Gen. Polko: Stracimy nad imigrantami jakąkolwiek kontrolę

0
0
0
/

O niebezpieczeństwach związanych z napływem imigrantów, braku przygotowania organów państwa do sprostania wyzwaniom z zakresu bezpieczeństwa oraz kompletnym braku perspektywicznego myślenia rządów krajów UE, które tracą panowanie nad imigracyjną rzeszą z gen. Romanem Polko rozmawia Anna Wiejak.

 

Migracje jako jedno z trzech największych zagrożeń dla Europy wyodrębniono blisko 10 lat temu jako wniosek z seminarium nt. bezpieczeństwa w Asia-Pacific Center for Security Studies.

 

- Dyskutowali wówczas nad tym Azjaci i Europejczycy. Na zagrożenia wskazywali nie Polacy, ale przedstawiciele innych krajów Europy, Włosi, Francuzi, Niemcy.

 

Jak wówczas potraktowano ten problem?
 

- To była długa dyskusja, przed podjęciem której wydawało się, że Europejczycy – ponieważ wtedy był na topie głównie terroryzm – będą mówić o tym, jaki terroryzm jest groźny, ci natomiast zaczęli zwracać na problem imigrantów z asymilacją. To jest coś, o czym w Polsce się mało mówi, bo przyjąć ich tutaj i teraz to nie jest problem, tylko w jaki sposób będzie funkcjonowało kolejne pokolenie, które najczęściej żyje w takim poczuciu wyobcowania i rodzącej się przez to  frustracji, co powoduje wielkie problemy w tych krajach. Na to głównie zwracano uwagę. Dyskutowaliśmy na temat budowania jakichś programów, jak to w dalszej kolejności robić. Polska była wskazana w trakcie dyskusji jako ten kraj, który powinien wyciągać wnioski z tego, co dzieje się niedobrego chociażby we Francji, żeby tych błędów nie powielać. Ale cóż z tego, że wyprowacowaliśmy konkretne opracowania, konkluzje, jak to rozwiązywać, skoro tak naprawdę te sprawozdania i te wnioski, które żeśmy przedstawiali, zostały gdzieś tam odłożone między dokumentami, w tym moje sprawozdanie.

 

Czy uczestnicy wspomnianego seminarium przewidzieli aż tak wielką skalę imigracji, z jaką mamy do czynienia obecnie?

 

- Rewolucji arabskiej żeśmy nie przewidywali, tego, co się działo, tej wojny, która miała miejsce, bo trudno było to przewidzieć, ale przewidzieliśmy eksodus łączący się z migracją zarobkową i braliśmy pod uwagę to, co już wcześniej miało miejsce, że jednak w tych rodzinach rodzi się dużo więcej dzieci niż w typowych rodzinach europejskich. Badaliśmy to zjawisko również pod kątem terroryzmu. Zastanawialiśmy się, jak to będzie działało. Poniekąd był podnoszony aspekt, ale jako mało prawdopodobny, dużego eksodusu, bo wszystkie warianty braliśmy pod uwagę. Niestety wyszło na to, że nie są podejmowane żadne sensowne kroki, żeby być na to przygotowanym. Teraz też, co mnie najbardziej przeraża, jest myślenie krótkofalowe, tylko tu i teraz, a nie patrzy się, że jeżeli już przyjmiemy tych imigrantów, niezależnie od ilości, co będzie dalej, co będzie później, jak oni będą funkcjonować i jak to się odbije na naszym kraju.

 

Ponad 75 proc. imigrantów to młodzi mężczyźni. Dlaczego uciekają zamiast chwytać za broń?
 

- To jest najbardziej niepokojące. Można krytycznie oceniać Viktora Orbana, ale to, co on chce zrobić, to w zasadzie podstawa działania. On chce ich zarejestrować, chce wiedzieć, kto jest na terenie Węgier, kto przeniknął na teren Unii Europejskiej i oni się temu praktycznie już nie poddają, co spowoduje, że stracimy nad nimi jakąkolwiek kontrolę. To pokazuje, że przychodzą tutaj tworzyć własne enklawy, a nie po to, żeby respektować nasz system prawny, nasze wartości, sposób naszego funkcjonowania.

 

Warto sięgnąć po doświadczenia brytyjskie. Ci ludzie, którzy przybywają, próbują własne zwyczaje, prawa przenieść na teren państwa, na terenie którego przebywają. To nie jest tak, że oni respektują ten system prawny. Brytyjczycy dopiero teraz łapią się za głowę, ale wtedy już też zwracano na to uwagę, że to zjawisko jest niesamowite, że prawie ten szariat jest wprowadzany w tych miejscach, w których oni się osiedlają, a nie ma jakiegoś podporządkowania czy respektowania obowiązującego w danym kraju prawa. Przychodzą z zewnątrz i chcą narzucać ten system wartości, który przywożą ze sobą. To jest szalenie niebezpieczne.

 

Podczas wspomnianych rozmów zastanawialiśmy się, jak kontrolować tych ludzi, żeby to nie było tak, że przyjeżdżają jacyś ludzie w sile wieku, o których nic nie wiadomo i pod pretekstem pomocy kobietom i dzieciom będziemy inwestować w udzielanie im pomocy, tak naprawdę nie wiedząc komu pomagamy.

 

Jak prawdopodobny jest scenariusz, że po osiągnięciu odpowiednio wysokiego odsetka imigrantów w społeczeństwach państw UE, zostanie rzucone hasło do dżihadu? Czy wojsko nie powinno przygotować planów ewentualnościowych na kryzysy z tym związane?

 

- Przede wszystkim nasze służby powinny odpowiednio reagować, odpowiednio działać, patrzeć, kogo przyjmujemy. To nie jest tak, że oni tu przyjeżdżają z chęcią dokonywania zamachów, ale to jest kwestia tego drugiego pokolenia, co pokazuje głównie przykład krajów Europy Zachodniej. To drugie pokolenie żąda takiego samego funkcjonowania, pokolenie wyalienowane, zdające sobie sprawę, że szanse nie są równe i wówczas te zatrute hasła, ta ideologia, która przychodzi chociażby od państwa islamskiego, trafia na bardzo podatny grunt. Spośród tych ludzi biorą się terroryści, którzy nagle wracają do swoich korzeni, a mając jednocześnie kontakty w krajach, w których się osiedlili, dokonują zamachów i działań, które budzą przerażenie. To stwierdzono i to nie jest pole do dyskusji.

 

Jeszcze raz podkreślam, że jeżeli dzisiaj przyjmujemy uchodźców bez jakiegoś konkretnego, sensownego planu, jak ich zasymilować, żeby normalnie w naszym kraju funkcjonowali, to problem będzie dotyczył tego, jak im zapewnić byt, jedzenie, żeby dzieci nie głodowały, ale w dalszej perspektywie będzie to problem związany z bezpieczeństwem naszego kraju. To może być taka bomba z opóźnionym zapłonem.

 

Jakie wyzwania stawia to samemu Sojuszowi Północnoatlantyckiemu, biorąc pod uwagę, że muzułmańscy imigranci w jego obrębie to piąta kolumna, z którą walczyć będzie wcale niełatwo?
 

- To spotkanie, o którym mówimy, to było spotkanie sojuszników i na to bardzo mocno zwracali uwagę właśnie jako wyzwanie, któremu się trzeba przeciwstawić. Niestety Sojusz pokazał już w sytuacji tego konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, agresji rosyjskiej na Krym, że właściwie jest organizacją zbiurokratyzowaną, która jest bardzo ociężała i bardzo powoli reaguje na zmieniającą się sytuację. Jeżeli jakiekolwiek skuteczne działania są realizowane, czy mają znamiona skutecznych, to są realizowane nie przez Sojusz, tylko przez poszczególne państwa, głównie mam na myśli Stany Zjednoczone, które potrafią skutecznie reagować.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną