Iskrzenie, dąsy, a w niektórych przypadkach ostra krytyka polityków PiS atakujących prezydenta Dudę po zawetowaniu przez niego dwóch ustaw uchwalonych przez Sejm to pozorowanie konfliktu w rodzinie, czy panowie tak serio? Dziennikarze gubią się w domysłach, nie sposób odgadnąć, czy to tylko burza w szklance wody, czy coś poważnego, co może rozsadzić jedność Zjednoczonej Prawicy i zahamować reformy. Trwa nawalanka polityków i zawiedzionych wyborców, bo choć wetując ustawy Andrzej Duda z grubsza powiedział w telewizyjnym wystąpieniu, dlaczego wetuje, to jednak zrobił to na tyle ogólnikowo, że nie przekonał tych, którzy mu najostrzej dokopują i z lewa i z prawa.
Trwa wojna podjazdowa, w której najbardziej przegrany może być minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i jego ludzie, bo to oni od strony prawnej odpowiadają za sknocone zapisy w obu zawetowanych ustawach. Nikt z majstrujących przy nich nie chce się przyznać do ewidentnych niedoróbek, choć wytykali je w sposób merytoryczny niektórzy senatorowie opozycji, gdy ustawy trafiły do Senatu. O tym, że wypuszczono prawy bubel powiedział też b. premier Jan Olszewski. Ale część palestry przychylnej PiS-owi chce dalej jeść z ręki Jarosławowi Kaczyńskiemu i idzie w zaparte, wcale tym mizdrzeniem nie pomagając obozowi przemian.
Zmęczona tą schizofrenią przestudiowałam zawetowane ustawy i choć nie jestem z wykształcenia prawnikiem, wyłapałam niespójność niektórych zapisów. No bo jak to jest , że w art. 12 §2 ustawy o Sądzie Najwyższym czytamy, że Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego przedstawia Prezydentowi RP pięciu kandydatów na Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego spośród sędziów Sądu Najwyższego”, a w art. 18 zapisano, ze do kompetencji Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego należy dokonywanie wyboru trzech kandydatów. W dodatku w art.14 §2 czytamy, że prezesa SN powołuje się na pięcioletnią kadencję spośród trzech kandydatów przedstawionych przez zgromadzenie sędziów do wyboru prezydentowi RP.
Po co ten cały galimatias? Nie do obrony były argumenty przedstawione w Senacie przez wiceministra Marcina Warchoła, że art.18 „ to norma kompetencyjna i w związku z tym nie ma tutaj niezgodności” .Nawet jeśli wiceminister Marcin Warchoł w swoim ściśle prawniczym mniemaniu ma rację, to powinien ją inaczej zapisać w ustawie ,bo wywołuje dezorientację. Każdy kto umie liczyć nawet tylko na palcach widzi różnicę między pięć a trzy.
Pytanie zatem: dlaczego nie poprawiono tych zapisów na czytelne podczas prac w Senacie, gdy zgłaszano te wątpliwości? Czy dlatego, żeby podać prezydentowi na tacy powody do zawetowania?
Tak się bowiem zdarzyło, że dwie zawetowane ustawy były ze sobą ścisłe powiązane. W ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa nie uwzględniono postulatu prezydenta, że wyboru KRS dokonuje Sejm większością 3/5 głosów. Podobno dlatego, że gdy prezydent tego zażądał, ustawa o KRS przeszła już przez Sejm i leżała na jego burku. Dlatego wymóg 3/5 został zapisany dopiero w ustawie o Sądzie Najwyższym w artykule 85.
A ponieważ dotąd nie jest jasne, czy Pierwszego Sędziego Sądu Najwyższego Prezydent wybiera spośród trzech czy pięciu zaproponowanych mu kandydatów – obie powiązane ze sobą ustawy szlag trafił. Zrobiono to specjalnie, by „upodmiotowić” prezydenta, którego już zaczęto nazywać długopisem, czy zdarzyła się niedoróbka ministerialnych urzędników, którzy nie chcieli się z błędów wycofać- tego nie rozstrzygniemy .
Jednak zastanawia mnie wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego w telewizji „Trwam”, którą uważam za mistrzowski szpagat, przy którym wygibasy Nadii Comaneci to mały pikuś. Prezes stwierdził z zatroskaną twarzą, że prezydent wetując ustawy popełnił poważny błąd, ale błąd to jeszcze nie wina…Choć reforma systemu sądownictwa się z tego powodu opóźni. Co to za figura logiczna? Błąd, ale nie wina. To co to jest? To znaczy, że jeśli, na przykład, cofając samochód zagapiłeś się, walnąłeś w inny pojazd i spowodowałeś szkodę popełniłeś błąd ,ale błąd to jeszcze nie wina?
Zachodziłam w głowę, jak to rozumieć? Może Kaczyńskiemu.
(też prawnikowi) chodziło o terminologię prawną ,w której nie wszystkie błędy zalicza się do kategorii wykroczeń i innych czynów karalnych. Jednak upieram się, że błąd – to wina, choć nie z każdego błędu trzeba się spowiadać w konfesjonale.
Dom wariatów w tej polityce. Bo akurat minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dowala Andrzejowi Dudzie ile wlezie. Twierdzi, że w przypadku zawetowania wspomnianych ustaw „To jest wybór między wielkością, a groteską”.
Przy okazji narastającego - ku radości totalnej opozycji - konfliktu w obozie władzy, dających o sobie znać emocjach i różnicach miedzy prawnikami z PiS, Solidarnej Polski i partii Jarosława Gowina, umykają jakoś słowa prof. Marka Safjana – sędziego europejskiego trybunału sprawiedliwości, że „ Ustawa o Sądzie Najwyższym tak naprawdę jest ustawą o postępowaniu dyscyplinarnym w stosunku do sędziów, którzy mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności nawet wbrew stanowisku rzecznika dyscyplinarnego”. "Ci, którzy dzisiaj opowiadają się za rozwiązaniami takimi jak ustawa o SN czy Krajowej Radzie Sądownictwa, w gruncie rzeczy tworzą podwaliny pod totalitaryzm, pod dyktaturę" – oznajmia zupełnie serio sędzia Safjan, b. prezes Trybunału Konstytucyjnego.
Bo - jak wiadomo - kasta prawnicza chciałaby nadal sama siebie wybierać, wyznaczać i kontrolować. I najlepiej, aby zostało tak jak było. Być może zostanie. Wymóg większości parlamentarnej 3/5 , konieczny by można było wybrać członka Krajowej Rady Sądownictwa (która następnie wybiera sędziów Sądu Najwyższego) może spowodować utrzymanie status quo. Choć wszyscy twierdzą, że reforma tego systemu jest konieczna ( i to radykalna!) każdy podkłada pod pojęcie reformy inne treści, nie podejmując o jej kształcie merytorycznej dyskusji. Jak upiory, wyłażą polityczne i korporacyjne interesy.
Szary człowiek jest na końcu. Najlepiej, aby nic z tego nie rozumiał, bo błąd to nie wina.
Alicja Dołowska