Konwencja podmywa fundamenty rodziny

0
0
0
/

- Obudzimy się, albo w dziedzinie moralności i rodziny będziemy sterowani przez mniejszość - mówi o Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej Antoni Szymański, członek Zespołu ds. Rodziny Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu Polski.


- Rząd zdecydował w dniu 11 września 2012 r. o podpisaniu Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
   
Tak, taka kierunkowa decyzja została podjęta. Warto jednak podkreślić, że nastąpiło to przy krytycznej jej ocenie przez Ministrów Sprawiedliwości oraz Pracy i Polityki Społecznej, czyli osób kluczowych, jeśli chodzi o realizację tej Konwencji. Przypomnę, że przeciw tej Konwencji wypowiedziało się Prezydium Rady Stałej Episkopatu Polski, liczne organizacje kobiece i prorodzinne, Prawo i Sprawiedliwość i Solidarna Polska.

Warto przypomnieć też, jakie podmioty społeczne się za nią opowiedziały. Był to Ruch Palikota, Stowarzyszenie Kongres Kobiet i organizacje feministyczne. Podmioty te często są niesłusznie lekceważone, tymczasem okazuje się, że działają skutecznie i z pomocą wpływowych mediów uzyskują to, na czym im zależy.

- Premier spotykał się ze stowarzyszeniem Kongres Kobiet i wysłuchał pozytywnych opinii jego liderek na temat Konwencji, ale czy spotkał się także ze środowiskami jej przeciwnymi?


Ostatnio Premier dwukrotnie przyjmował zaproszenie stowarzyszenia Kongres Kobiet.  Tymczasem organizacje kobiece i prorodzinne proszące o podobne spotkanie, ale przeciwne Konwencji, na swoje wnioski o spotkanie nie uzyskały nawet odpowiedzi. To rodzi pytania o równe traktowanie organizacji obywatelskich. Swoją drogą, Kongres Kobiet bezzasadnie urasta do reprezentacji kobiet, chociaż w rzeczywistości jest to tylko jedno stowarzyszenie. Jego siła wynika m. in. z dobrych  kontaktów z wiodącymi mediami i ruchami feministycznymi. Z pewnością jego postulaty, dotyczące parytetów wyborczych, procentowego uczestnictwa kobiet w gremiach kierowniczych, marginalizowania rodziny oraz permisywnej edukacji seksualnej i swobody aborcji, nie są bliskie większości kobiet w Polsce.

- Czy Pana zdaniem po podpisaniu Konwencji zostanie ona ratyfikowana?


Sprawa jest otwarta. Narasta bowiem sprzeciw różnych środowisk przeciwko tej Konwencji. Wielu ludzi zaczyna się orientować, że chodzi w niej nie tyle o przeciwdziałanie przemocy wobec kobiet, ale o taki rodzaj inżynierii społecznej, która zmarginalizuje znaczenie tradycyjnego małżeństwa i rodziny, zgodnie z feministycznymi planami. Organizacje te miały zresztą znaczący wpływ na jej kształt. Nie ma żadnej potrzeby wprowadzania tej Konwencji, bo niedawno wprowadzono w życie nowe rozwiązania prawne w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Po co mnożyć przepisy, przeregulowywać tę sferę, tworzyć dodatkową kosztowną administrację?

Moim zdaniem jest szansa na to, aby do ratyfikacji nie doszło. Potrzebny jest jednak zdecydowany głos wszystkich, którzy rozumieją, jakie znaczenie mają małżeństwo i rodzina dla rozwoju indywidualnego i społecznego. Czy głos na ten temat zabiorą organizacje prorodzinne, czy ujawnią swoje stanowisko, np. Akcja Katolicka, Poradnictwo Rodzinne i setki organizacji katolickich oraz świeckich, które dotąd tego nie uczyniły. Tutaj nie wystarczą tylko noty i oświadczenia, które są istotne, ale nie zastąpią głębszej informacji i edukacji. Trzeba uświadomić destrukcyjne konsekwencje tej Konwencji zarówno dla podstawowych wspólnot: małżeństwa i rodziny, które czyni się odpowiedzialnymi za przemoc. Także konsekwencje dla wychowywania dzieci, gdyż zgodnie z zapisami Konwencji, będziemy mieli obowiązek kształcić je w afirmacji dla „niestereotypowych zachowań seksualnych”, czyli m.in.: homoseksualizmu.
 
Trzeba też uświadomić społeczeństwu, że wprowadzenie tej Konwencji będzie kosztować setki milionów złotych, że tworzy ona w kraju nowe struktury administracyjne, równoległe do już funkcjonujących i rozwiązujących problemy związane z przemocą. Na końcu trzeba  odpowiedzieć sobie na pytanie: czy chcemy, aby międzynarodowy organ, jaki będzie nadzorować realizację tej Konwencji, decydował o kwestiach naszej moralności i podejściu do rodziny czy wolimy zachować w tych obszarach suwerenność, co nam zresztą obiecywano, gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej?

Przepisy i rozwiązania prawne silnie wpływają na kondycję rodziny. Ta Konwencja „podmywa” jej fundamenty. Dlatego nie łudźmy się, że jakoś to będzie. Skutki takich rozwiązań udarzą w nas i nasze dzieci czy chcemy tego, czy nie. Albo się obudzimy, albo w dziedzinie moralności i rodziny będziemy sterowani przez mniejszość.

Źródło: KAI

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną