Jest takie powiedzenie, według którego człowiek, który zgadza się ze wszystkimi nie zasługuje na to, by ktokolwiek się z nim zgadzał.
Abstrahując od oceny złożoności - absolutnie niełatwej - sytuacji, w jakiej znalazł się prezydent Polski Andrzej Duda i przy całym dla niego szacunku, w sprawie sporu o kształt polskiego sądownictwa postąpił właśnie, jak ów człowiek: wetując ustawy o SN i KRS i przyjmując ustawę o ustroju sądów powszechnych chciał zyskać zadowalając po trosze wszystkie strony sporu o polskie sądy, w efekcie nie zadowolił do końca nikogo. Nie oznacza to, rzecz jasna, że w tej historii nie ma wygranych i przegranych i że obie strony sporu rozczarowane są w równym stopniu.
Mój mentor, prokurator Andrzej Witkowski prowadzący śledztwo w sprawie nieznanych okoliczności śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, na początku każdego śledztwa zwykł zadawać sobie jedno pytanie: kto zyskał? Gdy znajdował odpowiedź, dalej szło już łatwo. Odpowiedź na to pytanie w tej konkretnej sprawie - kto zyskał: obóz dobrej zmiany czy obóz totalnej opozycji? - jest tak oczywista, jak to, że woda jest mokra.
Według informacji, jakie miałem z bliskiego otoczenia Jarosława Kaczyńskiego, zmiany w sądownictwie miały być pierwszym dużym kamieniem (m.in. obok zmiany Konstytucji), który uruchomi lawinę i w konsekwencji doprowadzi nie tylko do spointowania wielu kluczowych spraw przywracających Polakom najnowszą historię Polski w prawdzie (poprzez dokończenie najważniejszych spraw, jak np. w/w najgłośniejsza i zarazem najbardziej tajemnicza zbrodnia polityczna w PRL), ale też do prawnej oceny w duchu uczciwości i sprawiedliwości całej tej mafii państwowej: Bronisława Komorowskiego, Donalda Tuska, Pawła Grasia, Krzysztofa Bondaryka i dziesiątki innych łotrów podobnego autoramentu. Dzisiejsze prezydenckie weto realizacji tych dążeń oczywiście nie przekreśla, ale z pewnością ich nie ułatwia i odsuwa w czasie.
Na dokładną analizę całej tej złożonej sytuacji, w której spór o sądy był tylko zręcznym pretekstem (zapewniam: gdyby nie było batalii o sądy, wymyślono by coś innego, cokolwiek, bo cały ten mechanizm napędzający totalną opozycję i część opinii publicznej, którą łatwo manipulować, powstał w głowach „bardzo twórczych ludzi”, a ci naprawdę potrafią planować kolejne ruchy z wielomiesięcznym wyprzedzeniem – o tym oddzielny tekst, niebawem) przyjdzie jeszcze czas. Na dziś oczywiste jest jedno: Bronisław Komorowski et consortes - póki co - mogą spać spokojnie.
Wojciech Sumliński