"Głos Wielkopolski" chce zmienić zakłady poprawcze w więzienia dla nastolatków
"Na mój ostatni artykuł odpowiedział Łukasz Cieśla z "Głosu Wielkopolskiego" i postawił zarzut, które muszę skomentować.
Przypomnę, że w artykule na łamach prawy.pl ujawniłem agenturalną przeszłość przewodniczącego NSZZ Pracowników Zakładów Poprawczych Tadeusza Pisarka, który był TW SB o pseudonimie „Kwinta”. Ukazałem też jego rolę w zmontowaniu tzw. afery seksualnej w zakładzie poprawczym w Grodzisku. Pisarek oskarżył dyrektora zakładu poprawczego w Grodzisku, że pozwolił na wizytę 14 latki u 17 letniego wychowanka zakładu. Podczas tej wizyty, rzekomo miało dojść do zbliżenia seksualnego pomiędzy nieletnimi. Całą sytuację miał obserwować prowadzący monitoring strażnik, który jest członkiem związku kierowanego przez Pisarka. Strażnik ten nie zareagował bezzwłocznie na opisaną przez siebie sytuację i nie przerwał wizyty. Poinformował za to o zdarzeniu Pisarka, który złożył do prokuratury doniesienie w tej sprawie. Co ciekawe, choć spotkanie było monitorowane, to strażnik nie zabezpieczył nagrania w celu uwiarygodnienia swoich oskarżeń. Tłem tej „afery seksualnej” jest konflikt Pisarka z dyrektorem zakładu, który w 2015 r. poinformował swoich przełożonych o jego agenturalnej przeszłości.
Artykuł ten spotkał się z odpowiedzią Łukasza Cieśli reportera "Głosu Wielkopolskiego", który zarzuca mi, że nie mam racji, gdy twierdzę, że dyrektor zakładu nie mógł zabronić wizyty nastolatki w zakładzie. Pisze on, że „dyrektorzy różnych poprawczaków nie zawsze zgadzali się na widzenia u wychowanków. Np. w zakładzie w Trzemesznie w tym roku skutecznie zakazano widzenia „sam na sam” wychowanka z 14-latką”. Odnoszę wrażenie, że Cieśla nie odróżnia praktyki, którą stosowali dyrektorzy różnych zakładów poprawczych i norm prawa, które powinno być przestrzegane. Dyrektor z Grodziska nie mógł bowiem zabronić widzenia z wychowankiem tylko ze względu na wiek osoby, która go odwiedziła. Dodatkowo, nie mógł przewidzieć, że w trakcie wizyty może dojść do czynu zabronionego. Zasady udzielania zgody na wizyty u wychowanków zakładów poprawczych są ściśle określone w prawie i dyrektor ma obowiązek do nich się stosować.
Na podstawie art. 66 § 4- 5 ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich, dyrektor można zabronić wizyty w zakładzie poprawczym jedynie ze względu na szczególne okoliczności, a o swojej decyzji musi powiadomić sąd rodzinny, który ocenia zasadność zastosowania tego środka. Rzecznik Praw Obywatelskich w sposób jednoznaczny interpretuje w/ w ustawę i zabrania ograniczania wizyt u wychowanków zakładów poprawczych. Potwierdza to raport z 9 lipca 2014 r., z wizytacji, która odbyła się w zakładzie poprawczym w Grodzisku Wlkp., a była prowadzona z upoważnienia Rzecznika Praw Obywatelskich. Powołano się tam na art. 66 u.p.n „zgodnie z którym co do zasady nie ogranicza się kontaktu nieletnich ze światem zewnętrznym. Wyjątki od tej reguły zostały uszczegółowione w ustawie”. Dokumenty te są ogólnie dostępne w sieci, ale „dziennikarz śledczy” Głosu nie mógł ich odnaleźć.
Dlaczego regulacje dotyczące wizyt są tak ważne i trzeba o nich pamiętać. Otóż, zakład poprawczy stanowi placówkę, w której młodzież znajduje się w odosobnieniu. Nie jest jednak więzieniem, ale miejscem, w którym realizuje się zadania pedagogiczne i resocjalizacyjne. Samo już przebywanie w zakładzie poprawczym stanowi karę, ale nie można jej rozciągać na możliwość utrzymywania przez wychowanków kontaktów ze światem zewnętrznym.
Do większości wychowanków zakładów poprawczych nikt z bliskich nigdy nie przyjeżdża. W Grodzisku dotyczy to ok. 70 % wychowanków. Część z nich w ogóle nie ma rodziców i żadnych bliskich. Dlatego chłopcy w zakładach poprawczych spędzają wolny czas w sieci i na facebooku, żeby poznać kogoś, kto ich odwiedzi. Oczywiście, często mają wypaczony obraz relacji międzyludzkich, ale zakazanie wizyt tego nie zmieni. Nie można przekształcić zakładu poprawczego w więzienie, bo nie pozwala na to, nie tylko prawo, ale sam cel w jakim zostali tam umieszczeni nastolatkowie.
Wychowanek zakładu poprawczego musi wiedzieć, że jego sytuacja w zakładzie zależy od tego, jakim jest człowiekiem, a nie od arbitralnej decyzji dyrektora, który sam jest tylko człowiekiem. Dlatego też w zakładach poprawczych w Polsce, zwykle bardzo restrykcyjnie są przestrzegane przepisy w zakresie praw obywatelskich. Nie można wychować ludzi prawych i skutecznie prowadzić procesu resocjalizacji, gdy samemu nie przestrzega się prawa.
Uważam, że najsmutniejszą rzeczą w tej całej "aferze seksualnej", nie jest los dyrektora, ale los 17 latka, który miał, rzekomo w czasie wizyty, odbyć stosunek seksualny z 14 latką. Otóż, funkcjonuje on w środowisku specyficznej subkultury, która próbuje naśladować szereg obyczajów z zakładów karnych. W tej chwili, za pomocą artykułów w Głosie, został on w tym środowisku napiętnowany i można sobie wyobrazić, co go czeka w zakładzie. Nawet, jak sprawa ta zostanie wyjaśniona, to jego sytuacji już to nie zmieni. Dla wychowanków zakładu nie będzie ważne, czy do rzekomego aktu doszło, czy też nie miał on miejsca. W subkulturze zakładów poprawczych nikt się w subtelności nie będzie bawił.
Wiązanie praw do wizyt z tym, że należy wyjaśnić, co w trakcie tej konkretnej wizyty się stało, albo dlaczego ktoś twierdzi, że miało to miejsce, jest zatem zwykłym nadużyciem.
dr Arkadiusz Bednarczuk
Źródło: prawy.pl