Rok 2019 będzie dobry dla świata i dla Polski!
Zastanówmy się co nam przyniósł odchodzący 2018 rok? Żyjemy w świecie i czasie niesamowitych podbojów i ekspansji. Tym razem są to oszałamiające swoim rozmachem wojny ekonomiczne o rozmiarach nieznanych od podbojów Aleksandra Wielkiego, gdzie olbrzymie kartele, korporacje (Google, Apple, Amazon, Samsung etc.) przy pomocy globalistycznych bankierów i prawników podbijają świat, wszędzie biorąc setki milionów zakładników. czasem posługują się siłami zbrojnymi państw, aby złamać wolę i prawo do niepodległości państw. Broń nuklearna jawi się tu tylko straszakiem, atutem trzymanym w starej złowrogo skrzypiącej mocarstwowej szafie pełnej pogwałconych traktatów i kościotrupów kiedyś wzniosłych idei. Część ludzi cieszy się brakiem aktywnego stanu wojny, która przecież jednak prowadzona jest innymi środkami, ale jej cele są podobne do znanych nam klasycznych wojen. Są to czasy ogromnych ofensyw i wielkich ryzykownych operacji, w których niebezpieczne zagony pancerne banksterów penetrują całokszt
Globaliści piejąc w samozachwycie już ochrypli od okrzyków samouwielbienia i sukcesów w zniewoleniu populacji kolejnych obszarów świata i przejmowaniu ich naturalnych zasobów. Tak więc ich zamysł i cel to opanowanie i poddanie totalnej kontroli tak zasobów ziemi, jak i zastanych tam zasobów ludzkich. Dla nich nie ma znaczenia twoja wiara, system wartości, tradycje narodowe, oni to wszystko wszystko wrzucą do maszynki do mięsa (tych co protestują) podając ci kolejnego hamburgera i krew (tych co się postawią) mało biblijnie zamienią w coca colę. Możesz powiedzieć, że dzisiejszy zaborca ponieważ jest silny, może posiąść to czego pożąda, byleby zostawił tobie pewną autonomię i byleby nie było kolejnej krwawej wojny. Obudź się, dziś to bankier, nie generał, ogień będzie kierował i otwierał, niestety ładując swoją broń z twojego portfela.
Czy już jest po wszystkim, czy wszyscy już zwariowali błogo zasypiając z rączkami w nocnikach? Niezupełnie, szczególnie pokrzepiające są ostatnie zjawiska w USA (Trump), Brazylia (Bolsonaro), Węgry (Orban), Polska (Kaczyński), etc. Interesującym zjawiskiem jest powstawanie w procesie historycznym warunków, które powodują społeczne zapotrzebowanie i urodzaj na liderów typu Donald J. Trump. Nie jest to z pewnością (w wielu wymiarach) człowiek kryształowy, ale trzeba powiedzieć, że nawet gdyby był, ludzie nie poszliby za nim, gdyż już niejednokrotnie zostali oszukani przez wilków w owczej skórze.
W USA trwa dziś zażarta walka między interesami globalistycznie kierowanego Deep State i politycznego establishmentu (obydwu partii), razem z jego wyalienowaną ze społeczeństwa biurokracją, całym ideowo rozrywkowym i medialnym przemysłem lewaków i interesami rozrośniętego biznesu zbrojeniowego, a niezręcznie artykułowanymi interesami normalnych Amerykanów wierzących w Biblię, tradycje, kulturę, granice i państwo, które pozwoli im zachować i kultywować własną historycznie ukształtowaną tożsamość. Dla zwolenników globalizmu te wartości są śmiechu wartym, zapyziałym, zawstydzającym przeżytkiem minionej epoki, niesmacznym obciachem w powstającym nowoczesnym świecie.
Mówiąc o globalizmie, kładziemy nacisk na jego negatywne konsekwencje jako totalitarnej idei, masywnego walca zgniatającego, rozjeżdzającego bogactwo mozaiki rozmaitych aspektów lokalnych kultur, tradycji, dialektów, języków, religii i modeli współżycia społeczeństw wypracowanych w procesie historycznym na przestrzeni tysięcy lat. W tym rozumieniu globalizm jest następnym nowoczesnym barbarzyństwem obok historycznych form, jak komunistyczny bolszewizm, czy niemiecki nazizm. Parafrazując życzenie wodza Soso (Stalina) globalizm (czy inna forma totalitaryzmu) to czas, kiedy małe ptaszki przestają śpiewać.
Czy mógłbym jednak o globalizmie powiedzieć coś pozytywnego? Naturalnie, widać gołym okiem, że w porównaniu ze skromnymi działaniami charytatywnymi mającymi na celu pomoc biednym, głodującym populacjom tego świata, globalizm dokonał rewolucyjnych zmian poprzez transfer miejsc pracy, kapitału i technologii do Chin, Indii i innych krajów podnosząc znacznie poziom życia i zmieniając perspektywy tych ludzi. Inną sprawą jest, że dokonał tego w pogoni za własnym zyskiem włączając setki milionów ludzi w światową globalną ekonomię, ale takie są fakty.
Prezydent Trump, pomijając cechy jego nietuzinkowej osobowości, zrozumiał stopień zagrożenia jaki niesie globalizm dla jeszcze realnie istniejącego systemu państw narodowych i ich obywateli i stanął do walki w obronie wartości ludzi bezlitośnie rozjeżdżanych przez motory napędzające zmiany. Dlatego wygrał. Trump jednocześnie spogląda na swój kraj, tracące siły supermocarstwo i oczyma menadżera widzi ogrom zaprogramowanego zadłużenia. Widzi wieloletnie eksportowanie miejsc pracy, importowanie biednych i pozbawionych wykształcenia ludzi, wprowadzanie szerokich i hojnych programów pomocy społecznej, lewicowych programów do systemów edukacji, mediów, kultury i polityki standardów multikulti i nietrudno mu przewidzieć tegoż konsekwencje. Jako deweloper niejednokrotnie przejmował “masę spadkową” upadających biznesów (nawet kilka jego biznesów było w bankrucji), wie jak należy z równi pochyłej wyjść na prostą. Dlatego podjął się tej pracy.
Trump dziś przeciwstawia się bezwstydnemu używaniu siły militarnej i zasobów Ameryki przez globalistyczne korporacje, których cele są ponadnarodowe i z bolszewicka wszechświatowe w pogoni za koncentracją władzy, wpływów i zysków przez wybrane elity. Tak jak amerykańska klasa średnia buntuje się przeciwko rozrastającej się potęgi opiekuńczego państwa i okradania obywateli z ich praw i wolności. Dlatego jest i będzie zwalczany przez te elity ze wszystkich pozycji i przyczółków będących pod ich kontrolą.
Interesującym jest też to, że Trump rozumie, że współczesne podboje nie są dokonywane przy pomocy konwencjonalnej, czy atomowej broni, ośrodkami i siedliskami broni masowego rażenia są banki służące do promowania, zadłużania, rujnowania i przejmowania kontroli nad gospodarkami i zasobami krajów. Widzimy użycie takiej broni nie tylko przez wielkie korporacje, ale i przez organizmy państwowe np. komunistycznych Chin oferujące wysokie pożyczki na niski procent krajom III świata. Kiedy jednak państwa te nie są w stanie spłacać zaciągniętych zobowiązań Chińczycy przejmują inwestycje porty, linie kolejowe, czy lotniska pod własny zarząd (vide Kenia i Sri Lanka, Pakistan, Afryka Południowa). Dlatego Trump chce strząsnąć zwyrodnienie globalistyczne z organizmu Ameryki i zająć się odbudową i uzdrowieniem jej ekonomii. Czy mu się to uda? Nikt jeszcze tego nie wie, tym bardziej, że ma do czynienia z dobrze okopanym i udomowionym przeciwnikiem.
Stąd też Trump wycofał się z paraliżującego rozwój gospodarczy globalistycznego paryskiego porozumienia klimatycznego, dlatego zmodyfikował porozumienie NAFTA (USA, Kanada, Meksyk), wycofał się z negocjacji w/s Trans-Pacific Partnership, wycofał się z nuklearnego porozumienia z Iranem i obłożył podatkiem (taryfy) wiele produktów sprowadzanych z Chin, zachęcając Chiny do obniżenia podatków na produkty amerykańskie. Wszystkie te posunięcia zapowiadał w swojej kampanii wyborczej, tak jak ostatnio głośne wycofanie amerykańskich oddziałów specjalnych z Syrii (2,000 żołnierzy), co więcej nie widzi też sensu dalszego prowadzenia 17 letniej wojny w Afganistanie, gdzie Amerykanie pilnują upraw opium (ok. 90% światowej produkcji).
Wycofując się z Syrii i zapowiadając wycofanie z Afganistanu, Trump uderza w ukształtowane zasady dotychczasowej polityki amerykańskiej, stąd odejście generałów (Kelly, Masters, Mattis), związanych z prowadzonymi właśnie wojnami i z całym konglomeratem przemysłu zbrojeniowego. Dla Ameryki pochłaniający jej zasoby Bliski Wschód traci swoje znaczenie, Trump ma swoją rewolucję łupkową i swoją ropę. Trump chce pozamiatać scenę i przygotować wojsko do stawienia czoła przyszłym zagrożeniom (Chiny). Musi więcej uwagi poświęcić swoim sojusznikom na bardzo ważnym dalekim Wschodzie: Japonii, Korei, Tajwanowi i Wietnamowi.
Zrywając z zasadą osobistej interwencji USA na wielu teatrach operacyjnych świata Trump tworzy nowe sytuacje w których uwalnia ambicje i niebezpieczne wyzwania dla partnerów pozostałych na danym terenie. Wychodząc z Syrii (w Iraku ma ok. 5,000 amerykańskich żołnierzy) będzie obserwował odbudowującego swoją pozycję przy pomocy Moskwy i Teheranu, prezydenta Assada. Tym samym zachęca też Turcję Erdogana do wzięcia większej roli na północy Syrii, co może doprowadzić do nieporozumień z wpływami Teheranu i Moskwy (możliwa rola arbitra). W trudnej sytuacji Trump pozostawia dotychczasowych sojuszników nieszczęsnych Kurdów, którzy mogą teraz negocjować z Assadem, aby uniknąć walk z Erdoganem. Czas pokaże, czy inne bogate kraje regionu pomogą odbudować zrujnowaną (również z ich inspiracji) latami wojny Syrię. Izrael ma spokój po zdewastowaniu Syrii, w razie konieczności Amerykanie stacjonują w Iraku, w którym odzywają się jednak głosy (w parlamencie) nawołujące Trumpa do opuszczenia ich kraju.
Wydaje się, że Trump zwiększy rolę państw sunnickich na Bliskim Wschodzie i otworzy się na polski apetyt przeciwstawienia się ewentualnemu zabójczemu sojuszowi rosyjsko-niemieckiemu i próbie wyrugowania USA z Europy. Przecież jest to również dobry interes dla amerykańskiego biznesu gazowego i naftowego. Poza tym Polskę (i jej ewentualnych sojuszników w Trójmorzu) Trump nie musi ciągle przekupywać jak powiedzmy Turcję, tu Trump może jeszcze zarobić.
Tak naprawdę taki układ na dłuższą metę byłby korzystny też dla Polski, jego alternatywą jest ostateczny zanik Polski, bycie połkniętym przez Niemcy (Unijną Rzeszę) i rozmycie jej tkanki biologicznej emigracją (i imigracją), bądź przez powracające rosyjskie wpływy na które Polacy nabawili się już alergii. Równie niebezpieczne dla Polski jest wiązanie się z zimnymi komunistami z Pekinu, na których praktyki mamy wiele alarmujących przykładów o czym pisałem wyżej. Pozostaje nam jak przed 1939 rokiem siedzenie na kilku stołkach, czyli balansowanie między interesami innych graczy na obszarze środkowej Europy.
Prawdziwe zagrożenie dla USA (wytwarzają 24% światowego PKB) przyjdzie z Chin (wytwarzają już 17,5% światowego PKB). Trump rozpoczynając wojny handlowe może zdestabilizować nie tylko Chiny, ale i Niemcy gdyż są to kraje których znaczna część PKB pochodzi z eksportu, który zachwiany zagrozi zapaścią całej gospodarki, na dziś Polska jest w jakiejś części niemiecką “montownią” i my również odczuli byśmy poważne konsekwencje takiej gry. W interesie Trumpa jest z jednej strony powstrzymanie Putina (Ukraina, Syria, Niemcy), ale również nie dopuszczenie do jego zbytniego osłabienia, ponieważ oznaczałoby to szalone wzmocnienie Chin, przegraną Ameryki i koniec (jakiejkolwiek) demokracji i praw człowieka w świecie.
Polsce wypada zbroić się i rozwijać gospodarkę wprowadzając jak najwięcej ułatwień i wolności dla polskiej przedsiębiorczości. Pewne kroki w tym kierunku są już czynione, chodzi też o powstrzymanie emigracji wykształconych Polaków. Niepokoi również oficjalne przeciwstawianie się przez polski rząd próbie unijnego narzucania nam imigrantów z Bliskiego Wschodu, przy jednoczesnym rzeczywistym sponsorowaniu ich z Filipin i innych państw. Również polski parlament nie przedstawił wyników nad rzeczywistym polskim potencjałem na Kresach i w postsowieckich republikach oraz planu sprowadzania chętnych Rodaków do Polski.
W nadchodzących latach rysują się duże szanse dla rozwinięcia polskiej gospodarki, ale są też niebezpieczeństwa. Nad Polską wisi nieszczęśliwa amerykańska ustawa 447 (przegłosowana w tajemniczych okolicznościach w “cudowny” sposób), która może pomóc roszczeniowym elitom żydowskim szantażować Polskę na arenie międzynarodowej. I nie pomoże tu reżyserowana zabawa w strusia odgrywana przez polskie koła rządzące.
Niepokoi sytuacja w której polscy politycy jakby nie aspirowali do samodzielności w stosunkach z USA, dając się rozgrywać przez “pośredników”, co może tylko powodować zażenowanie i uczucie niesmaku. Czy to zjawisko się kiedyś skończy? Politycy muszą uwierzyć w poparcie swoich polskich wyborców i wobec nich odpowiadać za swoją pracę dla Polski. To oni są obdarzonymi wyborczym zaufaniem pośrednikami delegowanymi przez Naród do czasowego prowadzenia naszych wspólnych interesów tak w kraju jak i za granicą. Polakom nie potrzeba żadnych innych pośredników, jeśli jacyś politycy nie czują się na siłach, aby reprezentować wolę suwerena winni poddać się do dymisji.
Cóż, nadchodzi Nowy 2019 Rok, każdy jego dzień da nam wszystkim szansę lepszego pełniejszego rozumienia i pracy dla siebie, swoich rodzin i naszej wspólnej Ojczyzny, o której wielkości i wspaniałości marzyły całe pokolenia Polek i Polaków. Szczęśliwego Nowego Roku!
Źródło: prawy.pl