Cmentarz to być może najlepsze miejsce do takich uroczystości i do takich rozważań, jakie w przededniu rocznicy Cudu nad Wisła stały się udziałem prezydenta Polski Andrzeja Dudy – zwłaszcza taki cmentarz, jak komunalne Powązki w Warszawie, gdzie obok siebie tysiącami spoczywają często nastoletni żołnierze z 1920, 1939 i 1944 roku, bohaterowie Bitwy Warszawskiej, Września i Powstania Warszawskiego.
Miałem to szczęście, że mieszkając od wczesnego dzieciństwa tuż obok tego Cmentarza – „Parku Pamięci”, od najmłodszych lat mogłem chłonąc jego niezwykłą atmosferę i spotykać Bohaterów, którzy przychodzili tu oddać hołd poległym towarzyszom walki, wspominać tamte dni i dawać świadectwo prawdzie.
Rozmowy z nimi rozpocząłem jeszcze, jako mały chłopiec, gdy każdego roku 1 czy 15 sierpnia byłem zaprowadzany przez rodziców na ów cmentarz, by spotkać się z uczestnikami tamtych wydarzeń. Gdy dorosłem, na spotkania te i rozmowy chodziłem już sam – a później ze swoimi dziećmi. I tak rok po roku powiększałem wiedzę o Bitwie Warszawskiej, Wrześniu czy Powstaniu Warszawskim – przyczynach, przebiegu i skutkach – o źródła najlepsze z możliwych: o relacje wprost od uczestników wydarzeń. We wszystkich tych odnotowanych przez dziesiątki lat relacjach – absolutnie we wszystkich! - zawsze pobrzmiewał jeden ton: było warto, bo nie ma ceny dla honoru i wolności. Trzeba było ich usłyszeć, jak o wydarzeniach sprzed dziesiątek lat opowiadali tak, jakby miały miejsce wczoraj, trzeba było usłyszeć te słowa, że po stokroć woleliby zginąć, niż pozwolić na bezkarne mordowanie Rodaków i niszczenie tego, co było dla nich święte.
W kontekście wszystkich tych wspomnień nie mam wątpliwości, że gdyby te dwa słowa – honor i wolność - były dziś rozumiane tak, jak rozumieli je bohaterowie tamtych wydarzeń, często bezimienni, często nie mający nawet dwudziestu lat (niesamowite wrażenie sprawiają te alejki na Cmentarzu Powązkowskim niezliczonych bohaterów Bitwy Warszawskiej, równe rzędy tysięcy białych krzyży, na których napisano „żył lat 17”, „18” czy „19”) dzisiejsze dyskusje i spory o Polskę byłyby bezprzedmiotowe, bo rozumiano by, jak odróżnić falsyfikaty od prawdziwych wartości.
Pokolenie naszych Rodaków budujące zręby państwowości po przeszło stu dwudziestu trzech latach niewoli – a to pokolenie, w którym przecież też podziałów nie brakowało – rozumiało to dobrze. W efekcie zrobiono wszystko, co możliwe, by nadrobić stracony czas: rozwinięto gospodarczo kraj, wybudowało COP i nowoczesny port w Gdyni, przeprowadzono budowę systemu monetarnego i odzyskano dla Polski prestiż na arenie międzynarodowej, a jednocześnie cały czas wzmacniano armię, która – o czym wielu zapomina – w krótkim czasie stała się jedną z najpotężniejszych ówczesnej Europy (połączonej agresji niemiecko - radzieckiej nie oparł by się żaden ówczesny kraj).
Jednocześnie ogromny nacisk położono na kształtowanie kośćca moralnego, na propagowanie – w szkołach, książkach, massmediach – postaw honorowych. W efekcie w okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej w dobie, gdy sąsiedzi Polski poddawali się baz walki, a sojusznicy chowali głowy w piasek, minister spraw zagranicznych, Józef Beck wygłosił niezapomniane przemówienie: „Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja wykrwawiona w wojnach na pewno na okres pokoju zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”- a później, przez pięć kolejnych lat, cały naród dawał dowód bezprzykładnego w dziejach heroizmu, którego tragiczną, ale jakże piękną i bohaterską, bezprecedensową w dziejach pointą, było Powstanie Warszawskie.
Tak wielkie dokonania i tak bohaterskie postawy - które dla potomnych powinny stanowić źródło dumy i zadumy i nie mam wątpliwości, że dla prawdziwych Polaków stanowią - uformowano w niespełna dwadzieścia lat trwania II RP. Było to możliwe tylko dlatego, że w polskich domach i szkołach, w polskim filmie i teatrze, w polskich książkach lansowany był wzorzec Polaka – patrioty, polska młodzież była wychowywana w duchu ogromnego patriotyzmu, a w obronie honoru Polaka żaden koszt nie był zbyt duży. A zatem nawiązując do wzorców - ja, jako Polak, musiałem zachować się honorowo, bo tak zachowaliby się bohaterowie moich książek, moi przodkowie, którzy walczyli na wojnie w 1920, moi szkolni koledzy, ludzie których znałem.
Dla tamtego pokolenia Polaków wychowanie do postaw patriotycznych zaczynało się w rodzinnych domach, a przygotowany przez rodziców „materiał” podlegał dalszej „obróbce” w procesie nauczania. Współcześni psychologowie społeczni mawiają: „pokażcie, co czyta i ogląda młode pokolenie, a dowiecie się, jak będzie wyglądało społeczeństwo za kilkanaście lat” - bo drugim obok rodziców) czynnikiem wywierającym wpływ na postawy dzieci i młodzieży są teksty literackie i massmedia. Jeżeli zachowana jest ciągłość, jeżeli to, co jest propagowane przez rodziców jest spójne z tym, czego nauczają wychowawcy, o czym się czyta i co lansują media, to tak „prowadzona” młodzież wyrośnie na pokolenie ludzi honorowych, którzy tę wartość będą cenić najwyżej – bardziej nawet, niż życie. Nie bez przyczyny takim – honorowym – pokoleniem była właśnie młodzież wychowywana w Polsce przedwojennej i międzywojennej, kształtowana na przykładach bohaterów Sienkiewicza. „My wszyscy z niego” – mówił kapitan Raginis, który wraz ze swoim przyjacielem porucznikiem Brykalskim, niczym bohaterowie żywcem przeniesieni z kart Trylogii, Ketling i Wołodyjowski, złożyli pod Wizną przysięgą, że prędzej zginą, niż cofną się o krok – i tej przysięgi dotrzymali…
A dziś? Co powiedzieliby uczestnikom Bitwy Warszawskiej czy Powstania Warszawskiego współcześni przywódcy albo medialne "autorytety"? Co powiedziałby np. Donald Tusk, dla którego Polska, to nienormalność, Adam Michnik - dla którego polski patriotyzm, to nacjonalizm, a nacjonalizm to, rzecz jasna, prawie faszyzm - co powiedziałby aktor i celebryta w jednej osobie Marek Kondrat onegdaj wykrzykujący na Woodstock: „niech nam nie wmawiają, że Polska jest najważniejsza, to wy jesteście najważniejsi”? A przecież to tylko wyrywkowe przykłady, bo nie trzeba długo szukać, by podobnych „zachęt” i postaw znaleźć tysiące, jak choćby niesławna reklama firmy Maspex producenta Tigera, opatrzona wizerunkiem wyciągniętego środkowego palca i napisem: „1 sierpnia dzień pamięci, chrzanić to, co było, ważne to, co będzie” (na marginesie: nie starcza wyobraźni, jak wielki rozległby się skowyt światowych mediów piszących o polskim antysemityzmie i jak zareagowałoby Centrum Wiesenthala, gdyby podobna reklama opatrzona podobnym wizerunkiem, treścią i datą 19 kwietnia pojawiała się w odniesieniu do rocznicy wybuchu Powstania w warszawskim Getcie). Jeśli tacy, jak oni, mieliby rację, co począć z bohaterstwem żołnierzy z 1920, 1939, 1944 i innych, którzy w obronie honoru i wolności zaryzykowali wszystkim i poświęcili wszystko?
Jeśli twórcy obrzydliwej, bandyckiej reklamy Tigera, jeśli Michnik, Kondrat, Tusk i tysiące im podobnych, mieliby rację, bohaterstwo okazałoby się głupotą, a wszystko to, co uważamy za naprawdę cenne w tym życiu, byłoby nic nie wartą bzdurą – a przecież tak nie jest! Dlatego też mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie myśleć o tych i podobnych im ludziach inaczej, niż na jeden z dwu sposobów. Pierwszy, to spojrzenie przez pryzmat „Dziadów” Adama Mickiewicza: „Nasz naród jak lawa, Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi..." – i to jest ta lepsza dla wyżej wymienionych at consortes wersja. Gorsza zakłada, że to nie tyle są Polacy, co raczej ludzie mający tylko polskie obywatelstwa i po polsku mówiący, za to Polski szczerze nienawidzący i absolutnie nią gardzący – ale to już temat na zupełnie inną historię.
Wojciech Sumliński