Pewne kody kulturowe są zrozumiałe tylko dla danej społeczności, grupy wiekowej, kręgu kulturowego, czy narodu. A ponieważ kultura nasza, swojska, przaśna, niczym wujek Władek na weselu po wypitym 0,7 litra i do takiego szczególnego dobra kultury powszechnej należy połączenie sandała i skarpety. Najlepiej białej i czystej niczym serce Polaka.
Pewna moja znajoma zamiast cieszyć się z pewnego wakacyjnego adoratora obsmarowała go niemiłosiernie na facebooku, zarzucając mu między innymi chodzenie w skarpetach do sandałów. Cóż nie napiszę jej, że za kilka lat czas i grawitacja sprawią, iż lista admiratorów i adoratorów skurczy się zera pozycji, zatem może o takim sandałkowcu jeszcze zamarzyć. Cóż, przeważnie (nie licząc pewnych szlachetnych i wiernych 10 przykazaniom wyjątków) kobieta po 50-tce żałuje tych mężczyzn, sytuacji i grzechów z których wcześniej nie skorzystała. Ale oczywiście się do tego nawet przed samą sobą nie przyzna.
Sandał jest naturalnym, prapolskim obuwiem. Gdy wojownicy Bolesława Krzywoustego odbili dla Polski Pomorze w czasie wolnym od wyżynania rozmaitych plemion Pomorzan i gwałcenia ich żon i córek chodzili sobie po plaży, łowili ryby oraz zbierali muszelki i bursztyn. A wszystko to robili to w sandałach i klapkach z łyka. Aczkolwiek ze skarpetą wełnianą, ewentualnie lnianą międloną przez ich żony, matki, a nawet teściowe. Ponieważ przebrzydła bawełna to wynalazek związany z odkryciem nowego świata i kreatywnym zagospodarowaniem do pracy zawodowej stworzeń, które pracować zasadniczo nie lubią, a więc Afrykańczyków. I nasi przodkowie nie mieli z tym paskudztwem do czynienia. To znaczy zarówno z bawełną, jak i niewolnictwem Murzynów.
Jak widać sandał z łyka i lniana, albo wełniana skarpeta są połączeniem trwalszym niż polskie panowanie nad Pomorzem i Śląskiem, a na pewno trwalszym, niż rządzenie Kresami Wschodnimi. Ta tradycja również jest wielokrotnie starsza niż państwowość naszych odwiecznych „przyjaciół” spod znaku Tryzuba i Bandery. Kiedy na Dzikich Polach różni uchodźcy z Korony, Litwy, Rusi, Moskwy i Chanatu nawzajem się mieszali tworząc fundament największego wrzodu w Europie Środkowej i Wschodniej (cóż daleko im jeszcze do największego wrzodu w Europie, czyli Niemiec, ale Banderland ma zaszczytne drugie miejsce) to prapolskie połączenie skarpety i sandała świeciło triumfy na salonach. Cóż, niestety w przeciwieństwie do widelca nie zostało wyeksportowane do Francy, czyli Francyi w wieku XVI, kiedy kraj ten wysłał nam na krótko na króla pewnego kazirodczego pederastę znanego jako Henryk Walezy, co potem nocą z Polski zwiał niczym Macaron będzie wiał z Pałacu Elizejskiego na widok islamistów.
Upadek państwowości polskiej doprowadził do naturalnego rozbratu pomiędzy sandałem a skarpetką. Na wschodzie zakrólowały waciaki i onuce, a na zachodzie rajtuzy i skórzane buty pruskiej mundurowej dziczy ustawionej w ordungu. Dopiero teraz możemy powrócić do tego naturalnego, prapolskiego połączenia pomiędzy chińskim sandałem z nie wiadomo czego, a chińską skarpetą z nylonu (teoretycznie z bawełny).
Połączenie skarpety (koniecznie białej – kto czytał Żeromskiego „Ponad śnieg bielszym się stanę” wie dlaczego) z sandałem niesie ze sobą wiele plusów i korzyści. Wymieńmy choć kilka z nich, pomijając nawet takie, jak szczególna elegancja tego zestawienia, o czym te głupie p... anie, to znaczy blogerki modowe pojęcia mieć nie mogą. Wśród pozostałych plusów jest termoizolacja. Zarówno od zimnego powietrza, jak i od zimnej, bałtyckiej wody. Kto nie wchodził do sierpniowego Bałtyku ten nie wie, jak szybko można sobie latem w tym morzu odmrozić stopy. Kolejnym plusem jest osadzanie się soli na skarpecie. Nie bez znaczenia jest fakt licznych na plażach meduz. Skarpeta to może nie gumofilc, którego również polecam, ale też jakąś ochronę stanowi. Najważniejszym plusem jest jednak ochrona przed piachem. Przy dobrze dobranej skarpecie piach nie włazi między palce.
Lista zalet jest wielokrotnie dłuższa, ale już nawet tylko te wskazują, że powinniśmy mieć głęboko, w środku gdzieś to, co inni myślą o nas i z dumą nosić sandały i skarpety. Koniecznie białe!
Michał Miłosz