To nie jest choroba „Damy kameliowej” i innych bohaterów dziewiętnastowiecznych powieści, czy „Czarodziejskiej góry” z początku ub. wieku. Gruźlica jest nadal groźna. Co trzeci człowiek na świecie jest zakażony gruźlicą, co dziesiąty zachoruje, wielu umrze. Co roku diagnozę o tej chorobie otrzymuje dziewięć milionów ludzi.
W 2015 roku w Polsce zgłoszono 81 przypadków gruźlicy u dzieci do 14. roku życia oraz 83 przypadki wśród młodzieży w wieku od 15 do 19 lat. W sumie w 2015 roku do Krajowego Rejestru Zachorowań na Gruźlicę, prowadzonego przez Instytut Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie, zgłoszono prawie 6,5 tysiąca przypadków gruźlicy.
Zapadalność na gruźlicę w Polsce jest niska (16,7 przypadków na 100 tysięcy osób), ale nadal wyższa niż średnia w UE. Na przykład we Francji jest to 7 osób na 100 tysięcy.
Złe monitorowanie leczenia sprzyja powstawaniu wielolekoopornych postaci gruźlicy, na którą nie działają żadne leki. Rodzi się w tym miejscu pytanie o wpływ szczepień na lekooporność prątków gruźlicy. Jak podaje na swojej stronie internetowej Państwowy Zakład Higieny, "Szczepienie BCG chroni niemowlęta i dzieci przed najcięższą postacią gruźlicy, tj. gruźliczym zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych. Więcej zapytań budzi skuteczność szczepienia BCG w gruźlicy płucnej. Wykazywano zarówno dużą skuteczność w zapobieganiu gruźlicy płuc, jak i brak tego efektu". Wg PZH "przeciwwskazaniem do podania szczepionki BCG są niedobory odporności", problem jednak w tym, że przed podaniem szczepionki się tego nie sprawdza.
Połowa z tych chorych umiera. Lekooporna gruźlica często występujące w krajach Europy Wschodniej, ale rozprzestrzenia się też we Francji, dokąd przyjeżdża wielu imigrantów z zakażonych gruźlicą obszarów Afryki Subsaharyjskiej i Północnej. Przypadków chorych na gruźlicę, która nie poddaje się leczeniu jest coraz więcej, bo koncerny farmaceutyczne nie pracują nad lekami dla tej grupy chorych, najczęściej ludzi z biednych obszarów świata. Farmacja to przecież wielki biznes.
A sytuacja jest niebezpieczna. W 2015 r. zidentyfikowano 98 szczepów opornych, podczas gdy 2010 r. było ich o połowę mniej. Mnożenie to zagraża globalnemu celowi Światowej Organizacji Zdrowia wyeliminowania choroby do 2030 r., którego osiągnięcie jest nierealne.
Gruźlica występuje po sąsiedzku, rozprzestrzeniania się w szczególności na terenach Ukrainy, zwłaszcza w rejonach objętych działaniami wojennymi, gdzie trudno o leczenie. Przedstawiane dane wskazują, że na Ukrainie przynajmniej 35 tysięcy osób jest chorych na gruźlicę, z czego blisko połowa na gruźlicę wielolekooporną. Z nieoficjalnych danych wynika, że jest blisko 600 tysięcy chorujących na Ukrainie. Czy ktokolwiek sprawdza stan zdrowia przybywających do Polski do pracy Ukraińców? Skądże, bo wymogów takich nie stawiają nawet sami pracodawcy. My sami też coraz rzadziej robimy rentgen płuc i w zabieganiu nie kontrolujemy zdrowia.
Tymczasem gruźlica nazywana dotąd chorobą biedy awansowała społecznie. Już nie chorują na nią tylko ubodzy i niedożywieni, choć w tej grupie jest największy procent chorych, ale też zasobni, nie dbający o siebie pracoholicy, imprezowicze, ludzie prowadzący niehigieniczny tryb życia, niedosypiający, spożywający śmieciowe jedzenie. Lekarze mówią, że gdy do niedawna chorzy na gruźlicę wywodzili się z grupy wiekowo starszej, o słabszej już odporności organizmu, teraz mają coraz więcej przypadków ludzi młodych, w kwiecie wieku. I są to nie tylko narkomani, alkoholicy czy osoby z AIDS, bardziej narażeni na zakażenia z powodu osłabionego układu odpornościowego.
Gruźlica dotyka studentów, stażystów i pracowników korporacji z dużą kasą, bo prowadząc niehigieniczny tryb życia, rezygnując z należnego organizmowi odpoczynku, napędzają się napojami energetycznymi, zagłuszając w ten sposób oznaki zmęczenia.
Może zaatakować praktycznie każdy narząd (np. gruźlica węzłów chłonnych, gruźlica stawów i kości, bardzo groźna gruźlica opon rdzeniowo-mózgowych u dzieci) lub wiele z nich jednocześnie (postać rozsiana).
Statystycznie najczęściej jednak gruźlica atakuje płuca. Można się nią zarazić poprzez bliski kontakt, na przykład długotrwałe przebywanie w pomieszczeniu, z osobą, która kaszle, odkrztusza, mówi lub głośno się śmieje. Wtedy prątki gruźlicy krążą w powietrzu i wraz z ich wdychaniem dochodzi do zakażenia.
Nie każdy zakażony wie, że został zainfekowany. Prątki w uśpieniu mogą wegetować przez dziesięciolecia i nigdy nie wywołać choroby. Atakują wtedy, gdy organizm jest osłabiony, wycieńczony, nie ma siły do zmierzenia się z aktywującą się bakterią.
Co roku osiem tysięcy Polaków zapada na gruźlicę. Część nie chce się leczyć lub rezygnuje z odosobnienia w szpitalu, choć izolacji dla dobra innych wymaga leczenie choroby. Z tym jest problem. Trzy lata temu wrocławski sąd skazał na karę 10 miesięcy więzienia 54-letniego chorego na gruźlicę mężczyznę, ponieważ odmówił leczenia i postanowiono leczyć go przymusowo, aby nie zarażał. Sędzia uznał, że w tej sprawie zachodzi kolizja dóbr, jaką jest wolność wyboru lekarza i leczenia oraz dobro i bezpieczeństwo osób zdrowych. Ale to był precedens, bo jasnych uregulowań nie ma, choć przymusu leczenia dla dobra ogółu domagają się lekarze.
Ta zakaźna choroba jest wciąż groźna. Światowy Dzień Gruźlicy obchodzony jest 24 marca – dla upamiętnienia dnia, w którym niemiecki mikrobiolog Robert Koch (1843-1910) ogłosił odkrycie prątka gruźlicy.