Jednym z niewątpliwych sukcesów Prawa i Sprawiedliwości jest uszczelnianie systemu podatkowego i podjęcie walki z mafią VAT-owską, która w czasie rządów Platformy Obywatelskiej miała wyprowadzić z budżetu ponad 200 miliardów złotych.
Niestety rząd wykorzystuje ten sukces do tego, żeby przykręcić śrubę wszystkim Polakom. Wprowadzając nowe przepisy podatkowe, uderza w małych przedsiębiorców, drobnych ciułaczy, którzy często ledwo wiążą koniec z końcem.
Dla nich wprowadzenia Jednolitego Pliku Kontrolnego, który wiąże się z elektroniczną księgowością, oznacza albo dodatkowy wydatek w postaci zakupu specjalnego programu, albo konieczność zdecydowania się na usługi biura księgowego (jeszcze większy wydatek).
Od stycznia przyszłego roku mają zniknąć faktury papierowe, co znowu wiąże się z koniecznością zakupu innego programu. Docelowo mają także zniknąć tradycyjne kasy fiskalne z paragonami papierowymi, a mają je zastąpić urządzenia, które łączą się online z Ministerstwem Finansów i przekazują mu na bieżąco informacje o dokonywanych transakcjach.
Nie wiadomo jeszcze kto za to zapłaci, ale zapewne przedsiębiorcy. Skutkiem tego będzie także ograniczenie sprzedaży detalicznej i konieczność chodzenia wszędzie z kasą fiskalną. Tymczasem dzisiaj nie wszystkie firmy muszą mieć kasy, a wystarcza, że na zakończenie dnia wypisuje się dzienne zestawienie sprzedaży.
Rząd, wbrew deklaracjom, jaki to on jest pro przedsiębiorczy, robi wszystko, by wprowadzić całkowitą kontrolę drobnych przedsiębiorców. Pobrzmiewa w tym tradycyjne myślenie polskiego fiskusa, że każdy podatnik to złodziej.
Taka totalna kontrola kosztuje, bo wymaga posiadania przez każdego odpowiednich programów komputerowych, kas itd., a koszty tego wszystkiego poniosą oczywiście, przynajmniej w dużej części, właściciele drobnych firm. Wielkich i tak to specjalnie nie dotknie, bo one mają swoje działy księgowe, a poza tym i tak znajdą sposób, żeby obejść przepisy podatkowe.
To małe firmy zostaną najpierw całkowicie podporządkowane fiskusowi i każdy ich ruch będzie śledzony, aby następnie móc nałożyć na nich następne podatki, konieczne do pokrycia wydatków socjalnych. O ile teraz firmy te mają pewne pole manewru, żeby unikać obciążeń ponad miarę, o tyle w najbliższej przyszłości może się okazać, że prowadzenie rodzinnej firmy to biznes zupełnie nieopłacalny.