Publikujemy fragment prywatnej korespondencji n. t. Tomasza Sakiewicza sprzed 3 lat

0
0
0
/

sakiewicz2Zanim ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski pożegnał się z Gazetą Polską jej redaktor naczelny wykazywał się trudnymi do zrozumienia zachowaniami. O aktualności pewnych mechanizmów politycznych, które mają obecnie miejsce - świadczy email, który udostępniamy.

Nasza redakcja ma możliwość ujawnienia poniższej treści ponieważ została ona wysłana niemal 3 lata temu (18 grudnia 2013) do księdza Tadeusz Isakowicz-Zalewskiego przez autora niniejszego tekstu. Powodem do jej napisania była moim zdaniem krzywda, która spotykała księdza Tadeusza, związanego do tamtej pory z redakcją GP. Dotkliwa tym bardziej, że krytyczne osądy dotyczące jego poglądów spotykały go ze strony dotychczasowych współpracowników. Taka konfiguracja stanowi spore obciążenie dla każdego człowieka, a polemiki i krytyki ks. Isakowicza przez redakcyjnych kolegów prowadzone były dodatkowo w sposób publiczny. Ci ostatni zaczynali bezkrytycznie wierzyć propagandzie fundowanej przez siły zewnętrzne, które podśrubowywały konflikt na Ukrainie. Sam tekst w kontekście ostatnich wypowiedzi Tomasza Sakiewicza jak się okazało nie tylko nie stracił, ale wręcz zyskał na aktualności. Warto zaznaczyć, że słowa dotyczące ślepoty redaktora GP padły zarówno przed wcieleniem Krymu, jak i tym bardziej przed wybuchem separatyzmu na wschodzie Ukrainy. „Księże Tadeuszu, Czy to nie Tomasz Sakiewicz czasami łapie się na znacznie bardziej przebiegłą rosyjską grę niż sądzi? Gra Rosji może polegać na odłączeniu Ukrainy wschodniej, w tym celu muszą oni wzburzyć wschodnią część banderyzmem i spowodować by wschodni Ukraińcy kojarzyli UE właśnie z banderyzmem, którym się brzydzą. Stąd pogłoski o finansowaniu Swobody przez Rosję, które się pojawiają (których jednak chyba nie zweryfikowano) mogą mieć wbrew pozorom swój sens. Otóż Ukraińców z zachodu do UE nie trzeba przekonywać, wschodnich owszem. Przeto pchanie Ukrainy do UE przez bramki banderowskie jest ogromną pomyłką i zwycięstwem Rosji. Gdyby wschodni Ukraińcy nie widzieli banderowskich flag i agresywnych środowisk być może daliby się przekonać. Sądzę, że Rosjanie są jeszcze silniejsi niż Sakiewicz myśli i mają wpływ także w Unii by UE ciągnęła do siebie Ukrainę przez banderowców właśnie. Korzyść jest podwójna, zrozpaczeni polscy Kresowianie mogą również, jako po raz kolejny zdradzeni przez PiS w kwestii ludobójstwa pchać się w ramiona Rosji. Proszę zwrócić uwagę, że wypadku tolerowania przez UE litewskiego nacjonalizmu Polacy na Litwie byli zmuszeni zacieśnić związek z mniejszością rosyjską. Litewscy szowiniści, którzy Polaków tępią z pewnością są na ruskim pasku przynajmniej w części, a PiSowi zdarzało się z nimi flirtować. Myślę, że gry Rosjan swoimi grupami wpływu nie są tak prymitywne jak sądzą nieokrzesani politycy z PiSu. Proszę zwrócić uwagę, że zarzuty działania na korzyść stron trzecich stawiano także w Wyborczej (pamiętam Smoleński tak ilustrował działania Wołyniaków), stawia je środowisko politycznie poprawne, do którego PiSowi daleko. Oni – PiS są bardzo niemądrzy. Powinno ich to zaalarmować. […] Z Bogiem”. Koniec cytatu. Później mijał czas, konflikt o Majdan i Ukrainę rozogniał się na polskiej prawicy, aż do momentu wyborów. Wtedy nastąpiło na szczęście jej zjednoczenie, Prawo i Sprawiedliwość zachowywało się podówczas bardzo roztropnie. Zawiedzione nadzieje i kontekst redaktora Tomasza Sakiewicza Wspomniany czas i kawałek okresu po wyborach kojarzy się w pamięci z wielkimi nadziei na zmiany. Wszyscy byli pod wrażeniem prezydenta, który