Wczoraj w Warszawie przed stalinowskim Pałacem Kultury i Nauki w godzinach popołudniowych podpalił się człowiek. Z doniesień medialnych wynika, że jego dramatyczny czyn miał podłoże polityczne i był protestem skierowanym przeciwko polityce rządu „dobrej zmiany”.
Opozycja totalna i jej zaplecze medialne nie omieszkały wciągnąć tragedii tego nieszczęśnika do swojej bieżącej propagandy. Wykorzystano jego domniemany list, w którym obwinia rząd Prawa i Sprawiedliwości o doprowadzenie go do podjęcia tak dramatycznej decyzji. Na chwilę skierujmy swoją uwagę na nieodległą przeszłość. Pamiętamy, jak siedem lat temu przeciwnik Prawa i Sprawiedliwości – Ryszard Cyba, nie mając możliwości zabicia prezesa Jarosława Kaczyńskiego, zamordował polityka jego partii – Marka Rosiaka. Co wówczas mówiły liberalne elity? Starały się bagatelizować owo morderstwo. Z jednej strony atakowały Prawo i Sprawiedliwość za zbijanie kapitału politycznego na trupie kolegi, a z drugiej starały się odciążać z odpowiedzialności moralnej siebie i swoich politycznych przyjaciół, eksponując szaleństwo sprawcy. Zastanówmy się, co zrobią teraz? Czy równie szybko przejdą nad tym do porządku dziennego?
Przypuszczam, że lewicowo-liberalne media będą chciały wykorzystać owego nieszczęśnika jako symbol, jeśli nie fizycznego, to chociaż psychicznego terroru kaczystowskiego. Niezależnie od tego, czy przeżyje, stanie się on dla nich kimś rodzaju drugiego Gabriela Narutowicza, a więc ofiarą polskiego faszyzmu, zacofania itd. Jego podobizny będą z obłudną dumą eksponowane na marszach kodomitów i innych obywateli PRL.
Przedstawianie człowieka, który dokonał tak rozpaczliwego aktu jako ofiary kaczystowskiego reżymu będzie oszustwem do kwadratu. Ów nieszczęśnik nie jest bowiem żadną ofiarą prezesa-naczelnika Jarosława Kaczyńskiego, ober-prokuratora Zbigniewa Ziobry czy generalnego reformatora sił zbrojnych Antoniego Macierewicza, ale fałszywej do cna narracji lewicowo-liberalnych mediów, które rozgrzewają do nieprzytomności swoich odbiorców, wmawiając im, że „dobra zmiana” od prawie dwóch lat niszczy, przecież z takim trudem budowaną, polską demokrację.
Nie jestem demokratą ani zwolennikiem „dobrej zmiany”. Jednak potrafię dostrzec, że ekipa Prawa i Sprawiedliwości nie robi żadnego zamachu na demokrację. Przeciwnie, „dobra zmiana” to właśnie, z mojej perspektywy niestety, szczerzy demokraci, którzy chcą aby Polska pozostała państwem demokratycznym. Rząd Prawa i Sprawiedliwości nie ogranicza żadnych swobód demokratycznych. Jego przeciwnicy mogą swobodnie manifestować swoje niezadowolenie z działań obecnej władzy oraz krytykować ją na łamach swoich pism, których nikt poza ich nadredaktorami nie cenzuruje. Wnioskując z klangoru, jaki podnoszą nieprzychylne obecnemu obozowi media i politycy, można by pomyśleć, że co najmniej połowa redakcji Gazety Wyborczej trafiła już na Rakowiecką albo do Wronek. Jednak nic takiego się nie stało. „Dobra zmiana” nie wsadziła i nie zamierza zamykać nikogo do więzień za krytykę rządu.
Zatroskanym o Trybunał Konstytucyjny i demokrację wyborcom Platformy Obywatelskiej czy Nowoczesnej sugerowałbym zapoznanie się ze sprawą autora strony antykomor zamkniętego za śmieszkowanie z miłościwie już nam nieurzędującego pierwszego szoguna III Rzeczpospolitej Bronisława Komorowskiego albo Marka Majchera vel Mareckiego, który za machanie krzesłem na wiecu byłego prezydenta został oskarżony o próbę zamachu na głowę państwa.
Można zarzucić „dobrej zmianie” wiele, ale nie to, że terroryzuje swoich przeciwników politycznych. Wbrew temu, co będziemy słyszeć z ust autorytetów o stalinowskich rodowodach, moralną odpowiedzialność za wczorajsze samospalenie ponosi nie rząd Prawa i Sprawiedliwości, a lewicowo-liberalne media, które swoją rozmijającą się z rzeczywistością propagandą niebezpiecznie podniosły temperaturę politycznego sporu. Miejmy to na uwadze. A tymczasem wspomnijmy w naszych modlitwach o tym nieszczęśniku, który w tak dramatyczny sposób targnął się wczoraj na swoje życie.
Daniel Patrejko