Wychowanie do życia w rodzinie - Uwaga! Mamy duży problem!

0
0
0
/

Wczoraj odbyło się posiedzenie Parlamentarnego Zespołu na rzecz Polityki i Kultury Prorodzinnej, podczas którego podjęto bardzo ważne dla dzieci i młodzieży zagadnienie, dotyczące sposobu nauczania w szkołach przedmiotu - “Wychowanie do życia w rodzinie”. Na spotkaniu głosy zabierali m. in. minister podsekretarz stanu w MEN Maciej Kopeć, p. Emilia Różycka - naczelnik wydziału w Departamencie Programów Podręczników i Innowacji, p. Danuta Pusek -  główny specjalista w tymże departamencie, członkowie samego Zespołu oraz goście, m.in. p. Teresa Król, która swego czasu wraz z 17 osobowym zespołem rozbroiła tzw. 'bombę' seksualizacji dzieci w szkołach, zastępując edukację seksualną WDŻ-tem właśnie. Ponadto byli również p. Agnieszka Dochniak – krajowa doradczyni ds. życia rodzinnego przy Episkopacie Polski, byli też przedstawiciele Instytutu Ordo Iuris, Fundacji Życie, Związku Dużych Rodzin 3+, Konfederacji Kobiet RP. Bardzo dobrze się dzieje, że na takie spotkania przychodzą osoby, które potrafią merytorycznie występować przeciw deprawacji dzieci. To właśnie przedstawiciele prorodzinnych fundacji i stowarzyszeń są prawdziwymi strażnikami realizacji planów wychowawczych w szkołach, dla których prawo naturalne jest głównym wyznacznikiem wszelkiej edukacji. Rozporządzenia ministerialne dają kierunek powstającym dyrektywom, ostatecznie realizowanym na konkretnych lekcjach, w których uczestniczą nasze dzieci, dlatego czuwanie nad pierwszymi, parlamentarnymi działaniami jest bardzo istotne. Rodzice, którym leży na sercu ochrona dzieci przed zgubnymi lewackimi ideologiami, seksualizującymi młodą społeczność uczniowską, z pewnością powinni być owym fundacjom i stowarzyszeniom bardzo wdzięczni za ich działalność, a najlepiej jakby sami licznie włączyli się w ich prace. Po wysłuchaniu wszystkich wygłoszonych wypowiedzi należy stwierdzić, że właściwie tylko goście byli przygotowani do tematu. Sami posłowie nie wykazali się ani szczególną wiedzą. Oprócz ich osobistych doświadczeń rodzinnych wiele się od nich nie dowiedzieliśmy. Nawet nie były przekazane odpowiednie dokumenty obecnym podczas spotkania osobom, padło jedynie zapewnienie, że mogą być wysłanie nawet ‘w tej chwili mailem’. Mimo pośpiechu, jaki dało się odczuć, gdyż jeden z ministrów nie omieszkał przypomnieć, że “ma inne spotkanie i musi niedługo iść”, zdążyliśmy się jednak dowiedzieć, że: Według prawa, tj.: art. 4 ustęp. 3 Ustawy z dn. 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny ochronie płodu ludzkiego, i warunków dopuszczalności przerywania ciąży  minister właściwy oświaty i wychowania, ustala sposób nauczania szkolnego i zakresu treści dotyczących wiedzy o życiu seksualnym człowieka, o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, o wartościach rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji zawartej w podstawie programowej, kształcenia ogólnego. Tego wszystkiego mogliśmy się jednak dowiedzieć ze stron internetowych MEN-u! Co nowego? Właściwie największą wiedza wykazali się goście i temu, co mówili należy się mocno przyjrzeć. Dowiedzieliśmy się od nich, że spada zainteresowanie wśród uczniów uczestnictwem w nieobowiązkowych zajęciach WDŻ. Bywają klasy, w których, jak powiedziała p. Teresa Król, na zajęcia chodzi tylko jedna osoba! Próbowano wszcząć dyskusję na temat przyczyn tegoż zjawiska, podniesiono temat braku gratyfikacji tegoż przedmiotu, to znaczy braku umieszczenia nazwy jego na świadectwie, gdyż od 15 lat na tym dokumencie nie ma po nim śladu. Niektórzy uznają to za powód niechęci do uczestnictwa w zajęciach. Wszyscy goście podkreślali wartość wolności rodziców w podjęciu decyzji o uczestnictwie dzieci na takich zajęciach. Obligatoryjność uczestnictwa byłaby katastrofalna z kilku powodów, ale jeden wybrzmiał najmocniej. Chodzi mianowicie o kadry nauczycieli przygotowywanych do prowadzenia tego przedmiotu. W tym zakresie pojawia się duży problem, który trzeba wyraźnie nagłośnić. Chodzi o merytoryczne przygotowanie do prowadzenia WDŻ w szkole. Z jednej strony nauczyciele mogą przygotowywać się do nauczania go w ośrodkach, które szkolą kadry na fundamencie katolickim, prorodzinnym, z drugiej natomiast strony równie dobrze można zdobywać kwalifikacje  na studiach opartych na ideologii LGBT, tak jak to się dzieje u Magdaleny Środy. Oznacza to, że dzieci mogą trafiać na lekcje WDŻ tak samo do nauczyciela o kręgosłupie moralnym, zbudowanym na wartościach prorodzinnych, ale i na kogoś, kto będzie ideologizował je światopoglądem LGBT. Jedna z pań podała przykład, gdy jej dziecko po lekcji WDŻ wróciło ze szkoły zdruzgotane, gdyż usłyszało od nauczycielki tegoż przedmiotu, że jeśli jakieś dziecko ma być niekochane, to może lepiej powinno zostać usunięte – to makabryczne zdanie padło w szkole katolickiej! Dowiedzieliśmy się też ponadto, że  przy odpowiednich ośrodkach szkoleniowych dla nauczycieli, fachowych doradców powołanych do pomocy nauczycielom prowadzącym WDŻ w całym kraju pozostało pięciu! Reszta już po prostu… nie żyje. Problemem jest też brak zainteresowania młodych ludzi studiami o takim kierunku, gdyż po zdobyciu kwalifikacji osoby z takim wykształceniem po prostu nie mają zatrudnienia, bo wielu dyrektorów nie traktuje poważnie tego przedmiotu, proponując rodzicom w zamian na przykład  lekcje przyrody. Po sugestiach dyrektorskich rodzice chętnie na to przystają. Ciekawym głosem podczas spotkania był apel o zwrócenie uwagi na wychowanie dzieci na etapie przedszkolnym, a chodziło o zbudowanie prawdziwego autorytetu rodzicielskiego u dużo młodszych niż szkolne dzieci. Tym koncepcjom należy się z pewnością większa uwaga. Mój komentarz w sprawie: Po wysłuchaniu wypowiedzi, które padły podczas  posiedzenia Parlamentarnego Zespołu na rzecz Polityki i Kultury Prorodzinnej należy stwierdzić, że temat WDŻ jest z pewnością trudnym zagadnieniem, ale jego powaga musi skłonić parlamentarzystów do konkretnych działań, gdyż same stwierdzenia, że ów przedmiot jest ‘ważny’ to za mało. Trzeba się też pochylić nad życiem szkolnym dzieci, żeby wiedzieć co się w ogóle realnie dzieje w tych placówkach. Nie wystarczy rozglądać się po własnej rodzinie, bo nasi najbliżsi to nie jest cały kraj. Podczas prac zespołów parlamentarnych nie chodzi przecież o to, żeby sobie usiąść i opowiadać o tym, co studiowała moja żona – nauczycielka, albo jak to było za moich czasów w szkole. Kogo to właściwie obchodzi? A problem jest ogromny, zbyt duży żeby traktować go po macoszemu. Dzieci w Polsce chodzą na lekcje WDŻ, a rodzice w większości nawet nie zadają sobie trudu, żeby zapytać, kim jest osoba, która takie zajęcia prowadzi. Społeczeństwo jest uśpione do tego stopnia, że dorośli ludzie posyłają w ciemno własne dzieci na lekcje o życiu rodzinnym, o seksualności. Ta postawa rodzicielska jest chyba największym kuriozum  prowadzonego w polskich szkołach WDŻ. Takie są fakty. Jeśli natomiast chodzi o samą istotę przedmiotu, proponuję zastanowienie się nad tym, czy w ogóle może jakakolwiek instytucja  - poza rodziną – przygotowywać kogokolwiek do przyszłego życia rodzinnego? Szkoła charakteryzuje się wychowywaniem młodych ludzi do dojrzałych relacji społecznych, ale pozarodzinnych. Tu nie da się przetrenować ról mamy, taty, brata czy siostry. Zrozumiałe jest, że ówczesną bombę seksualizacji należało rozbroić i to najszybciej jak się dało. Oczywiście należy się wdzięczność całemu zespołowi, który się tego podjął i w miejsce seksedukacji wprowadził WDŻ. Jednak teraz nastał moment, w którym trzeba podjąć walkę o ochronę niewinności dzieci, które już w klasach czwartych szkoły podstawowej karmią się teledyskami niejakiej Sexmasterki (poznać można to po wykrzykiwanych przez dzieci do siebie hasłach „Poka sowę”). Ale czy parlamentarzyści o tym w ogóle wiedzą? Spotkanie zespołu można w całości odsłuchać pod linkiem: http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/transmisje.xsp?unid=FE4F3298338CBFCEC125819C00480B14# Ciąg dalszy tego tematu wkrótce...    

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną