Jak pokonać „faszyzm”

0
0
0
/

Oj, niedobrze, niedobrze. Nie dość, że „faszyzm podnosi głowę” nawet w naszym nieszczęśliwym kraju, puszczając mimo uszu nie tylko przestrogi starszych i mądrzejszych, nie tylko ostrzeżenia Martina Schulza, ale nawet samego pana redaktora Michnika, który dla zaprowadzenia tutaj demokracji tyle się nacierpiał od rozmaitych „człowieków honoru” - ale nawet w takiej Ameryce, gdzie demokracja kierowana skonfrontowała się z demokracją spontaniczną, do władzy doszedł Donald Trump. Demokracja kierowana, jak wiadomo, polega na tym, że obywatele głosują, ale zgodnie ze wskazaniami pani nauczycielki, zaś demokracja spontaniczna na tym, że głosują, jak chcą. Otóż z konfrontacji demokracji kierowanej z demokracją spontaniczną zwycięsko wyszła demokracja spontaniczna, co zwolenników demokracji kierowanej wprawiło w takie zgorszone osłupienie, że tylko patrzeć, jak w ogóle odwrócą się od demokracji – bo cóż nam po demokracji, kiedy – jak to zauważył nasz Kukuniek - „do głosu dochodzi ulica”? Na razie pan redaktor Adam Michnik, a za nim, jak za panią matką – wszyscy wyrobnicy żydowskiej gazety dla Polaków („posadę przecież mam w tej firmie kłamstwa, żelaza i papieru; kiedy ją stracę, kto mnie przyjmie?”) nie znajdują dostatecznych słów potępienia dla złowrogiego Donalda Trumpa. Dodatkowe światło na ten stosunek do Trumpa rzuca okoliczność, że z powodu jego zwycięstwa, stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros stracił podobno aż miliard dolarów. Nic zatem dziwnego, że po utracie takich alimentów nie posiada się z irytacji, a ta z kolei rozprzestrzenia się z szybkością światła na wszystkie uzależnione od niego media (niedawno grandziarz nabył ponad 11 proc. akcji spółki „Agora”, wydającej żydowską gazetę dla Polaków), no i fundacje propagujące wśród mniej wartościowych narodów tubylczych tak zwane „społeczeństwo otwarte”, żeby starsi i mądrzejsi łatwiej mogli je eksploatować. W tej sytuacji, jak powiadam, tylko patrzeć, jak zarówno starsi i mądrzejsi, a za nimi – wszyscy „ludzie przyzwoici”, co to rozpoznają się nawzajem po charakterystycznym zapachu, odwrócą się od demokracji i ulokują swoje upodobania i nadzieje w jakimś oświeconym absolutyzmie. Nietrudno bowiem sobie wyobrazić, że społeczność „ludzi przyzwoitych”, co to rozpoznają się nawzajem po zapachu, obcmoka jakiś autorytet moralny, na przykład w osobie pana Mateusza Kijowskiego, a następnie powierzy mu nie tylko rząd dusz, ale w ogóle rządy nad naszym nieszczęśliwym krajem? Wprawdzie pan Kijowski ostatnio trochę się sfajdał, ale to przecież nic nie szkodzi, bo – jak mawiano w SS - „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”, więc może fajdać się do woli, a czystości, czy też nawet pierwotnej niewinności nie tylko nie może stracić, ale nawet jej uszczuplić. I pan Kijowski chyba też tak uważa, bo właśnie ogłosił, że zamierza kandydować w wyborach na Największego Obrońcę Demokracji w naszym nieszczęśliwym kraju. Co więcej – myślę, że może te wybory wygrać, bo skoro od swoich mocodawców z Wojskowych Służb Informacyjnych dostał stanowczy rozkaz kandydowania, to jest prawie pewne, że zorganizowanie w KOD konfidenci też dostaną rozkaz głosowania właśnie na pana Kijowskiego. Na tym właśnie polega demokracja kierowana, będąca – jak widzimy, tylko rodzajem parawanu, za osłoną którego rozwijają się swobodnie rozmaite postacie autorytaryzmu. Wracając do Donalda Trumpa, to już w pierwszych minutach swego urzędowania pokazał, w jakim kierunku zmierza, podpisując rozporządzenie ograniczające finansowanie socjalistycznych przemian w ochronie zdrowia, wprowadzonych przez prezydenta Obamę pod potoczną nazwą „obamacare”. Ciekawe, że zbiegło się to z proklamacją pani premier Beaty Szydło o reformie ochrony zdrowia w naszym nieszczęśliwym kraju. Jej najważniejszym elementem jest likwidacja Narodowego Funduszu Ochrony Zdrowia, by w jego miejsce ochronę zdrowia Polaków powierzyć Narodowej