Wałęsa nadal działa w swoim stylu

0
0
0
/

20 stycznia w warszawskim IPN prof. Sławomir Cenckiewicz miał wygłosić referat „Przewodniczący – Noblista – „Bolek” – Prezydent. Kim jest naprawdę Lech Wałęsa?” Bohater referatu zapowiedział swój przyjazd. W międzyczasie w rodzinie Wałęsów wydarzyła się tragedia. Jednego z synów byłego prezydenta znaleziono martwego w swoim mieszkaniu. Cenckiewicz odwołał swój referat, tłumacząc, że w okresie żałoby nie będzie wchodził w żaden spór z byłym prezydentem. Referat ma się ukazać w wersji papierowej. Na swoim profilu facebookowym Wałęsa w znanym obelżywym stylu dał wyraz swojej wściekłości. Splugawił Cenckiewicza, nazywając go kanalią i esbeckim pomiotem. Potem do obelg dołożył jeszcze tchórza, który z obawy przed spotkaniem z nim zwyczajnie zrejterował. Ale on, Lech Wałęsa nie przyjmuje tego do wiadomości i 20 stycznia stawi się w IPN. Skąd taka nagła chęć konfrontacji? Z Wałęsą nigdy nic nie wiadomo. Coś powie, za chwilę to odwoła, po drodze plugawiąc swoich adwersarzy. Po prostu – ten typ tak ma. W ubiegłym roku, w lutym Wałęsa zrezygnował ze swojej obecności na debacie historycznej przygotowanej przez gdański IPN, choć wcześniej do niej nawoływał. Teraz również nie wiadomo, jakby się zachował, gdyby referat został wygłoszony. Zaledwie kilka dni po starcie syna 20 stycznia stawił się w Centrum Edukacyjnym IPN i wygłosił spicz na temat swojej agenturalnej przeszłości. Przykro było tego słuchać. W wiadomym sobie stylu, wymachując ręką dowodził absurdalnie swojej niewinności. „Wszędzie gdzie się pojawiałem, zakładano podsłuchy. Bezpieka nagrywała nasze rozmowy, potem je przepisywała i podpisywano je Bolek. Urządzenie, które mnie podsłuchiwało nazywało się Bolek, teczka gdzie gromadzono wszystkie te materiały też nazywała się Bolek.” I dalej było podobnie w tym samym stylu. Negacja materiałów dostarczonych przez Marię Kiszczak. Według Wałęsy nie było żadnych materiałów, bo przecież Kiszczak spalił wszystkie dokumenty. To twierdzenie wywołało śmiech na sali. Nawet dziecko nie uwierzy, że gen. Kiszczak wszystko spalił i niczego nie zachował dla swojego archiwum. Wałęsa znów przekonywał o swojej bohaterskiej i niezłomnej walce z esbecją, którą z łatwością ogrywał. Zarzucił historykom na czele z Cenckiewiczem doprowadzenie do śmierci jego syna. „Przez Cenckiewiczów i innych skrócił sobie życie” – grzmiał. Na drugi dzień po konferencji poszedł jednak po rozum do głowy. Zrozumiał, że jego słowa mogą sugerować samobójstwo syna. Wszystko odwołał, mówiąc, że został źle zrozumiany. Na facebooku pisał: „Cenckiewicz stchórzył! Odwołał swój referat zasłaniając się obłudnie tragedią w mojej rodzinie. Oczywiście propisowskie media pisały, ze „Wałęsa nie uszanował śmierci syna i pojawił się na konferencji IPN, aby wszcząć awanturę”. I że niby nie przestrzegam w ten sposób czasu żałoby, po zmarłym synu. Dziwne to rozumienie pojęcia żałoby”. Dla większości ludzi takie zachowanie jest niezrozumiałe po śmierci dziecka. Ale to już prywatna sprawa uczuć Lecha Wałęsy, którą mogą roztrząsać tabloidy. Szkoda, że Wałęsa jako polityk niczego nie rozumie i z uporem maniaka dowodzi, że czarne jest białe. Zaprzecza oczywistym faktom i z wizerunkiem Matki Boskiej w klapie marynarki łże i łże, po drodze obrzucając wszystkich, którzy dociekają prawdy błotem i bluzgami nienawiści. Nie zdaje sobie sprawy, ile by zyskał w narodzie, gdyby w swoim czasie przyznał się do swojej niechlubnej przeszłości i prosił Polaków o wybaczenie. Bo upaść każdy może, ale ważnie, aby się z tego w porę podnieść. A tego Wałęsa nie potrafi. Dziś nikt mu w nic nie wierzy. Można jedynie z żenadą słuchać jego bełkotu. A swoją drogą to smutne, że w swojej najnowszej historii nie mieliśmy szczęścia do prezydentów. Jedynie tylko śp. Lech Kaczyński wyłamał się z tego niechlubnego szeregu, zapisując się w historii jako mąż stanu dużego formatu. A reszta, jaka była, wiadomo. Nie wspomnę już o Wojciechu Jaruzelskim w wyniku układów wybranym przez Sejm. A dalej w wyborach powszechnych wybraliśmy Lecha Wałęsę, myśląc wówczas, że wybieramy bohatera narodowego. No i cóż… ideał sięgnął bruku. Dalej uszczęśliwił nas Aleksander Kwaśniewski ze swoją chorobą filipińską i jakimiś niewyjaśnionymi do dziś przekrętami w postaci zakupu willi w Kazimierzu. W końcu przyszło apogeum prezydentury – Bronisław Komorowski autor niezliczonej ilości gaf i kompromitacji, którego pożegnanie z prezydenturą przebiegało w atmosferze skandalu. Codziennie media donosiły o znikaniu kolejnych rzeczy podczas przeprowadzki. Ale nawet nie to jest najważniejsze. Bronisław Komorowski wszystkim pokazał swoją prawdziwą twarz, rechocząc się z napaści pod Sejmem na posłankę Krystynę Pawłowicz i zalecając lanie dechą obóz rządzący. Doprawdy smutny to obraz współczesnej prezydentury w Polsce. I oby już nigdy nie powrócił.  

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną