Nad Wisłą od dłuższego czasu wiele mówi się o rekonstrukcji rządu. Wspominali o niej zarówno spostrzegawczy obserwatorzy i komentatorzy naszego bujnego życia politycznego jak i przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości oraz innych partii, partyjek i stronnictw politycznych. Mimo iż informuje się nas raz po raz o tym, że ten czy ów zasłużony w naprawianiu państwa polskiego minister z większym lub mniejszym prawdopodobieństwem pożegna się z piastowaniem zaszczytnego urzędu, to jak dotąd do niczego takiego nie doszło. Można odnieść wrażenie, że zapowiedzi przetasowania gabinetowego to gra pozorów, jaką „dobra zmiana” prowadzi z nami na użytek wewnętrzny, której celem jest odwrócenie uwagi mediów i potencjalnych wyborców od innych, istotniejszych i mniej wygodnych spraw i problemów dotyczących naszego kraju.Po cóż obywatele mają tracić swój cenny czas na śledzenie stanu relacjo polsko-ukraińskich. Gdyby poznali kolejne żądania czerwono-czarnego Kijowa i, eufemistycznie rzecz ujmując, mało zdecydowane reakcje Warszawy, mogliby dojść do wniosku, że dyplomacja „dobrej zmiany” jest w takim samym stopniu realna i podmiotowa jak polityka zagraniczna poprzedniej ekipy rządzącej Polską. Podobnie jest z widmem likwidacji branży futrzarskiej w Polsce. Tylu nieprzebierających w słowach połajanek dotyczących patologii transformacji ustrojowej i wyprzedaży polskiego przemysłu poniżej jego rzeczywistej wartości oraz płomiennych wystąpień wzywających do repolonizacji narodowej gospodarki, ile wygłosili przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości, nie wypowiedzieli chyba reprezentanci wszystkich innych partii i środowisk politycznych razem wzięci. Powinno to, choćby w najmniejszym stopniu, zobowiązywać „dobrą zmianę” do obrony polskich interesów gospodarczych. Nic bardziej mylnego. Prawo i Sprawiedliwość zdaje się mieć w głębokim poważaniu rodzimych przedsiębiorców, a ich zastrzeżenia odnośnie zakazu hodowli zwierząt futerkowych nazywa ustami prezesa Jarosława Kaczyńskiego bajkami. Zresztą cała szumnie zapowiadana repolonizacja gospodarki czy mediów to taka gra pozorów. Wszyscy widzimy, jak to wygląda w praktyce. Z jednej strony okrągłe frazesy, a z drugiej brak rzeczywistych działań. Do tej pory nie doczekaliśmy się żadnych uproszczeń podatków, nie mówiąc nawet ich obniżeniu. Nie podniesiono realnie, co było jedną obietnic wyborczych „dobrej zmiany”, kwoty wolniej od podatku. Nie przywrócono również poprzedniej niższej stawki podatku VAT. Za to ostatnio zniesiono limit składek na ZUS, co w praktyce oznacza podniesienie podatków. Nie zdecydowano się też zmienić nastawienia państwa wobec obywatela. Co z tego, że superminister Mateusz Morawiecki deklaruje, iż państwo ma być przyjazne wobec przedsiębiorców, jeśli w praktyce urzędy nadal traktują petentów jako potencjalnych przestępców, a nie ciężko pracujących obywateli, którzy utrzymują państwo. Być może owo negatywne nastawienie państwa do obywatela korzystnie wpływa na wzrost wpływów do budżetu, jednak nie przekłada się pozytywnie na szacunek Polaków dla państwa i przywiązanie do niego. W rzeczywistości repolonizacja gospodarki polega na ściąganiu nad Wisłę zagranicznego kapitału, czym rząd nie omieszka się chwalić, wprowadzaniu kolejnych programów państwowej pomocy i inwestycji oraz zapraszaniu na polski rynek pracy Ukraińców. Idąc do wyborów, „dobra zmiana” zapowiadała ukaranie winnych rozlicznych afer, jakie miały miejsce za czasów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Po powołaniu rządu Beaty Szydło ministrowie przeprowadzili audyt i prezentowali kolejno jego wyniki w Sejmie. Sformułowano wówczas wiele oskarżeń pod adresem poprzedników i deklarowano chęć ukarania winnych. Co z tego wynikło? Niewiele. W praktyce działalność Prawa i Sprawiedliwości na rzecz rozliczenia rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz ograniczyła się do powołania Komisji Śledczej ds. Amber Gold, Komisji Weryfikacyjnej ministra Jakiego (niestety znów, kto wie, czy nie celowo, pomieszano reprywatyzację z restytucją mienia zagrabionego przez Sowietów i ich polskojęzycznych pachołków) oraz podgrzewania społeczeństwa miesięcznicami smoleńskimi. Słońce Peru zostało przesłuchane przez stołeczną prokuraturę, jednak do niczego więcej nie doszło. Co z tego, że Minister Patryk Jaki i przewodnicząca Małgorzata Wassermann będą brylować przed kamerami, jeśli po raz kolejny nikt za nic nie odpowie. Dwulecie rządów „dobrej zmiany” za nami, a dotychczas żaden z prominentnych polityków poprzedniej ekipy nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej za nadużycia. Może to wskazywać, iż podnoszenie kwestii rozliczenia rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz to tak naprawdę fasadowa maskarada, a nie rzeczywisty zamiar Prawa i Sprawiedliwości. Potwierdzałoby to zasadę – „my nie ruszamy waszych, a wy naszych”, na której, zdaniem wielu obserwatorów naszego życia politycznego, opiera się III Rzeczpospolita. Potwierdzeniem tego może być zachowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz, która nic nie robi sobie z kolejnych wezwań na posiedzenie Komisji Reprywatyzacyjnej.Będąc w opozycji, politycy Prawa i Sprawiedliwości sugerowali, że ujawnią tajny aneks do raportu o likwidacji WSI. Niedawno prezes-naczelnik Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda zgodnie oświadczyli, że poinformowanie obywateli o jego zawartości nie jest konieczne. Możliwe, że owa zgoda co do dalszej tajności aneksu będzie podstawą nowego porozumienia między Pałacem Namiestnikowskim i Nowogrodzką. Paradoksalnie innym fundamentem konsolidującym obóz „dobrej zmiany” może stać się uporczywe trwanie przy wprowadzonej przez poprzedni rząd niesławnej ustawie 1066, w ramach której Bundeswehra może w każdej chwili udzielić tubylczym demokratom „bratniej pomocy” w walce z kaczystowskim reżymem. Pilnie strzeżoną tajemnicą Prawa i Sprawiedliwości pozostaje motywacja owego postępowania. Przecież, podnosząc sztandar wypłaty reparacji za II wojnę światową nasz rząd, naraża się na zdecydowaną reakcję Angeli Merkel. Gdy tylko uporządkuje ona sprawy powyborczej koalicji, skupi się na walce z kaczystowskim reżymem, który szkodzi nadwiślańskim interesom Berlina. Chyba że pani kanclerz wie, iż żądanie reparacji, to tylko taka farsa na użytek wewnętrzny. Wracając do rekonstrukcji rządu, trzeba powiedzieć, że ewentualne roszady personalne nie wniosą żadnej nowej jakości do obozu „dobrej zmiany”. Wszak każde dziecko w Polsce w wie, iż polityka rządu bardziej od planów i woli poszczególnych ministrów czy pani premier zależy od życzeń niekoronowanego naczelnika państwa z warszawskiego Żoliborza, który steruje państwem z tylnego siedzenia. Tego nie zmienią nawet najlepsze przetasowania personalne w rządzie. Jarosław Kaczyński zamiast urealnić sytuację w państwie, obejmując funkcję premiera, woli zasłaniać się Beatą Szydło, zajmując przy bezpieczną pozycję „szeregowego posła”. Entuzjazmowanie Polaków ewentualną rekonstrukcją rządu jest jedynie tematem zastępczym mającym odciągać uwagę wyborców od istotnych problemów państwa.
Daniel Patrejko