odmówił spotkania z Petrem Poroszenką, bowiem temu ostatniemu wydawało się, iż jest królem świata. Godność nas samych jako zbiorowości i naszego państwa rosła. Człowiek miał wreszcie nadzieję na spokojny sen na statku i że nie wyląduje w najlepszym wypadku na szalupie, ponieważ ster jest w rękach uczciwych i zdolnych ludzi. Później było niestety tylko gorzej, a uchwała dotycząca Ludobójstwa Wołyńsko-Małopolskiego, mająca mieć wcześniej status ustawy - ledwo została przepchnięta. I nie chodzi tu o liczbę głosujących za nią w sejmie, lecz perturbację i walkę w samym PiSie, by ten dotrzymał obietnic wyborczych. Toczyła się ona zakulisowo i tylko czasem jakieś jej okruchy wyciekały przed oczy opinii publicznej. Najgorzej przeciwdziałało jej środowisko skupione wokół właśnie Gazety Polskiej i związanych z nią mediów. Niektóre z bulwersujących opinię publiczną rzeczy zostały później ujawnione przez różne portale, inne nie. Jednak w stosunku do całego oporu środowiska, dla którego ważniejsze jest odciąganie Ukrainy od Rosji, niż chrześcijańska, czy nawet zwykła ludzka moralność - historia ta ma obecnie swój ciąg dalszy. Nikt nie zaprzeczy, że kontekst ukraiński choćby wielowiekowego sporu Rzeczpospolita – Rosja jest dla nas wysoce istotny. Jednak najważniejszą zasadą, która w kontekście robienia polskiej polityki i postępowania Polaków się objawia jest kolejność: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Zawsze była taka, nigdy inna. I właśnie o tym wydaje się zapominać po raz kolejny redaktor Tomasz Sakiewicz, co widać po jego wypowiedziach na Ukrainie. Wcześniej „media niezależne” dementowały jakoby jej naczelny otrzymał medal od Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Tłumaczono się pomyłką, nadać odznaczenie miała jakaś struktura, której nazwa była podobna. Nie wchodząc w te mankamenty, ta wiadomość wraz z publicznymi wypowiedziami redaktora stanowiła nie lada obciążenie. Sam proces kupowania odznaczeniami, niezależnie od tego czy redaktor Sakiewicz czuje się kupiony, czy nie oraz jak jest w rzeczywistości - od strony naszych sąsiadów, nie tylko wschodnich - jest stałą praktyką. Wielu naszych zakompleksionych polityków odbierało takie odznaczenia. Człowiekiem, o którym wiadomo, że postawił opór wobec tej praktyki był Janusz Kurtyka. Odbierając ukraińskie odznaczenie, natychmiast poinformował zaskoczonych pracowników ukraińskiej ambasady, iż jeśli liczą, że będzie to miało jakikolwiek wpływ na jego poglądy dotyczące holocaustu dokonanego przez OUN-UPA na Polakach to się mylą. Jednak w kontekście wypowiedzi publicznych Tomasza Sakiewicza nic nie jest oczywiste. Otóż redaktor wyjechał ostatnio na Ukrainę promować swoją książkę przetłumaczoną na język ukraiński. Trudno obronić się przed zapytaniem, które pojawia się w myśli: Czy prestiż wydania książki w innym języku, promocję jej w danym kraju, a więc wzrost popularności i wagi znaczenia danej osoby redaktor okupił swoją postawą? To trochę tak jak z niektórymi pracownikami naukowymi z uniwersytetów, o których chodzą podobne domysły. Wydaje się, iż niektórzy z nich pragnący poświęcać Polaków na Litwie na ołtarzu dobrych stosunków napili się za dużo dobrego wina z profesorami wykładającymi na terenie Republiki Litewskiej. Są też pod wrażeniem blasku, że np., mogą realizować pewne projekty czy wykłady na Uniwersytecie Wileńskim, czy Kowieńskim. Chwalą się tym mimochodem. Ach brzmi tak prestiżowo, kojarzy się niemal z polską profesurą z sprzed dziesiątek lat, choć pod względem poczucia honoru, to już zdecydowanie nie poziom tamtej profesury. Nie chodzi tu o wszystkich, którzy takowe wykłady mają, a