Jadąc wczoraj metrem, zaciekawili mnie ludzie z przyczepionymi do kurtek karteczkami: „jestem szarym człowiekiem”” Po południu, gdy nie mogłam spokojnie dotrzeć do domu, zrozumiałam, że byli to uczestnicy marszu milczenia składający w ten sposób hołd Piotrowi Szczęsnemu, który 19 października podpalił się pod Pałacem Kultury. Szli na Nowogrodzką, aby pod siedzibą PiS-u urządzić swoisty pogrzebowy happening.
Od tego tragicznego wydarzenia, zamiast spuścić kir żałoby rozpętano festiwal pobudzonej totalnej opozycji, dziennikarzy, ludzi kultury. Jak hieny poczuli świeży zapach krwi i ruszyli do ataku, oskarżając PiS o krew na rękach.
Kim był bohater totalnej opozycji? Od ośmiu lat leczył się na depresję endogenną. Lekarze twierdzą, że choroba nie zaburza funkcji umysłowej. Człowiek na pierwszy rzut oka funkcjonuje normalnie, nie ma cech, mówiąc kolokwialnie, wariactwa. Jego myśli są jasno wyrażane. Ale choroba ta przez skrajne „obniżenie nastroju” odbiera chęć do życia i skłania do samobójstwa. Z drugiej strony samobójstwo jest dla chorego trudne do zaakceptowania i aby uwznioślić swój desperacki czyn, próbuje on odebrać sobie życie w geście jakiegoś protestu. Tak było zapewne z Piotrem Szczęsnym, którego pozostawiony manifest pełen jest sloganów o obronie demokracji, wolności, przyrody itd.
Żył w aurze wiecznego zagrożenia, które jego zdaniem, stwarza PiS. Jego rodzina to gorący zwolennicy totalnej opozycji, KOD. Rodzinne dyskusje były codziennie podgrzewane doniesieniami mediów o ciągłym zagrożeniu, niepewności jutra, gdy białym świtem ludzie Ziobry załomocą w twoje drzwi, o rozpadzie wolności i demokracji, nastającym faszyzmie, w którym nasz Hitler doprowadzi kraj do katastrofy. To ci cyniczni wichrzyciele powinni się uderzyć teraz w piersi i w milczeniu skłonić głowę nad trumną tego nieszczęśliwego człowieka, a nie na jego grobie rozpocząć piekielne egzekwia nienawiści. Dla Jacka Żakowskiego denat był „zrozpaczonym patriotą”, a jego manifest „zbiorem oczywistych dla każdego prawd”. Dla Jana Hartmana czyn Piotra Szczęsnego jest ”punktem przełomowym w naszej niemrawej dotąd walce z reżimem”. Agnieszka Holland porównała samospalenie pod Pałacem Kultury z desperackim czynem Jana Palacha czeskiego studenta, który zabił się w proteście przeciwko wejściu Armii Czerwonej do Czechosłowacji i stłumieniu Praskiej Wiosny. Bo zdaniem Holland „w Polsce dzieje się dużo złego, a reakcja na to jest znikoma”.
Paweł Wimmer, niegdyś prawa ręka Mateusza Kijowskiego, śmierć Piotra S. opatrzył ewangelicznym cytatem: ”Ty jesteś Piotr, czyli skała, ponieważ na tobie zbuduję mój Kościół”. Pułkownik Mazguła bredził coś o wielkości czynu samospalenia, wobec którego „wymuszona śmierć Jezusa na krzyżu” wydaje się „jakże groteskowa”, a aktywista Obywateli RP Ryszard Kirkało zgłosił pomysł o miesięcznicach pod PKiN. Tomasz Lis zapowiedział w najbliższym wydaniu Newsweeka dołączenie „świętego obrazka” Piotra S.. Potem z jakiś powodów wycofał się z tego kuriozalnego pomysłu.
Ale to jeszcze nic wobec skandalicznych słów niektórych duchownych. Biskup Tadeusz Pieronek określi l dramat Piotra Szczęsnego „ desperackim aktem odwagi” a ofiarę samospalenia nazwał bohaterem. Podobnie wypowiadał się Adam Boniecki na łamach „Gazety Wyborczej”. „To jest desperacki krok człowieka, który kocha Polskę, któremu nie było wszystko jedno. Jego krzyk zwraca uwagę, że ci, którzy dziś protestują, krytykują, zabierają głos, to nie są jacyś cyniczni gracze o władzę, ale ludzie, którym naprawdę, do cholery, zależy na ich kraju”. Nie wiem ile jest cynizmu w tych słowach, a ile poplątania z pomieszaniem umysłowym. Kościół przecież uważa samobójstwo za grzech śmiertelny i taki relatywizm w ustach duchownego jest skandalem.
Warto jeszcze przypomnieć sobie podobne czyny, które miały miejsca za rządów PO. Otóż we wrześniu 2011 roku pod kancelarią premiera Donalda Tuska były inspektor urzędu skarbowego Andrzej Żydek podpalił się. Na szczęście udało się go odratować. W liście do premiera pisał o gigantycznym oszustwie w jednym w warszawskich urzędów skarbowych i o swojej bezsile w walce z nim. „GW” potępiła wówczas ten czyn, nazywając go aktem terroru, który nie ma uzasadnienia w wolnym, demokratycznym kraju. Donald Tusk prosił wtedy o delikatność i powściągliwość w komentowaniu wydarzenia. „Kto chce na takich dramatach robić kampanie, to jego styl i jego wstyd” – dowodził.
Dwa lata później w tym samym miejscu podpalił się ze skutkiem śmiertelnym Andrzej Filipiak bezrobotny i bezdomny pozbawiony środków do życia. Milczenie spowiło ten dramat. Opozycja nie przeprowadzała żadnych akcji politycznych ani propagandowych. Desperatom należał się szacunek i spokój.
Teraz nad trumną Piotra Szęsnego trwa danse macabre, a jego osobisty dramat spowodowany chorobą przekuwa się na wyimaginowane zagrożenie wolności. Oby Piotr Szczęsny nie stał się cyniczną ikoną dla politycznych oszołomów, dla których nawet śmierć nie jest przeszkodą w dążeniu do odzyskania władzy.
Dajmy Piotrowi Szczęsnemu spokój. On po tamtej stronie musiał się zmierzyć ze sprawiedliwością Boską i z ogromem Boskiego miłosierdzia. Tam na szczęście brudne macki bezwzględnych cyników nie sięgają.
Iwona Galińska