Służbie Zdrowia. Narodowa Służba Zdrowia to inna nazwa aparatu administracyjnego państwa, a konkretnie – Państwowego Funduszu Celowego „Zdrowie”, którym ma zarządzać minister zdrowia, w imieniu którego pieniądze będą wydawały nowo utworzone Wojewódzkie Urzędy Zdrowia. Poza tym wszystko będzie mniej więcej tak samo, jak dotychczas, bo – jak to zauważył książę Salina w powieści Giuseppe Tomasi di Lampedusa „Lampart” - „trzeba wiele zmienić, by wszystko zostało po staremu”. A co w takim razie zostanie po staremu? Ano to, że biurokracja państwowa nadal będzie rabowała podatników z pieniędzy pod pretekstem, że będzie ich w razie czego leczyć. Tak pomyślana była pierwsza reforma ochrony zdrowia, wprowadzana w życie przez charyzmatycznego premiera Buzka – że „pieniądze mają iść za pacjentem”. No i podobno „idą”, tylko że w takiej odległości, że wszelki, nie tylko wzrokowy, kontakt został już dawno z nimi zerwany. Nie o to jednak chodzi, tylko o to, że dla zarządzania tymi pieniędzmi, co to miały „iść za pacjentem” utworzono potężny aparat biurokratyczny w postaci Kas Chorych; 16 terytorialnych i jednej „mundurowej”. Urzędnicy tam osadzeni zostali wyposażeni w takie gwarancje nieusuwalności, że nie mogła im zaszkodzić nawet zmiana rządu. Nie trzeba dodawać, że charyzmatyczny premier Buzek poumieszczał tam osobistości tworzące zaplecze polityczne i w ogóle Akcji Wyborczej „Solidarność” i Unii Wolności. Przykładem tego, jak ludzie rosną wraz z krajem niech będzie pani Teresa Kamińska, która jeszcze do ubiegłego roku kierowała Pomorską Specjalną Strefą Ekonomiczną, gdzie wybranym przedsiębiorcom udziela się zwolnień podatkowych – myślę, że chyba nie za darmo. Kiedyś, dawno temu, spytałem podówczas prostego posła z Białej Podlaskiej („niech żyje czerwony Madryt i Biała Podlaska!”) Józefa Oleksego, który chwalił się, jak to dzięki jego staraniom powstała tam specjalna strefa ekonomiczna, która tamtejszej ludności i regionowi przyniosła ogromne dobrodziejstwa – więc spytałem go, dlaczego zasad obowiązujących w specjalnych strefach ekonomicznych, które ludności i regionom przynoszą takie dobrodziejstwa, nie rozciągają na obszar całego kraju – na co poseł Oleksy odparł, że „pana to zawsze takie dowcipy się trzymają”. Wracając do charyzmatycznego premiera Buzka, kiedy w roku 2001 wybory wygrał SLD, szef SLD Leszek Miller, chcąc umieścić w ochronie zdrowia ludzi ze swego zaplecza politycznego, nie miał innego wyjścia, jak dokonać nowej reformy ochrony zdrowia; zlikwidował Kasy Chorych, a na ich miejsce powołał Narodowy Fundusz Zdrowia z 16 oddziałami wojewódzkimi, w których już zasieli ludzie odpowiedni. Najwyraźniej teraz, to znaczy – na dwa lata przed wyborami do samorządów terytorialnych, z terenu musiały dotrzeć do pana prezesa Kaczyńskiego sygnały o potrzebie dowartościowania tamtejszego zaplecza politycznego PiS i stąd panu ministrowi Radziwiłłowi narodziła się w głowie koncepcja Narodowej Służby Zdrowia w miejsce NFZ, dla potrzeb której trzeba będzie od podstaw utworzyć Wojewódzkie Urzędy Zdrowia, w których zasiądą na posadach odpowiedni ludzie, bo – jak przenikliwie zauważył towarzysz Stalin - kadry decydują o wszystkim. Kogóż zatem wynagradzać w tych skorumpowanych i zepsutych czasach, jeśli nie odpowiednie kadry? Odpowiedź jest oczywista, więc nic dziwnego, że pani premier Beata Szydło proklamowała reformę ochrony zdrowia akurat w tym samym czasie, gdy prezydent Trump ograniczył w Ameryce finansowanie socjalistycznych przemian w ochronie zdrowia w postaci „obamacare”. W tej sposób pani premier Szydło dała wyraz naszej suwerenności – Ameryka ma własną drogę, a Polska pod przewodnictwem pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, kroczy własną drogą do socjalizmu. Skoro tak, to może socjaliści z wszystkich partii jakoś się dogadają, na przykład – żeby Wojewódzkie Urzędy Zdrowia obsadzać według politycznego parytetu.  

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną