Miało być „No Pasaran”. Nie udało się. Ani Manifie. ani Hannie Gronkiewicz-Waltz, ani grupce Obywateli RP, ani też wrażym mediom, które szczuły i jątrzyły na potęgę, i mimo oświadczenia Grzegorza Schetyny, że „to marsz hańby”.„Faszyści” i „nacjonaliści” przeszli główną arterią Warszawy przez Most Poniatowskiego pod Stadion Narodowy, zalewając przestrzeń całej trasy 250 tysięczną masą ludzi z biało-czerwonymi sztandarami.
Wszystko odbyło się według ustalonego planu i programu. Radośnie, godnie, w patriotycznym uniesieniu, poza jakimś jednym czy drugim szybko spacyfikowanym wyskokiem przedstawicieli bardziej ekstremalnych grup. które zwykle wmieszają się w każdą większą manifestację. I poza nieuzgodnionymi w „marszowej umowie” racami, o których tyle było gadania jako o złu, jakby szczujący dziennikarze i politycy nie wiedzieli, że te race należą do folkloru każdej większej, a zwłaszcza tej właśnie manifestacji, która w taki właśnie sposób zwykła oddawać „cześć i chwałę bohaterom”.
Już w niedzielę wieczorem pojawiły się podłe komentarze znanych dziennikarzy z mediów wiadomego nurtu, podczas czytania których można było dostać zawału. Bo przecież generalnie – won z marszem, bo to faszyzm. Tylko sztywne oficjałki, wieńce i znicze, a najlepiej gdyby znów królował orzeł z czekolady i powiewały różowe chorągiewki rozbawionych kretynów. Oczywiście, włączył się usłużny wrażym mediom, lubiący brylować politolog Marek Migalski, dawny europoseł PiS, mówiąc bzdury o tym, że PiS dołączając do marszu Narodowców wpuścił się w kanał i ma teraz twarz polskiego nacjonalisty. Wśród rzeszy ćwierć miliona ludzi ci usłużni obserwatorzy wyłapali tylko, że ktoś spalił flagę Unii Europejskiej (czy to w demokracji zabronione?), szarpał się z dziennikarką „Gazety Wyborczej”, dostrzegli flagi i emblematy ONR i delegację włoskich faszystów. „Marszałek Piłsudski przewraca się w grobie” - zagrzmiał historyk z zaprzęgu Bronisława Komorowskiego prof. Tomasz Nałęcz. Warto przypomnieć usłużnym żurnalistom, co to jest realizm, bo rzeczywistość powinno się opisywać z realizmem, a nie jak w komunizmie, zgodnie z ideologicznym zapotrzebowaniem. Realizm to typowość i obiektywizm, opisywanie tego co typowe. Tymczasem ekstrema i wybryki to był tylko margines. Skupianie się wyłącznie na tym jest w opisie rzeczywistości zwyczajnie nieuczciwe. Cóż, bicie piany na temat marszu w stulecie odzyskania przez Polskę Niepodległości długo jeszcze potrwa, a manipulacja faktami będzie amunicją do ostrzału. Zapewne coraz cięższą, im bliższy będzie termin wyborów, których w przyszłym roku mamy wysyp.
Czy jak sądzi poseł Rzymkowski ten marsz został Narodowcom rzeczywiście przez PiS ukradziony, to się dopiero w przyszłym roku okaże, bo może to był jednorazowy deal na wyjątkową okazję - stulecie wolności. Za ten deal już słono płacą obie strony tego porozumienia, szarpani zarówno przez swoich jak i opozycję. PiS -owi przypisuje się zawłaszczanie inicjatywy Narodowców i przykleja „gębę” faszystów, a Narodowcom zarzuca uległość i krzyczy, że dali ciała. Myślę jednak, że Narodowcy pokazali wielką klasę i rezygnując w tym roku z monopolu ofiarowali ten marsz dla Polski. Stąd przemarsz 250 tysięcy ludzi pod inaugurującym banerem „Dla Ciebie Polsko” był wspólnym mianownikiem. Symbolem wspólnoty, czy to źle? Oczywiście, wszystkim tym, którzy czują ,że zagrożeniem jest każda wspólnota to się podobać nie może. Myślę, że gdyby ten marsz dla Niepodległej zorganizowali tylko Narodowcy, zostaliby w tym roku, mimo zgody sądu na przemarsz, wmanewrowani i „rozjechani”przez liczne prowokacje wypastowanych „murzynów”, anarchistów i innej maści naprutych antyfaszystów. Krakała o tym cała Warszawa. Z tego powodu drżeliśmy o bezpieczeństwo manifestantów. Silna osłona policji i żandarmerii wojskowej odstraszyła tych, którzy chcieli zepsuć ten patriotyczny przemarsz.
Nikt nie spalił wozu wrażej telewizji, ani budki pod wiadomą ambasadą. Nikt nie kopał w twarz manifestantów. Z nikogo nie „został tylko szalik”. Dziś się cieszymy, że się udało. I naprawdę dajmy sobie spokój ze spekulacjami, kto kogo ograł i kto komu dał ciała. Zgadzam się z Rzymkowskim, że demonstracja była "ogromnym sukcesem" środowisk narodowych, który próbują zawłaszczyć środowiska rządowe. Uściślijmy- nadgorliwe media rządowe. Nie dopuścimy do tego. I na pewno Grzegorzu Schetyno nie był to marsz hańby, lecz marsz dumy. Do której Polacy mając tak bohaterską i krwawą historię mają prawo. Grzegorzu Schetyno, wygrała Polska.