Krzysztof Madej, który w szkole swojej córki zerwał plakat, na którym obok ukraińskich barw i godła znalazły się banderowskie symbole tryzuba został skazany przez sąd we Wrocławiu na grzywnę 1000 złotych. Uzasadnienie wyroku to kuriozum, które zapewne przejdzie niegdyś do dziejów polskiego sądownictwa jako szczyt sędziowskiej niekompetencji tudzież złej woli.
Mężczyznę, który walczył o to, aby w szkole jego dziecka nie było miejsca na totalitarną symbolikę banderowską sądzono pod zarzutem przestępstwa z art. 256 Kodeksu karnego: "Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Pożal się Boże sędzina, która najwyraźniej nie zadała sobie nawet trudu zainteresowania się , co oznacza tryzub w symbolice ukraińskiej i nie wiedziała bądź nie chciała wiedzieć, iż można go zrównać ze swastyką, Agnieszka Wróblewska-Kafka w uzasadnieniu wyroku powiedziała, że wypowiedzi oskarżonego nie były wyrażaniem poglądu ani opinii, lecz nawoływaniem do nienawiści na tle narodowościowym. - Nawet jeśli nie przyniosły efektu, to jednak taka wypowiedź nacechowana złymi emocjami jest nawoływaniem - oceniła sędzia. Warto w tym miejscu dodać, iż słowami „złe emocje” sędzina określiła ni mniej ni więcej tylko głośne wypowiedzenie przez Krzysztofa Madeja prawdy o banderowskich Ukraińcach i dokonanym przez nich ludobójstwie na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
Okazuje się zatem, że w Polsce nie wolno – pod groźbą sankcji prawnych – usuwać z przestrzeni publicznej symboliki zbrodniczego banderyzmu, a już tym bardziej mówić o ukraińskich zbrodniach na Polakach.
Swoją drogą ciekawe, co kierowało ową sędziną, bo na pewno nie litera prawa, która penalizuje każdego rodzaju promocję symboli systemów totalitarnych, czyli teoretycznie również symboli banderowskich, a więc w myśl prawa to szkoła powinna zostać ukarana, nie zaś ojciec, który sprzeciwiał się tego typu symbolice w otoczeniu swojej córki, do czego zresztą – jako rodzic – miał pełne prawo.
Może biedaczka po prostu nadmiernie wzięła sobie do serca linię polityczną ministra Witolda Waszczykowskiego, niedostrzegającego problemu rozwijającego się na Ukrainie totalitaryzmu, który tak chętnie uczciła wspomniana wyżej szkoła?
I wprawdzie Krzysztof Madej zamierza odwołać się od wyroku, to niewykluczone, że znowu trafi na sędziego, który z sobie znanych tylko powodów będzie kierował się polityczną poprawnością, zamiast postępować jak przystało na reprezentanta wymiaru sprawiedliwości, czyli zgodnie z literą prawa. Swoją drogą ciekawe, co na to wszystko Minister Sprawiedliwości....?