Jak przekonać „ludzi sowieckich” z Ukrainy wschodniej?

0
0
0
/

Angażując się przez lata w pomoc charytatywną dla sióstr franciszkanek z Lasek, opiekujących się osobami niewidomymi w Charkowie, miałem okazję zwiedzić wiele miast Ukrainy wschodniej. Największe wrażenie zrobiły na mnie Łubnie, dawna stolica magnackiego rodu Wiśniowieckich, znana z kart sienkiewiczowskiego „Ogniem i mieczem”.

 

Śladem jej dawnej świetności jest klasztor prawosławny, widoczny z daleka z miejskiej obwodnicy. Ufundował go Michał Wiśniowiecki, ojciec wojewody Jeremiego, a dziadek polskiego króla Michała Korybuta. Był on prawosławnym Rusinem, a jego żona prawosławną Mołdawianką (na katolicyzm przeszedł dopiero ich syn). Klasztor, mocno zniszczony w czasach komunistycznych, jest obecnie w odbudowie. Mieszka w nim na nowo kilku mnichów. Jeden z nich, zachęcił mnie w czasie zwiedzania klasztornej cerkwi, abym zobaczył znajdujący się na pobliskim wzgórzu „dzwon pamięci”. Dzwon zawieszony jest nie na wysokiej dzwonnicy, ale na niewielkiej drewnianej konstrukcji. Wokół niego wisi wiele małych dzwonków, które odzywają się, gdy szarpie nimi wiatr. Dzwon ten bije w czasie uroczystości upamiętniających ofiary „Wielkiego Głodu”, który w latach 30., sztucznie wywołany przez Stalina, pochłonął miliony istnień ludzkich, głównie z rodzin chłopskich na Ukrainie wschodniej.


 

Ta straszliwa zbrodnia, będąca ludobójstwem, spowodowała, że te urodzajne ziemie całkowicie opustoszały. W latach następnych władze zasiedliły je, często przymusowo, osobami z innych rejonów sowieckiego imperium. Dlatego też na w takich obwodach jak Donieck, Ługańsk czy Charków rodowitych Ukraińców jest niewielu. Dominują tutaj „ludzie sowieccy”, posługujący prawie wyłącznie językiem rosyjskim i identyfikujący się z nie z Ukrainą, ale z Rosją, czy wręcz z dawnym Związkiem Radzieckim. Dlatego też ludzie ci od chwili powstania niepodległego państwa ukraińskiego czują się w nim obco. Są przy tym bardzo podatni na inspiracje płynące ze wschodu. Tam też, a nie do Europy zachodniej, wielu z nich emigruje za pracą.

 

Przypominam to wszystko, aby oceniając obecne wydarzenia w tym rejonie świata nie wszystkich, którzy chcą autonomii lub niezależności dla tych terenów, od razu traktować jako zdrajców czy agentów. Jeżeli maleńkiemu Kosowu, sztucznie wykrojonemu z Serbii, politycy z Brukseli i Waszyngtonu dali prawo do bycia samodzielnym państwem, to dlaczego tego prawa odmawia się innym? Jeżeli Szkocji pozwolono uczynić pierwsze kroki w oderwania się od Wielkiej Brytanii, a Katalonia od Hiszpanii, to dlaczego rejonom w Europie Wschodniej nie pozwala nawet o tym pomarzyć? Czy przypadkiem w tym wszystkim głównej roli nie odgrywa fałszywa moralność, oparta o zasady jakie wyznawał bohater innej sienkiewiczowskiej powieści, Kali z „Pustyni i w puszczy”?

 

Wielokrotnie pisałem, że rozpad Ukrainy jest zły dla Polski. Jednak mieszkańców Ukrainy wschodniej, aby chcieli być nadal w jednym państwie z mieszkańcami Kijowa i Lwowa, trzeba do tego przekonać poprzez negocjacje i konkretne propozycje a nie poprzez wysyłanie do nich wojsk specjalnych i bojówek „Prawego Sektora”. Odpowiadanie siłą na siłę nic nie da, a rozlana krew wykopie tylko kolejne podziały. 

 

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

{jcomments off}

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną