Celebrytki w kałuży

Oj, ciężka bywa dola celebryty. A już celebrytki będące z natury płci żeńskiej ( choć to nigdy nie jest pewne) mają przechlapane. Nie dość, że muszą bez przerwy stać w blasku reflektorów, bo wszak na tym polega celebryckość, ciągle muszą odpowiednio wyglądać. Malować się wedle obowiązujących w makijażu trendów,stroić wedle ostatniego wrzasku mody, żeby nie narazić się na kpiny obserwatorów tzw. „ścianek”. Jest bowiem celebrytka, niezależnie od fachu, stworzeniem głównie ozdobnym,cackiem, stawianym na półce obok innych bibelotów. Z racji bibelotowej pozycji jej wrogiem numer 1 jest kurz i znalezienie sięw kącie. Zrobi wszystko, aby tylko ten kurz jej nie okrył, nie usunął z pola widzenia.
Sposobem na dobre miejsce wśród bibelotów może być danie głosu w dyskutowanej aktualnie sprawie politycznej. Jednakże głos musi być potężny, najlepiej złożony ze słów uważanych za niesalonowe. Krótko mówiąc celebrytka-bibelotpowinna rzucać mięsem. Oczywiście w odpowiednią osobę i stronę. Okazji do uprawiania tej garmażerki aż nadto w ostatnich dniach, tygodniach, miesiącach,przez co trudno dopchać się do pierwszego szeregu. Toteż trwa rodzaj konkursu, kto w tej konkurencji lepszy. Raz na czoło wysuwa się aktorka, raz reżyserka, raz podwójna eksżona byłego kogoś tam i obecnego celebryty dziennikarza. Tuż za nimi plasują się telewizyjne profesorki i pisarki, z równym zapałem stojące na czujce.
Główną ofiarą garmażeryjnej obróbki stał się -zastępując tym samym rydzykowe moherowe berety - szef partii u steru oraz jego wasale. Ówże szef przysłużył się wielce celebryckiemu słowotwórstwu. W salonach, w słusznej telewizji i słusznych gazetach wręcz prześcigają się w nazywaniu go. Jest więc konusem, karłem, małym człowieczkiem, chorym psychicznie (zamiennie psycholem), wreszcie bardziej swojsko: idiotą, debilem. Mięsne celebrytki postrzegają go nie jako istotę ludzką, lecz jako stwora z mrocznej galaktyki, który nie je, nie śpi, i rzadko wyściubia nos z ciemnego kąta, gdzie knuje, jakby tu zniszczyć tak pięknie zapowiadający się europejski postęp i jego tęczowy sztandar. Wróg! Takiemu można życzyć tylko najgorszego. Wprawdzie zawiódł nadzieje, kiedy po trafieniu do szpitala, zamiast nigdy zeń nie wyjść (co głoszono z ledwo skrywaną radością), z właściwą sobie mściwością wywinął się zwykłą chorobą nogi – ale nie wszystko jeszcze stracone. A że kropla drąży skałę,nie można na krok popuścić, póki nie zrobi się wielka dziura.
Dobrym sposobem jest nękanie jego żołnierzy. Byle mocno, z przytupem i nieodłączną porcją mięsa.Okazje się znajdą. Choćby te ostatnie, z ustalaniem kto, zależnie od siły zdobytych głosów, kierować ma gminą, powiatem, województwem. Szachownica to pełna pionków, skoczków, gońców i tych najważniejszych: hetmanów. Trzeba na nią wtargnąć,narobić wrzasku - i co się da porozrzucać.
Pierwsza na start ruszyła celebrytka pisarka Nurowska, znana z ultranowoczesnych poglądów iz laleczki wudu, przy pomocy której - wbijając szpilki-pragnęła uśmiercać wrogów.Tym razem takim wrogiem wrogów stał się Wojciech Kałuża, radny opozycji ze Śląska. Ośmielił się otóż skumać z partią rządzącą, przez co władza nad Śląskiem dostała się w jej łapy. Wywołało to ryk totalnych. Zaczęli masowo ścigać się w definiowaniu cnót radnego. W okamgnieniu stał się sprzedawczykiem, zdrajcą, Judaszem, a nawet polityczną prostytutką. Swoje natychmiast dołożyła czyhająca na takie okazje wspomniana pisarka od wbijania szpilek. Zapaławszy oburzeniem, oświadczyła, że po czynie Kałuży poczuła się jakby kto wbił jej nóż w plecy. Miała też konkretną radę, by „…ktoś obił mordę w ciemnej ulicy temu Kałuży. Na każdym kroku musi czuć pogardę otoczenia…”.
Urocze. Takie literackie, takie wrażliwe. Nie to, co pretendująca do pierwszego miejsca w mięsnych zawodach artystka scen Janda, która parę miesięcy wstecz wyjawiła, iż czuje się w Polsce, jakby "ktoś na nią srał".
Biedne, biedne celebrytki. Póki nie zasypie ich kurz zapomnienia, może powinny go zmyć choćby w kałuży.
Źródło: prawy.pl