Marcin Skalski: oświadczenie w sprawie kłamstw powielanych przez polskojęzyczny portal "Znad Wilii"

0
0
0
/

Jako osoba wymieniona z nazwiska nie tylko w treści, ale też w tytule materiału na polskojęzycznym portalu „Znad Wilii" - ZW.lt, oświadczam, że nie jestem twórcą istniejącej na Facebooku strony „Wileńska Republika Ludowa". Nie korzystam również w jakiejkolwiek formie z mediów społecznościowych, w tym z serwisu Facebook czy Twitter.   Ponadto, nigdy publicznie nie dałem wyrazu poglądowi, że odmawiam państwu litewskiemu prawa do istnienia. Co więcej, nie odmawiam temu państwu nawet „prawa" do dyskryminacji Polaków na Wileńszczyźnie – jako Litwin zapewne również życzyłbym sobie, by Kraj Wileński został lituanizowany. Podejrzewam, że zostałem po prostu z kimś pomylony. Odmawiam jedynie prawa jakiejkolwiek władzy w Warszawie, która nie stawia kwestii praw Rodaków na Kresach północno-wschodnich w formie ultymatywnej w stosunkach z Republiką Litewską, do nazywania siebie polską. Główny problem być może polega na tym, że nie mam najmniejszego zamiaru utożsamiać się z litewską racją stanu ani brać poprawki na interesy naszego sąsiada. W duchu ugodowym wyrażałem jedynie przekonanie, iż Wileńszczyzna powinna otrzymać w ramach Republiki Litewskiej pełnomocnictwa nadające jej szeroką samorządność, co pozwoliłoby na zrównanie praw miejscowych Polaków, Litwinów i Rosjan. Ten postulat wyraziłem podczas ostatniej manifestacji organizowanej przez Młodzież Wszechpolską pod ambasadą Republiki Litewskiej w Warszawie 18 marca br. i będę to czynił nadal. Pozostaję ponadto w głębokim szacunku do skromnej, ale ciekawej zarazem litewskiej kultury i języka, które zachowały się po dziś dzień wyłącznie dzięki wpływowi Polski, o czym bracia Litwini jednak nie chcą pamiętać. Nie uważam, że właściwą odpowiedzią na szowinizm litewski byłby nasz własny szowinizm, który jest obcy narodom cywilizowanym. Nie jest też prawdą, jakoby organizujący wyjazdy obywateli polskich do Rosji Jurij Bondarenko był „kremlowskim urzędnikiem". Nie pełni on bowiem żadnego urzędu w strukturach państwowych Federacji Rosyjskiej. Jest to jednak mało istotny detal, tak jak i moje rzekome „regularne" pobyty na terytorium Federacji, gdzie byłem jedynie dwa razy i bez żadnej regularności. Moje kontakty z panem Bondarenko zaowocowały jednak dwoma wywiadami z szefem Rosyjsko-Polskiego Centrum Dialogu i Porozumienia (mającego swój formalny odpowiednik w Warszawie po dziś dzień): „Rosja jest w połowie drogi przez Morze Czerwone" (portal Kierunki.info.pl) oraz „Jeśli Węgry mogły porozumieć się z Rosją, to tym bardziej może Polska" (portal Kresy.pl). Ich treść i zgodność przedstawianego przeze mnie stanowiska z polską racją stanu może ocenić każdy Czytelnik. Biorąc pod uwagę powyższe, nie dziwi, iż portal „Znad Wilii" nie usiłował nawet dochować rzetelności dziennikarskiej i zapytać mnie o stanowisko, mimo że to ja jestem adresatem formułowanych zarzutów. Zastanawiające jest jednak, że mimo wskazówek udzielanych prowadzącemu wywiad Aleksandrowi Radczenko przez swojego rozmówcę, by traktować mnie jako „margines marginesu" – nazwisko moje trafia do samego tytułu. I tu dochodzimy do sedna sprawy, ponieważ dyskwalifikująca moją osobę ma być przypisywana mi „radykalna prorosyjskość". Jest to jedyny dotyczący mnie punkt, którego nie zamierzam prostować. Nie zamierzam się bowiem tłumaczyć ze swoich poglądów na stosunki polsko-rosyjskie i uwiarygodniać tego kryterium jako przepustki do zostania patriotą. Na tego typu aprobacie w ogóle mi nie zależy. Zdaje się jednak, że nie chodzi tu o taki czy inny pogląd na Rosję, ale wyrażone niemal expressis verbis przekonanie, że za „prorosyjskie" uchodzi nadawanie priorytetowego statusu prawom Polaków na Wileńszczyźnie w stosunkach na linii Warszawa-Wilno. Wymienione w wywiadzie przeprowadzonym przez Aleksandra Radczenkę przejawy mojej działalności na rzecz Polaków na Litwie sprzed kilku lat potwierdzają, że tak właśnie od dawna uważam, a lekceważenie naszych Rodaków postrzegam jako niedopuszczalne. Można to nazywać „radykalną prorosyjskością" lub jakkolwiek inaczej, ale taki mam właśnie pogląd i pozostanie on niezmienny. Z uwagi na powyższe wnioskuję, że wymienienie mojego nazwiska w tytule – mimo zupełnie innych supozycji w treści materiału - jest wyrazem desperacji pewnych istotnie marginalnych środowisk, iż reprezentowane przeze mnie poglądy na kwestie Polaków na Litwie stają się w społeczeństwie wiodącymi, a już na pewno przeważają w młodym pokoleniu. Nie pomagają nawet środki z budżetu centralnego państwa polskiego – środowisko „Znad Wilii" jest wąskim klubem dyskusyjnym, które nie umie ukryć swojego rozczarowania własną nieskutecznością polityczną. Nie zmieni się to nawet poprzez toporną propagandę, do której zaangażowano tym razem jakiegoś „blogera", znanego z powielania mniejszych i większych kłamstewek, a przede wszystkim nie posiadającego nie tylko kierunkowego wykształcenia na odcinku wschodnim, ale w ogóle jakiegokolwiek wyższego wykształcenia. Nadmieniam na końcu, iż nie czuję się w żadnym stopniu „obrońcą Polaków na Litwie" – ponieważ Rodacy Wileńszczyzny znakomicie radzą sobie sami, dając dowód świetnego zorganizowania i uświadomienia interesów grupowych. Świadczą o tym sukcesy wyborcze Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, rozbudowane struktury Związku Polaków na Litwie i wiele innych inicjatyw. Ja reprezentuję jedynie tych, którzy zgadzają się z moim poglądem, iż temat praw Polaków na Wileńszczyźnie (szkoły, zwrot ziemi, dwujęzyczne tablice i nazwy ulic) jest synonimem polskiej racji stanu i najbardziej żywotnym interesem Rzeczypospolitej w stosunkach z Litwą. To, jak to zostanie nazwane – niechby i „radykalną prorosyjskością" – ma rzeczywiście znaczenie marginalne.   Marcin Skalski  

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną