jego opowieść, o jego życiu… Kim on w ogóle jest? Dwa dni temu jechałam tym samym autobusem. Długo się jedzie z bydgoskiego centrum do centrum onkologii, które jest usytuowane niemal poza miastem, w lesie. A i klimat w tym autobusie jest… specyficzny. Do centrum onkologii jedzie się wszak zawsze z pewnym bagażem trudnych uczuć, spowodowanych doświadczeniem choroby. To po prostu widać po twarzach ludzi, doświadczonych cierpieniem. W ten właśnie autobus znów wsiadł ów niewidomy i… usiadł koło mnie! Wyciągnął dłoń, mówiąc: - Dzień dobry! Jestem Robert! - Cześć! - odparłam szczęśliwa - jestem Kasia a pod Twoimi nogami śpi mój pies Fikus! - Pies? Gdzie? - od razu się zaczęło, rozmowa na całego! Chwyciłam Roberta za rękę i położyłam na głowie szczęśliwego kudłacza. Dawno go nikt tak nie wygłaskał w autobusie jak wtedy! - Lubię zwierzęta - zaczął Robert - choć bardziej ufam ludziom. Lubię z nimi rozmawiać. O czym rozmawialiśmy? O tym co robię, ale i ja wypytywałam bez skrępowania Roberta o jego postrzeganie świata. Właśnie to było specyficzne w spotkaniu z tym młodym chłopakiem, od razu czuło się bezpośredniość i szczerość! Opowiadał, jak ważny jest dla niego dotyk, kształt, głos i zapach. Tymi zmysłami widzi więcej niż my. Barwy jednak są dla niego niepojmowalne. Pytałam, czy może je sobie wyobrazić w związku z tzw. temperaturą kolorów, ale mówił, że to dla niego kompletna abstrakcja! Wyobrażacie sobie, Wy, którzy to czytacie, że żyjecie absolutnie bez żadnego koloru od zawsze? Że nie wiecie co to jest barwa? Hm… A do tego jeszcze jesteście szczęśliwymi ludźmi! Bo Robert tak właśnie rozmawia z ludźmi, jak szczęśliwy człowiek, który naprawdę jest zainteresowany tym, z którym rozmawia! Wspaniałym jest doświadczenie rozmowy z kimś, kto kompletnie bezinteresownie jest Ciebie ciekawy, bo Ty jesteś dla tej osoby po prostu ciekawy! Nie ma tu interesu, nie ma kalkulacji! To jest piękne i prawdziwe! Widzę wyraźnie, jak człowiek taki jak Robert nas tego uczy, bez względu na to, czy sam jest świadomy doniosłości swojej lekcji nam dawanej, czy nie. Robert opowiedział, że trudniej chyba mają osoby, które kiedyś widziały i po prostu straciły wzrok. - A ty? Jaka jest twoja historia? - zapytałam. - A mi po prostu ktoś zapomniał zasłonić oczu, gdy jako wcześniak leżałem w inkubatorze. Boże kochany! Jak ten chłopak to powiedział! Swobodnie, bez najmniejszego obwiniania kogokolwiek, prosto i w pełnym pogodzeniu! Umiemy tak żyć? W pogodzeniu z własną historią? Dalej słuchałam o jego studiach, o nauce czytania Braillem, o wycieczce do Torunia, gdzie zwiedzał fabrykę pierników, aż w końcu powiedziałam: - Muszę Ci się do czegoś przyznać. Kilka miesięcy temu widziałam, jak wsiadłeś do tego autobusu i jak rozmawiałeś z innym przypadkowym jadącym, podsłuchiwałam cię! Pomyślałam wtedy: „Ależ niesamowity gość! Chciałabym z nim zrobić audycję!”, bo lubię pokazywać w radio dobro. A więc może zechciałbyś się zgodzić na taką audycję o Twoich życiowych doświadczeniach? Oczywiście w pełnej wolności, spontanicznie, zwyczajnie…” Pan Robert zamyślił się, uśmiechnął i to mi powiedział: - Wiesz, Twoją rolą jest pokazywać rożne sprawy światu. Je jednak mam inną rolę, wsiadam do autobusu i… rozmawiam z człowiekiem. To jest moja opcja. - Rozumiem - odparłam wzruszona, mając świadomość z jak pięknym człowiekiem dane mi było się spotkać i rozmawiać! - Ale i tak cię opiszę Robercie! Powodzenia i dziękuje Ci! - Ja też ci dziękuje za twoje słowa i wiesz, wydaje mi się, że musimy wysiadać, bo to już jest centrum onkologii! Dobrze, że niewidomy Robert słuchał komunikatów o następnym przystanku, ja ich w ogóle nie słyszałam! Gdyby nie jego czujność, pojechalibyśmy za daleko! Czy nie jest to wymowne na wielu płaszczyznach? Pożegnanie krótkie, bardzo miłe, roześmiane… Podczas wysiadania popatrzyłam na ludzi wysiadających z nami i coś mnie mocno uderzyło w widoku ich twarzy. Wszyscy się do nas uśmiechali! Nie byli smutni! Jak pisałam, to był autobus jadący do bydgoskiego centrum onkologii, tam się jedzie po wyniki badań onkologicznych, albo na jakieś trudne badania, czy konsultacje lekarskie, dosłownie z tzw. sercem na ramieniu, wielokrotnie w lęku. Tylko że dziś pasażerowie autobusu, zakończyli podróż szczęśliwie uśmiechnięci! Ktoś, kto jechał ze mną i siedział nieopodal, powiedział mi potem, że jak rozmawialiśmy, to pół autobusu nas słuchało i wszyscy się śmiali! Czyli w pewnym sensie była to piękna audycja, na żywo i w autobusie! Do końca autentyczna! I przyniosła radość! Ta radość jest szczególna, bo nie kończy się na ostatnim przystanku, ale po spotkaniu kogoś takiego jak pan Robert, zostaje zasiana jak ziarno w sercach. I to ziarno rośnie! Jestem pewna, że każde miasto ma swojego pana Roberta. To są ludzie dani od Boga, aby pokój nasz wracał do nas! I naprawdę wraca!  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną