Coraz bliżej smoleńskiej prawdy

0
0
0
/

Już siedem lat minęło od tragedii smoleńskiej, w której zginęło 96 osób z prezydentem i jego małżonką na czele. W ten pamiętny kwietniowy poranek wyruszyli z delegacją, aby oddać hołd pomordowanym oficerom w Katyniu. Zginęli w smoleńskim błocie. Samolot rozpadł się na kawałki, tak jak i ciała wielu ofiar. Od czasu przygotowywania tamtej wizyty daliśmy pozwolenie na zapanowanie Zła, a prapoczątki przemysłu pogardy sięgają jeszcze czasów przegranej prezydenckiej kampanii przez Donalda Tuska. Nie mógł się wówczas pogodzić z porażką i rozpoczął polityczną ofensywę nienawiści, skierowaną głównie do swego rywala, Lecha Kaczyńskiego. Uruchomienie i puszczenie w medialny obieg przemysłu pogardy miało niespotykaną skalę. To wówczas prezydent Polski Lech Kaczyński musiał się z mierzyć z ogromną falą nienawiści i hejtu. A kulminacja wszystkiego, to przygotowanie wizyty katyńskiej. Rozpoczęło się to od rozdziału polskiej delegacji. Podczas uroczystości na Westerplatte Putin z Tuskiem doszli do porozumienia, którego wynikiem były dwie odrębne delegacje. Odtąd przez stronę rządową forsowany był przekaz o jakoby prywatnej wizycie Lecha Kaczyńskiego. Zaczęły się mataczenia, wokół których miała przebiegać wizyta prezydencka. Doszło do tragedii, która nie miała miejsca w żadnym cywilizowanym kraju. I wtedy rozpoczął się drugi etap tragedii, rozegranej już tu, na ziemiach polskich. Rząd polski oddał w ręce Rosjan śledztwo, które do dzisiaj formalnie nie zostało zakończone. W wyniku tego do tej pory nie dostaliśmy wraku samolotu, oryginałów czarnych skrzynek, a sekcje zwłok zostały przeprowadzone w taki sposób, że dotąd rodziny ofiar nie wiedzą, kto leży na cmentarzu. Muszą przeżywać traumę ekshumacji, często szokujących wiadomości o podmianie ciał, bezczeszczeniu zwłok podczas sekcji dokonanych w Rosji. Bronisław Komorowski w ekspresowym tempie, nie czekając jeszcze na oficjalne potwierdzenie śmierci Lecha Kaczyńskiego, zasiadł w prezydenckim fotelu. Ceremonię powitania trumien na lotnisku traktował jako swoisty piknik, śmiejąc się podczas pogawędek. A wkrótce rozpoczął walkę z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. To wówczas rozgrywały się sceny jak z piekła Dantego. Przy milczącej aprobacie strony rządowej, na modlących się ludzi przed Pałacem Prezydenckim szczuto oszalałą z nienawiści hołotę, która bezcześciła krzyż, oddawała mocz na modlących i palące się znicze, gasiła papierosy na karkach pogrążonych w modlitwie ludzi. A temu diabelskiemu spektaklowi towarzyszyły dzikie wrzaski, jak z dna piekieł. Ten swoisty sabat został nazwany przez Tuska radosnym happeningiem. Policja ani straż miejska nigdy nie interweniowała, ograniczając swoją działalność do pośpiesznego uprzątania zniczy i kwiatów. A potem przyszedł czas na skandaliczny raport Tatiany Anodiny, obarczający winą za katastrofę polskich lotników i rzekomo pijanego gen. Błasika, który według niej wtargnął do kokpitu i wywierał nacisk na załogę. Ten skandaliczny raport nie mający żadnego związku z rzeczywistością był podstawą dla badań komisji Jerzego Millera. Po długich walkach o dobre imię męża, wdowie po gen. Błasiku, udało się oczyścić z obrzydliwych podejrzeń dowódcę sił powietrznych. W innych kwestiach raport Millera stanowił niemal kalkę raportu rosyjskiego. Nie przeprowadzono żadnych badań, aby późniejsza propagandowa komisja Macieja Laska mogła potwierdzić ustalenia Millera. Na takiej bazie podziału polskiego społeczeństwa, agresji i nienawiści zaczęła swoje prace komisja Antoniego Macierewicza. Udało jej się zaprosić do współpracy wielu wybitnych naukowców pracujących na amerykańskich uczelniach. Przygotowano solidną bazę, która stała się podwaliną do badań dla powołanej po zwycięstwie wyborczym PiS-u podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej. I właśnie w dzień siódmej rocznicy smoleńskiej katastrofy, komisja zaprezentowała dotychczasowy stan badań. Oglądając 42 minutowy film, można się dowiedzieć tego, czego od dawna większość społeczeństwa domyślała się. Oczywiste jest, że załoga Tupolewa była mylnie naprowadzana na kurs i ścieżkę przez rosyjskich kontrolerów lotu. Naprowadzali ich, ale nie na lądowanie, ale na śmierć. Nadal nie wiadomo dlaczego pilotom nie udało się przejść na drugi krąg. Po żmudnych badaniach ustalono, zdaniem przewodniczącego komisji dr Wacława Berczyńskiego „prawie na pewno”, że samolot rozpadł się w powietrzu w wyniku wybuchu bomby termo-barycznej. Świadczą o tym znalezione ślady maleńkiego zapalnika o ciężarze kilku gramów. Nadal jednak dr Berczyński mówi ostrożnie, że „mogło tak być, ale nie możemy z całą pewnością powiedzieć, że tak było”. Komisja jest dopiero za półmetkiem badań. I na werdykt końcowy trzeba jeszcze poczekać. Jedno jest pewne. Istnieje nadzieja na wyjaśnienie tej tragedii, wbrew utrudnieniom ze strony rosyjskiej. Jesteśmy na najlepszej drodze do prawdy. Iwona Galińska

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną