NOWA BUDKA DLA STARYCH KSIĄŻEK

0
0
0
/

Na palu wbitym w ziemię budowla z pochyłym daszkiem. Wygląda jak duży karmnik dla ptaków. Brak mu ścianki przedniej, toteż widać stojące w środku rzędy książek. Stare Juchy, warmińska urokliwa wieś opleciona jeziorami to nie jedyne miejsce w Polsce, gdzie takie budki można zobaczyć. Tu są aż dwie. Odwiedzane widać intensywnie, bowiem tytuły z dnia na dzień inne. Trwa stała wymiana. Nazwano to nową budką dla starych książek. Pomysł tani i jakże prosty, oparty o zasadę uczciwej wymiany. Masz zbędną lekturę, wkładasz do budki, pożyczasz z niej to co się zaciekawi - i kółko się kręci. Czy może być lepszy dowód na potrzebę czytania? Na to, że w kraju jest jeszcze sporo bibliotecznych białych plam.

Według statystyk na jedną bibliotekę przypada (dane z 2015 r.) 4775 czytelników, w tym na miasta 8397, na wieś 2886. Powie ktoś, że rodacy i tak nie czytają, więc o co ten szum, jeżeli tylko niespełna 40 procent sięga po jakąkolwiek lekturę. Czy ów niedobór wynika jednak wyłącznie z niechęci do książek? A może powodem jest i to, że dla niebogatego wszak społeczeństwa są one za drogie a w wielu miejscach dostęp do bibliotek utrudniony. W dodatku w ostatnich latach kilkaset z nich poszło pod nóż (vide felieton Mamy, droga pani, wybitne osiągi w kulturze).

Obok typowych bibliotek istnieje blisko 1300 punktów bibliotecznych, najczęściej prowadzonych społecznie, czyli bez etatów, dotacji itepe. Te na wsi określa się czasem mianem zielonych bibliotek. Książki pozyskują z darowizn. Często w tej „składce” uczestniczą bogatsze biblioteki miejskie, które przekazują zielonobibliotecznym kolegom z oddalonych zakątków kraju książki zebrane wśród czytelników. Ta nienagłaśniana akcja trwa nieprzerwanie od wielu lat. Podskórny nurt umacniania kultury. Bez głośnych wołań o sponsoring, dotacje. Praca u podstaw.

TU APEL DO MINISTRA KULTURY: Wręczając dyplomy i ordery rozmaitym prominenckim twórcom i działaczom, proszę zauważyć i tych skromnych, nie oczekujących fanfar ale ze wszech miar autentycznych społecznych organizatorów rodzimej kultury. To właśnie oni, nie zaś tonący w ciągłych pretensjach artyści scen wszelakich, są solą kultury narodowej.

Rozbudzanie czytelnictwa ma u nas długą historię, często o pięknych kartach, sięgającą lat jeszcze przedwojennych. Swego czasu podczas reporterskich wojaży spotkałam we wsi Chorzelów k. Mielca niezwykłego starego człowieka. Stanisław Ochalik, syn chłopa, pragnąc się kształcić z ogromnym wysiłkiem rozpoczął naukę w szkole średniej. Przerwał ją w III klasie po chorobie skutkującej utratą słuchu. Wrócił na wieś. Harując ciężko w polu, każdy grosz przeznaczał na książki. Po latach jego biblioteka rozrosła się do tysięcy tomów. Pielgrzymowali doń uczniowie z aż czterech powiatów, bo podówczas bibliotek trzeba było ze świecą szukać. Ilu młodych ludzi tym sposobem wykształcił, trudno zliczyć. Na bibliotekę polowali w czasie wojny Niemcy. Bezskutecznie. Książki przezornie ukrywano w specjalnych schowkach w stodole. Po wojnie swój bogaty księgozbiór Ochalik przekazał rodzącej się bibliotece powiatowej. Nie czekał za to nagrody; tak mu dyktowało sumienie. Po mojej interwencji u rozmaitych władz przyznano temu zasłużonemu, żyjącemu w biedzie bibliotekarzowi rentę specjalną i nagrodę ministra kultury.

Swoistą pracę u podstaw prowadził też ksiądz z podczęstochowskiej Praszki. Obejmując w latach 50-tych probostwo, przywiózł tu setki książek. Jego biblioteka ściągała wielu ludzi z sąsiednich i dalszych wsi. Podobne przykłady można mnożyć.

Dziś propagowanie czytania ma rozmaite formy. Chociażby takie jak w Łomży, gdzie przy radio diecezjalnym działa…Ministerstwo Książek. Wzorem może też być miejscowa biblioteka powiatowa, która organizuje dziesiątki imprez czytelniczych ale i potrafi skutecznie wzbogacać zbiory. Wszak pozyskała blisko 200 darczyńców, w tym połowę prywatnych. A to już coś. Tylko brać przykład.

Zuzanna Śliwa

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną