W mediach euforia, bo w II kwartale wzrost PKB osiągnął poziom 3,9%. I to w sytuacji narastającej koniunktury w gospodarce światowej i wpompowaniu gigantycznych pieniędzy w rynek wewnętrzny w postaci programu 500+, poszerzającego możliwości popytowe naszych obywateli.
To wzrost dokładnie taki sam jaki mieliśmy w 2015 roku. Ale wtedy mieliśmy poczucie stagnacji. Dziś media ogłaszają naszą gospodarkę liderem wzrostu gospodarczego. Nic dziwnego, skoro w roku ubiegłym, gdy wzrost gospodarczy zwolnił do poziomu 2,6%,premier Beata Szydło została laureatem nagrody gospodarczej Gazety Bankowej za „nadanie polskiej gospodarce nowych impulsów wzrostu". Propaganda sukcesu świeci zatem nowe triumfy.
Problem w tym, że obecny wzrost powinien być sygnałem alarmowym, że w sytuacji koniunktury i poszerzenia rynku wewnętrznego, jest on tak niski. No cóż prawda jest taka, że jesteśmy liderem wzrostu, ale stagnacyjnego, który skazuje nas na trwałą ekonomiczną zależność. I propaganda sukcesu, nawet jeżeli jest skuteczna nie zmienia rzeczywistości, a tylko nasze samopoczucie.