pewną określoną charakterem grupę osób. Redaktor Sakiewicz na konkurs wiedzy o banderowskim ludobójstwie raczej nie pojedzie Czytając fragmenty wypowiedzi, które padły ostatnio z ust Sakiewicza na Ukrainie nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Przed oczyma wielu czytelników ukazał się tytuł cytat z wypowiedzi redaktora GP, m. in. na portalach naszym i kresy.pl: „Niepodległość Ukrainy gwarantem wyjaśnienia Wołynia”. Należałoby sobie zadać pytanie jakich wyjaśnień pan redaktor jeszcze potrzebuje i co jest dla niego niejasne. Czy może czegoś nie wie, czy ma wątpliwości co do przebiegu, sprawców czy rozkazodawców? A mieć je może tylko człowiek, który się na ukraińskim podziemiu nacjonalistycznym nie zna, lub nie jest uczciwy, czasem i jedno i drugie. OUN-UPA dokonała okrutnego ludobójstwa na polskiej (i nie tylko) ludności cywilnej Wołynia i pozostałych województw południowo-wschodnich IIRP. Czy ten fakt wzbudza u redaktora wątpliwości? A może Sakiewiczowi chodziło o to, że „wyjaśnienie” jest wyjaśnieniem tego „Ukraińcom”, tj. ich „podatnością na wyjaśnianie”? Dziwnym trafem im bardziej postmajdanowa Ukraina krzepnie - ta podatność maleje, a nie się zwiększa. Kult sprawców ludobójstwa rośnie diametralnie. Rośnie do tego stopnia, że sam Tomasz Sakiewicz formułuje swoje wypowiedzi nieśmiało, a wręcz dostosowuje je do retoryki neobanderowskiej, byle nie urazić gospodarzy. Jednak po tym, gdy zwolennicy morderców osiągną pełnię swoich zamiarów już będzie można „wyjaśnić”? W jakim znaczeniu „wyjaśnić” – wyjaśnić po ich myśli? Że niby kiedyś Ukraina przestanie być państwem zagrożonym przez Rosję i naszą osłoną, a wtedy będzie można „wyjaśniać”? Przecież to się nigdy nie stanie, ci ludzie mogą mieć dziesiątki lat problemy i krzepnąć. Mogą mieć tysiące poważnych zadań, którymi będą się wymawiać od prawdy tekstami, które łykają tylko polityczni – przepraszam za kolokwializm - frajerzy. Minęło dwadzieścia kilka lat od czasu, gdy Ukraina jest niepodległa, czy coś się zmieniło? Jak ulał pasuje tu fragment mojej rozmowy sprzed 8 laty z żyjącym jeszcze wtedy profesorem Pawłem Wieczorkiewiczem: „By zniechęcić Polaków do zainteresowania się sprawami rzezi ludności polskiej na południowym wschodzie II Rzeczpospolitej, prócz konstruowania sztucznej symetrii po stronie polskiej, środowiska ukraińskich nacjonalistów, lub ich sympatyków posługują się różnymi argumentami. Jednym z nich jest rzekoma „wieczna młodość” państwa ukraińskiego, które zanim potępi zbrodniarzy, podobno musi najpierw dojrzeć i okrzepnąć. Opinię powyższą słyszy się z roku na rok już od początku lat 90-tych. Nic się jednak w powyższej materii nie zmienia. Co Pan o tym sądzi?”. Profesor Paweł Wieczorkiewicz odpowiedział mi wtedy: „To oczywiście jest dość śmieszne. To jest tak, jakby chciano uniewinnić zbrodniarza z tego powodu, że dopiero co skończył osiemnaście lat i dopiero co został pełnoletni. Sprawa odpowiedzialności państwowej za zbrodnie ludzi danej narodowości w jakimś sensie jest czymś, co istnieje w prawie międzynarodowym. Jeżeli się tradycję upowską wypisuje na swoich ołtarzach, należy brać za nią pełną, nie zaś wybiórczą odpowiedzialność”. To co mówi Sakiewicz nie jest niczym innym, niż było lata temu, lecz namawianiem na czekanie - czekanie na to aż Ukraina będzie … „niepodległa” (nawiązując do słów red. Sakiewicza)? Teraz nie jest? Ok teraz może i jest, ale znów będzie zagrożona! A czy myśmy nigdy przez swoją sytuację geopolityczną nie czuli się zagrożeni? Czy ktoś kiedyś z tego powodu dawał nam fory? Raczej nie. „Ukraińska” (neobanderowska) „wdzięczność” nie ma dla naczelnego GP znaczenia Kiedy biliśmy się słownie przeciwko zmuszaniu nas do wpuszczenia imigrantów, choćby ustami premier Szydło, wymówiła się ona uchodźcami z Ukrainy. Tymczasem w akcie swojej tymczasowej neobanderowskiej wdzięczności, łączonej z cynizmem, zresztą z typowym neobanderowskim tępym ogłupieniem - pogrążyć ją usiłował ambasador Deszczyca. Poinformował on, że emigranci ekonomiczni to nie uchodźcy. Brawo za inteligencję, jakby pani premier tego nie wiedziała. Usiłowała się wymówić, używając jako argumentu Ukraińców - ludzi, dla których dużo robimy. Jednak Deszczyca się w swoim cwaniactwie o tyle przeliczył, że Europa Zachodnia praktycznie nie odróżnia w swojej propagandzie uchodźców wojennych od imigrantów ekonomicznych. Oczywiście wszystkich nazywa uchodźcami dla potrzeb propagandowych i pani premier usiłowała ich pobić ich własną bronią. Przy czym pan ambasador zgodnie z odruchem swoich idoli nie mógł się, mówiąc w przenośni - powstrzymać od wyciągnięcia noża i wbicia go pani premier w plecy. Typowo niski odruch, oparty o banderowską tradycję, który przy pierwszej lepszej dogodnej chwili nie okazuje wdzięczności Polakom, lecz podporządkowuje się Niemcom. Jednak Andrijowi darowuje się wszystko za długo się szkolił specjalizując w Polakach. Będąc na placówce w Warszawie mógł sobie nawet pozwolić na publiczne oskarżenie Polaków o ludobójstwo - w ramach odwetu za sejmową uchwałę. Można się pukać w głowę na tysiąc sposobów, bo chyba „delikatnie” przekroczył swoje kompetencje jako dyplomaty. Cóż nie szkodzi, kiedy przyjdzie czas - pan ambasador wyjdzie znów przed ambasadę zacznie śpiewać Mazurek Dąbrowskiego niemiłosiernie fałszując - to wszystko będzie fertig. Polaków przekonuje się najtaniej na świecie, czasem nie trzeba nawet pieniędzy, wystarczy pochlebstwo, czy nawet wykazanie zainteresowania. Bardzo tanio pan ambasador „kupi” zapomnienie wypowiedzi medialnej, która należy do jednej z bardziej istotnych na arenie międzynarodowej. To, że pan Andrij jest nieusuwalny przestało dziwić, ale że nawet nie został wezwany dla formalności na dywanik - jeszcze nie. I otóż to właśnie podejście bierze swoje źródło w postawie środowiska, gdzie Tomasz Sakiewicz jest szarą eminencją. W dalszej części swojej wypowiedzi redaktor oznajmił w kwestii banderowskiej zbrodniczości (Takiego sformułowania oczywiście nie użył.), iż by załatwić tę sprawę, musimy stawiać na niepodległość Ukrainy. Możemy na nią stawiać, ba nawet powinniśmy, choć nie za wszelką cenę. Natomiast jeśli przyjmujemy taką postawę to nasi rozmówcy, by traktować nas po partnersku nie powinni być pewni, że cokolwiek zrobią i tak będziemy stać przy ich boku. To właśnie bowiem stanowiło oś patologii w relacjach polsko-ukraińskich, czy raczej może polsko-neobanderowskich. I dalej Tomasz Sakiewicz, który niegdyś demonstracyjnie upokarzał księdza Tadeusza Isakowicza, pisząc publicznie, iż się będzie za niego modlił napisał coś co jeszcze bardziej rzuca na niego światło. Pisałem już, że publiczna deklaracja modlitewna nie służyła - tyle samej modlitwie, co faryzejskiej demonstracji politycznej. Ewangelia dokładnie określa takie zachowania jako charakterystyczne dla obłudników. Ci, którzy wierzą w moc modlitwy robią to zazwyczaj w ukryciu, a „Ojciec oddaje im w ukryciu”. Wstyd nie było Tomaszowi Sakiewiczowi ani trochę, gdy okazało się po kilku latach, że to ksiądz Tadeusz w kwestii Majdanu i mogącej postąpić dzięki niemu banderyzacji - miał po prostu rację. Sakiewicz nie tylko idzie w zaparte i nie przeprosił, ale dał swoją wypowiedzią dowód na to jaki w kwestiach wiary i religijności jest naprawdę. Realizacja celu ponad wszystko? Po