Żołnierze staną się kozłami ofiarnymi politycznych rozgrywek?

0
0
0
/

19 marca zapadnie wyrok w sprawie czterech żołnierzy oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel w Afganistanie. Prokuratura wnosi o nałożenie na nich kar od 12 do 5 lat więzienia. Obrońcy i podsądni domagają się uniewinnienia. W czwartek przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie zakończył się drugi proces w tej sprawie.

 

We wtorek prokurator wojskowy ppłk Gerard Konopka wniósł o 8 lat więzienia dla ppor. Łukasza Bywalca, 12 lat - dla chor. rezerwy Andrzeja Osieckiego, 8 lat - dla plut. rezerwy Tomasza Borysiewicza i 5 lat dla - st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego. Trzej pierwsi mieliby też zapłacić po ponad 80 tys. zł zadośćuczynienia rodzinom i ofiarom tragedii oraz od tysiąca do 800 zł nawiązki na cel społeczny. Ponadto prokurator chce od 5 do 3 lat pozbawienia praw publicznych i "podania wyroku do wiadomości publicznej".

 

Oskarżeni, którzy nie wyrażają zgody na upublicznienie ich nazwisk, nie przyznają się do zarzutów. W czwartkowych mowach końcowych obrońcy i oni sami wnieśli o uniewinnienie. Adwokaci uznali tragedię za nieszczęśliwy wypadek, spowodowany wadliwą amunicją.

 

Trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że proces ma charakter stricte polityczny. Każdy bowiem, kto ma średnie pojęcie o posługiwaniu się bronią wie, że zastosowanie moździerza wymaga wyliczenia, ile prochu potrzeba, aby pocisk osiągnął żądaną odległość, przy czym niezmiernie istotny jest również stan techniczny sprzętu, a ten pozostawiał - zresztą jak wiele należącego do Wojska Polskiego broni - wiele do życzenia (na temat posiadanego uzbrojenia wielu żołnierzy, nie tylko w Afganistanie, wypowiada się w sposób druzgocący). Wystarczyło bowiem, że nieświadomie dali gorszej jakości, czy przeterminowany ładunek miotający, aby zmieniły się parametry lotu pocisku.

 

- Strzelali szmelcem ze szmelcu - podsumował całą akcję mec. Witold Leśniewski, zdaniem którego przyczyną, dla której granat wpadł do wioski była wadliwa amunicja. Podkreślał, że żołnierze byli załamani, gdy dowiedzieli się, że są ofiary w ludziach. Jak podkreślali obrońcy, wystrzały z moździerza w kierunku potencjalnych talibskich przyczółków stanowiły odpowiedź na wcześniejsze starcie w tym rejonie z talibami a zarazem demonstrację siły.

 

Co ciekawe, do wykonania tego zadania wyznaczono właśnie żołnierzy polskich, zmęczonych wcześniejszymi obowiązkami, nie zaś wypoczętych żołnierzy amerykańskich. Wersję obrony, kontestowaną przez prokuratora, wydaje się potwierdzać fakt, iż po powrocie do kraju obecnych podsądnych najpierw odznaczono, a potem aresztowano.

 

Warto w tym miejscu dodać, że - jak zauważa mec. Piotr Dewiński - rozkaz ostrzelania wzgórz za wioską był niezrozumiały dla jego odbiorców, podczas gdy rozkaz w wojsku musi być jednoznaczny i niepozostawiający miejsca na jakiekolwiek wątpliwości.

 

Grupa nie miała łączności z przełożonymi, i to oni właśnie ponoszą moralną odpowiedzialność za tragedię - uważa mecenas.

 

W sierpniu 2007 r. w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób, trzy osoby zostały ranne. Wojsko poinformowało o sprawie dopiero po tygodniu. Dlaczego tak długo? Co się stało przez ten tydzień, że osoby, które najpierw honorowano medalami, nagle zostały - dokładnie za ten sam czyn - ogłoszone przestępcami, a wręcz mordercami? I wreszcie, czy prokurator, który żąda uznania żołnierzy winnymi ludobójstwa, kiedykolwiek był w Afganistanie, zna tamtejszą rzeczywistość i warunki, czy też ogląda zdarzenia wojenne w programach informacyjnych rządowych stacji telewizyjnych?

 

Anna Wiejak

 

Źródło: pap.pl. inf. własna

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną