Prof. Piotr Gliński, czyli kulą w płot

0
0
0
/

Długo oczekiwana decyzja PiS w sprawie kandydata na premiera rozczarowała. Miał być mocny kandydat na ciężkie czasy kryzysu i niemocy Donalda Tuska, a wyszło jak zawsze. Tytuł profesorski to nie wszystko w polityce, a kompletna nieznajomość kandydata to raczej obciążenie, niż atut.


Od przeszło miesiąca media i koalicja zastanawiała się kto będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na premiera. Większość stawiała na Zytę Gilowska lub Ryszarda Bugaja. Wszak wiadomo było tylko tyle, że kandydat będzie "miał tytuł profesorski".

Premier „marzeń” Polaków. Realne szanse prof. Piotra Glińskiego >>
 
Kandydatura socjologa prof. Piotra Glińskiego ogłoszona wczoraj była więc dużym zaskoczeniem. W ogóle nie był on brany pod uwagę przez obserwatorów sceny politycznej.

W jego pięknej karierze naukowej i biografii cieniem na jego kandydaturze kładzie się tylko nieudana próba zdobycia mandatu w wyborach w 1997 r. z... Unii Wolności. Nie jest to jednak nic nowego w Prawie  Sprawiedliwości. Wbrew oficjalnej retoryce mieliśmy już tam na eksponowanych stanowiskach osoby z dość dziwnym rodowodem i dokonaniami politycznymi. Można tutaj chociażby wymienić Andrzeja Kryże - wiceministra sprawiedliwości, który jako prokurator w stanie wojennym oskarżał działaczy opozycyjnych za organizowanie w PRL  obchodów Święta Niepodległości w dniu 11 listopada.

Kandydat na premiera z epizodem startu z Unii Wolności w czasach, który jej twarzami byli Leszek Balcerowicz i Bronisław Geremek, ogłoszony tuż po Marszu Obudź się Polsko, w którym wzięła udział lwia część słuchaczy Radia Maryja i związkowców budzi niepotrzebny rozdźwięk wśród elektoratu Prawa i Sprawiedliwości.

Przeczytaj także: Rząd pozaparlamentarny, czyli bezpieczniacki >>

Być może Jarosław Kaczyński chciał w ten sposób przyciągnąć na stronę PiS rosnącą liczbę niezdecydowanych wyborców pokazując "ekspercką i inteligencką twarz" swojej partii. Ruch wydaje się jednak być chybiony, ponieważ ta część, która nie wie na kogo głosować, nie interesuje się polityką i nie potrafi nawet wymienić dwóch, trzech polityków z drugiego garnituru PiS, a co dopiero przekonać się do w ogóle nieznanego prof. Piotra Glińskiego.

Pojawia się więc pytanie czy do prof. Piotra Glińskiego przemawia argument "eksperta"? Moim zdaniem, też nie. Nie wiedząc dotąd kim jest kandydat - z całym szacunkiem dla jego dorobku naukowego - trudno uznać za eksperta w czasie kryzysu gospodarczego, rosnącego bezrobocia, wyjazdy młodych za granicę i szalejących cen nieznanego socjologa, choćby miał tytuł profesorski i dobre chęci.

Poza tym w okresie niemocy i uwiądu decyzyjnego rządu Donalda Tuska we wszystkich dziedzinach życia państwowego jest nam potrzebny nie tyle "ekspercki rząd fachowców", co silne przywództwo polityczne, które poprzez kompetentnych ministrów tak pokieruje administracją rządową, aby zdefiniować problemy społeczno-gospodarcze i znaleźć ich rozwiązanie.
 
Oczywiście prof. Piotr Gliński ma program i jest on bardzo dobry, jednak jak pokazuje historia i praktyka nie on by w rzeczywistości rządził, lecz Jarosław Kaczyński. Przykład prof. Jerzego Buzka aż nadto uczy, że rządzenie z tylnego siedzenia samochodu nie przynosi korzyści politycznych, ani kierowcy, ani pasażerowi siedzącemu z tyłu i wyznaczającemu trasę. Zresztą Jarosław Kaczyński przećwiczył to sam na własnej skórze desygnując na premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Brzydko mówiąc "smród jaki pozostał" po tej postaci i jej londyńskich romansach do dziś rzuca się cieniem na PiS.

Przeczytaj także: PiS, socjalizm i ekologiczna wrażliwość >>

Z powyższego nie wynika jednak groźba powtarzana w TVN i Gazecie Wyborczej ukrytych rządów Jarosława Kaczyńskiego. Bardzo dobrze. Niech właśnie rządzi. W dojrzałych demokracjach, do których cały czas aspirujemy, a niektórzy twierdzą, że to od nas Zachód powinien się jej uczyć, to lider ugrupowania jest zawsze premierem i bierze odpowiedzialność za rządzenie i jego efekty.

Problem w tym, że obecnie Jarosław Kaczyński jest niewybieralny, tzn. ani wyborcy, ani grupy interesu, ani służby specjalne czy międzynarodowa finansjera nie dopuszczą już do tego, żeby został premierem.

I tu dochodzimy do sedna problemu i wracamy do początku dyskusji, która zapewne legła u podstaw kandydatury prof. Piotra Glińskiego na premiera. Pytanie co ma zrobić Jarosław Kaczyński i PiS, żeby realnie przejąć władzę i wziąć bezpośrednio odpowiedzialność za rządzenie krajem pozostaje otwarte? Jedno jest pewne. Dalej "rządzi" Donald Tusk i nic się nie zmienia.
 
Paweł Zbrojewicz
fot. Agata Bruchwald

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną