„Polska zawsze prowadziła dialog z KE. Tak, jak każdy suwerenny kraj członkowski UE, mamy prawo do przeprowadzenia reformy sądownictwa zgodnie z naszą konstytucją. Obowiązkiem KE jest szanowanie praworządności państw członkowskich UE, otwartość i dialog. Tego dzisiaj potrzebuje UE” napisała wicepremier Beata Szydło na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych, komentując decyzję Komisji Europejskiej o uruchomieniu wobec Polski procedur przewidzianych art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej.
Problem w tym, że Polska przyjmując traktat lizboński znacząco uszczupliła swoją suwerenność, umożliwiając wszelkiej maści Junckerom i Timmermansom mieszanie się w polskie sprawy.
Co ciekawe, o praworządność w Polsce martwi się instytucja, która sama z praworządnością ma niewiele wspólnego, a jeszcze mniej z demokracją. Warto pamiętać, iż skład Komisji Europejskiej nie jest wybierany przez obywateli w drodze powszechnych wyborów, ale komisarze są desygnowani przez Radę Europejską i zatwierdzani przez Parlament Europejski a ich zadaniem jest dbanie o interesy wspólnoty jako całości. A jaki interes może mieć KE w blokowaniu polskiej reformy sądownictwa? Otóż determinowani interesem Niemiec eurokraci usiłują nie dopuścić do umocnienia się Polski tak wewnętrznego jak i na arenie międzynarodowej i należało się spodziewać, iż będą czynić wszystko, aby cel ten osiągnąć.
Reforma sądownictwa, co do której już wiadomo, że prezydent Andrzej Duda złoży pod nią podpis, to pierwsze, ale zapewne nie ostatnie zarzewie konfliktu na linii Bruksela-Warszawa. Wydaje się aż nadto oczywiste, że wszystkie kroki zmierzające do podniesienia Polski z kolan, na jakie została rzucona polityką poprzedniego rządu, spotkają się z ostrą, agresywną wręcz reakcją eurokratów. Podobnie zresztą jak i wszelkie próby utrzymania przez Polskę resztek suwerenności. Traktat lizboński jeszcze nie raz odbije się Polsce czkawką. Nie będę zdziwiona, jeżeli Komisja Europejska zdecyduje się Polskę ukarać mimo sprzeciwu Węgier, czyli niezgodnie z obowiązującym prawem – KE już nie raz udowodniła, że „paragraf się zawsze znajdzie”.