Do Brukseli – z czym i po co?
Obudziliśmy się późno. Za późno jak na polskie oczekiwania i skomplikowany układ sił politycznych, który się właśnie tworzy i układa ze sobą w Europie. W sytuacji potężnych wyzwań, jakie czekają Unię Europejską w najbliższym czasie, polskie środowiska polityczne i media tkwią w błogim uśpieniu, w myśl arcypolskiej zasady, że w maju podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego jakoś to będzie. „Jakoś”, czyli jak zwykle będzie informacyjna biegunka, pospolite ruszenie do urn wyborczych mało zorientowanych rodaków, nie mających pojęcia na kogo głosować, i o co tak naprawdę toczy się bój w Unii, chociaż kochają ją miłością naiwną i nieodwzajemnioną.
Przypomnijmy, że aż 82 proc. Polaków chce obecności naszego kraju w UE, dlatego Platforma Obywatelska wraz z Nowoczesną oraz Donaldem Tuskiem i przybudówkami z SLD straszą ile wlezie, że PiS - i generalnie Zjednoczona Prawica - chcą Polskę z Unii wyprowadzić. To oczywiście bzdura, ale jak powiedział pewien faszystowski klasyk „kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą”. Coś w tym jest na rzeczy, bo już dawno ukuto pojęcie postprawdy, które zrobiło oszałamiającą karierę i bodaj dwa lata temu okrzyknięto je słowem roku.
Oj, będzie potem z tego zaspania wyrywanie sobie włosów z głowy i narodowy kac. Jednak, gdy Zjednoczona Prawica z PiS-em główkują jeszcze, kogo by tu wstawić na eurolistę, i o co im w ogóle w tej Unii chodzi, a skompromitowana opozycja nerwowo przegląda własne szeregi, z informacją do ludzi ruszyli tylko ludzie z Ruchu Narodowego i Partii Wolność, powiadamiając, że trzymają sztamę i startować będą wspólnie. Odezwał się też senator Mirosław Piotrowski, który raz „wziął miejsce biorące” jako kandydat Ligi Polskich Rodzin, a w 2009 i 2014 zwyciężył startując z listy PiS, i dzięki temu zasiada już trzecią kadencję w europarlamencie. Mirosław Piotrowski nigdy do PiS nie wstąpił. Jesteśmy świadkami tworzenia się nowej partii politycznej o nazwie „Ruch Prawdziwa Europa”. Podstawą programową nowego ugrupowania są założenia inicjatywy „Europa Christi” przedstawione na kilku konferencjach.
Kto jeszcze dołączy do wyścigu do europarlamentu przekonamy się niebawem i możemy mocno się zdziwić, bo weterani w pobieraniu wysokich brukselskich diet nie odpuszczają. Danuta Huebner straszy na łamach dziennika „Rzeczpospolita” i na blogu w tygodniku „Polityka”, że Unii Europejskiej, także dzięki polskim poczynaniom, grozi nacjonalizm i wszelakie zło, więc trzeba się przed tym bronić. W jej ślady poszła nowicjuszka w Brukseli, nadgorliwa zwłaszcza w inicjatywach ostrości poczynań Niemieckiego Urzędu do spraw Dzieci i Młodzieży (Jugendamtu) Julia Pitera i również straszy.
Na szczęście – dla równowagi – straszy również Victor Orban, ale lewackimi odchyleniami reprezentowanymi m. in. przez obie europosłanki i koniecznością wymiany całej tej uzurpującej sobie nie nadane prawa koszmarnej Komisji Europejskiej. W UE mocno dziś zderzają się dwie koncepcje: Europy suwerennych narodów i jednej wspólnej Europy ze wspólną walutą i wspólną armią. To jest próba sił.
Nawet Francuzi, którzy w najbliższych eurowyborach skłonni są dać więcej miejsc ludziom od Marine Le Pen niż Macrona, dziś zastanawiają się na forach internetowych, jaki ten nowy europarlament będzie, bo obecny poniósł klęskę. Czy będzie wyglądał jak konglomerat sponsorowanych przez Amazon, Google, Apple`a i banki lobbystów, a głównym tematem obrad będzie, jaki odsetek kobiet znajdzie się na listach? Francuzi narzekają, że partie z reguły wysyłają na synekury do PE aparatczyków pobitych w lokalnych wyborach, którzy nie są w stanie zdecydować o narodowych interesach.
Pytają: jaki jest pożytek z tego parlamentu, który jest w trzech czwartych pusty, i który ustanawia niepotrzebne prawa, pomijając te, które byłyby konieczne? Ci ludzie są może w stanie znaleźć wspólny projekt, dotyczący krzywizny ogórka, wymiarów deski klozetowej, ale nie potrafią osiągnąć porozumienia w sprawie delegowanych pracowników, migrantów, przepływu importowanych wyrobów i wielu innych ważnych dla obywateli UE kwestii. Coraz głośniej słychać oskarżenia, że mieszkańcy UE zostali sprowadzeni do roli atrapy, odmawia się im podmiotowości, zarzuca populizm, ksenofobię, nacjonalizm, przypisuje wiele innych wad.
Oczywiście, wszystkich interesuje, ile europoseł zarabia. Według danych „Le Figaro” - łączna pensja posła do Parlamentu Europejskiego to 12,826.05 euro brutto. Poseł otrzymuje również sumę 4.243 euro rocznie przeznaczoną na podróże poza granicami kraju. Na jego bankowe konto wpływa także 306 euro za każdym razem, gdy uczestniczy w posiedzeniach organów Parlamentu Europejskiego.
Jest o co się bić. Głosowanie odbędzie się w dniach 23-26 maja w całej UE. Głosowanie nad czym, skoro w samej tylko Polsce nie udaje się osiągnąć konsensusu w fundamentalnych dla kraju sprawach ? Czy most ma być zbudowany wzdłuż, czy wszerz rzeki?
Źródło: prawy.pl