kilku latach kontekst powyższych szumnych deklaracji modlitewnych sam redaktor obnażył jeszcze bardziej. Sięgnijmy do jego najnowszej wypowiedzi, gdy mówi nie tylko o Ukrainie, choć jest ona głównym przedmiotem zainteresowania. „Mówiąc wprost, jeśli mamy wyrwać te kraje z rosyjskiej strefy wpływów, to wszelkie środki w tym celu są słuszne” … powiedział pan moralny autorytet. Jednym zdaniem pokazał, że uznaje poglądy makiawelistyczne. Tymczasem powiedzonko „Cel uświęca środki” jest twierdzeniem, które stoi w jawnej opozycji wobec kościoła katolickiego i stało zawsze. Bo środkiem do realizacji celu nie mogą być mordy, gwałty, grabieże, słowem naruszanie przykazań Bożych, niezależnie od tego jaki byłby cel. Zresztą to stanowiło właśnie podstawę poglądu banderowców, że cel uświęca środki. Zdanie, które pan redaktor powiedział - samo w sobie trąci moralnym relatywizmem. Do „wszelkich środków” w przypadku redaktora Sakiewicza należało potraktowanie księdza Tadeusza, tak właśnie jak go potraktował, a później udawanie, iż nic się nie stało. Człek ten najwyraźniej nadal uważa, że dobrze zrobił, choć następne lata wyraźnie pokazały bankructwo jego założeń. Swoim twierdzeniem, że „Wołyń” trzeba wyjaśniać zachowuje się tak - jakby czekał na jakieś cudowne Wunderwaffe. Wszystko mu się pod względem argumentacyjnym wali, z różnych stron widać, że popełnił masę błędów. Jednak nadal będzie szedł zaparte w kwestii „ostatecznego zwycięstwa”. Z redaktorem Sakiewiczem jest niestety tak, że dopiero strach musiałby mu zajrzeć w oczy, by zechciał na nie przejrzeć. Widziałem to u niego tylko raz. Kiedy protestowaliśmy ze znajomymi przeciwko sfałszowanym naszym zdaniem wynikom wyborów samorządowych pod PKW - Tomasz Sakiewicz napisał tweet o ruskich agentach, którzy sterują protestem (Na proteście widziałem dokładnie w tym samym miejscu Michała Rachonia). Byliśmy wpisem zszokowani i wściekli. Sytuacja zmieniła się, gdy tylko władza PO aresztowała i wytoczyła procesy tymże liderem protestu i stali się oni chcąc nie chcąc męczennikami. Wtedy to mój kolega, którego ojciec został aresztowany zobaczył na korytarzu Sakiewicza w sądzie, a wiedział doskonale co naczelny GP napisał. Wtedy to jedyny raz widziałem mojego znajomego w takim stanie, bo ledwo powstrzymywał nerwy, ponieważ jego ojciec został przez Sakiewicza wrzucony pomiędzy zbiorowość ruskich agentów. Kolega podszedł natychmiast do niego i zapytał stanowczym tonem „Co Pan tu robi?”. Pan redaktor, który wtedy również starał się medialnie skorzystać z faktu, że władza PO prowadzi polityczne procesy - zaczął się tłumaczyć. Kolega powiedział coś w stylu chwileczkę, ale przecież Pana tam nie było. Za moment Sakiewicz już wiedział, że chodzi o wpis, z oczu mojego kolegi - zresztą rekonstruktora jednego z wrześniowych pułków ułańskich - patrzyła wściekłość. Naczelny mediów niezależnych zaczął się panicznie tłumaczyć, że chodziło mu o coś innego niż sądzimy. Tego strachu z kolei w jego oczach nie zapomnę. Sam zastanawiałem się czy mój kolega mu przyłoży. Operatorzy telewizyjni przy nas - natychmiast zauważyli sytuację wartą nakręcenia, za nami zapaliły się lampy kamer. Zrobiło mi się wtedy Sakiewicza żal - przyznaję. Mój znajomy zdołał się jednak opanować. Do żadnego incydentu nie doszło. Tak czy inaczej próba skorzystania z medialnej sytuacji i chwiejne zachowania się redaktora przekonały mnie, że to właśnie ten człowiek, a nie obstrzeliwany przez niego ks. Tadeusz ma pewien problem. Życzyłbym mu zatem mniej cynizmu, a więcej tej modlitwy, którą tak głośno i uparcie deklarował.  

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną