Tu wojna, tam wojna
Wojna na Wschodzie i wojna na Zachodzie. Wojna jako taka sama z siebie należy do tych wydarzeń, które wzbudzają żywe zainteresowanie, bo towarzyszą jej silne emocje. Aktualnie mamy do czynienia z dwoma przykładami dwóch niezwykle ciekawych form wojny. Ukraina wczoraj ogłosiła stan wojenny po tym jak kolejny raz zostali ośmieszeni przez Rosjan, którzy ich ośmieszyli kradnąc im trzy wojskowe łajby.
Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że wielu czołowych polityków ukraińskich twierdziło, że Ukraina jest wstanie wojny od ponad czterech lat czyli od czasu wybuchu walki we wschodniej Ukrainie i inkorporacji Krymu do Rosji. Te ostatnie klika lat relacji ukraińsko-rosyjskich należało do wyjątkowo kuriozalnych i mających chyba odniesienia do historii. Pomimo bowiem zapewnień, że Ukraina jest w stanie nieformalnej wojny z Rosją,kraj ten handlował nieprzerwanie z Rosją przez kilka. Pal licho, że handlował w zakresie kupna i sprzedaży surowców naturalnych czy żywności ale sprzedawanie elementów służących do produkcji broni zakrawa na farsę. Co ciekawe w tym samym czasie, empatyczna jak zawsze Polska, w ramach solidaryzmu z Ukrainą nałożyła embargo na handel z Rosją w efekcie czego straciliśmy miliony złotych, które wpłynąć mogły do naszej kasy nie tylko ze sprzedaży owoców i warzyw jak się przyjęło uważać ale np. ze sprzedaży tramwajów. Ukraińcy docenili wspaniałomyślność Polaków i w ramach swojej empatii do Polski i Polaków wstrzymali import mięsa z Polski dalej kupując je od Rosjan(sic).Na sytuację błyskawicznie zareagował polski MSZ solidaryzując się z Ukrainą, szkoda, że tej błyskotliwości i zapału brakuje naszym dyplomatom kiedy idzie od dopilnowanie naszych interesów na Litwie albo co do kwestii Cmentarza Łyczakowskiego.
Wprowadzenie stanu wojennego niczego nie zmieni poza utrudnieniami w kupnie alkoholu, bo potencjalni poborowi do armii ukraińskiej siedzą na budowach w Warszawie albo w Moskwie. Na Zachodniej Ukrainie stan wojenny okazać się może nawet bardziej potrzebny, nie z powodu moskalskiego imperializmu, a za sprawą nowych przepisów nakładających na Ukraińców wjeżdżających na Ukrainę samochodami na polskich blachach dodatkowe opłaty, których celem jest ukrócenie procederu jedzenia autami na polskich blachach bez przerejestrowania celem uniknięcia wysokich opłat celnych. Przeciwko czemu rozpoczęły się właśnie masowe protesty w pasie nadgranicznym, blokujące pracę celników i paraliżujące tym samym przejścia graniczne. Na skutek wprowadzenia stanu wojennego internowana może zostać mniejszość rosyjska zamieszkująca Ukrainę. Uprzykrzyć życie ukraińskim Rosjanom chcieliby ukraińscy Banderowcy nawołujący do pogromu Rosjan. Cały ten stan wojenny to jedna wielka tragifarsa, której być może jednym celem jest wzmocnienie szans ponownego wyboru Poroszenki w nadchodzących wyborach prezydenckich na Ukrainie. Mamy więc klasyczny ukraiński barszcz.
W tle do wojny ukraińskiej tli się wojna domowa we Francji. Obszernych relacji z tego konfliktu nie uświadczysz jednak w polskojęzycznych mediach należących do obcego kapitału. Tam mówić wypada i trzeba o ćwierćmilionowym marszu polskich nazistów.Tym razem kraju i stolicy nie demolują jednak bandy znudzonych i zblazowanych emigrantów ale rodowici biali Francuzi, którzy niezwykle ostro zareagowali na planowaną podwyżkę cen benzyny i oleju napędowego. Zaskakuje też skala protestów ponieważ liczbę sfrustrowanych protestujących ocenia się na kilkadziesiąt tysięcy. Francuska wojna domowa może mieć jak się okazuje dwa ogniska równoległe reprezentować dwie odmienne grupy społeczne zamieszkujące aktualnie ten kraj. Zahartowani ciągłymi ulicznymi walkami, z kolorowym elementem napływowym, francuscy policjanci brutalnie pacyfikują manifestantów. Prezydent Macron, który tak troszczył się o demokrację w Polsce i zabiegał empatycznie o dobro Polaków, jest teraz dziwnie nieczuły na pałowanie i gazowanie własnych rodaków, insynuując tylko, że to brunatni populiści. Wydarzenia we Francji, których jesteśmy świadkiem od dobrych już kilku lat nie napawają optymizmem. Francja ulega wewnętrznemu rozkładowi, pogrążając się w chaosie. Naród francuski należący niegdyś do nacji nadających ton całemu cywilizowanemu światu, skarlał teraz do reszty. Wielka Rewolucja była prologiem francuskiego samo wyniszczenia a ten wewnętrzny rozkład, który tam teraz obserwujemy jest już epilogiem Francji jako wielkiego narodu, Francji kiedyś określanej mianem najstarszej córki Kościoła, a dziś przez katolickich publicystów określanej mianem nierządnicy. I mógłbym w sumie powiedzieć co obchodzi mnie Francja i jej problemy, których zdaje się ona nie być nawet świadoma. Niestety choć Francja jest stosunkowo daleko to francuskie problemy w mniejszym czy większym nasileniu mogą stać się udziałem Polski. A jest to tym bardziej prawdopodobne, że zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz kraju mamy siły, które chciałby nas uraczyć takim francuskim bigosem w skład, którego poza francuskim winem weszłyby jednak wolność za kapustę, równość za mięso i braterstwo zamiast grzybów.
Tu bigos a tam barszcz. Wojna, pożoga, interesy, tu upadek Francji, a tam rozpad Ukrainy. Macron, Poroszenko, Duda …widać każdy ma takich przywódców na jakich sobie zasłużył.
Źródło: prawy.pl