Partia Peronowa
Zewsząd oblegają nas wielkie plany, wśród nich te dotyczące budowy nowych nici autostrad i centralnych portów komunikacyjnych. Reperuje się zużyte latami niedoróbek dworce, przywraca życiu linie kolejowe zlikwidowane w ramach układania państwa w „kamieni kupę” (vide: nagrania w knajpie Sowy i Przyjaciół). A układano je, przyznajmy, z zapałem godnym Mistrzów Demolki, w zamian oferując nam, czyli durnym obywatelom, wielkie NIC. Nie narzekajmy jednak, nie było do końca tak źle. Wszak szef niszczycieli został wspaniale nagrodzony posadką w Brukseli, choć jego miesięczna pensja 140 tys. złotych to pryszcz w porównaniu z jego zasługami.
Lecz nie o szczęsnym losie byłego wodza chcę tu mówić, a o naszym krajowym tu i teraz. O Wielkim Planie Rozwoju, głoszonym ustami wodza aktualnego. Autostrady – zgoda, nowe lotniska – ślicznie, powrót kolei – znakomicie. Lecz mimo to coś zostało przeoczone. Coś, na co trzeba koniecznie zwrócić uwagę, bowiem już wkrótce brak tego może silnie doskwierać w tym podwójnie wyborczym roku. ( „O roku ów, kto ciebie widział w naszym kraju, ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju, a żołnierz rokiem wojny…” – A. Mickiewicz „Pan Tadeusz”).
Brak nam otóż solidnego Centralnego Peronu. Takiego z marzeń. Z kilkoma torami, skąd mogło by równocześnie odjeżdżać kilka pociągów. Bogatego w poczekalnie o siedzeniach tak wygodnych, że można na nich nawet spokojnie pospać. Pełnego lokali i lokalików do szybkiej konsumpcji albo rozsiadania się na dłużej. Wyposażonego w liczne bankomaty, z jakich bez trudu wypłynie każda suma. Do tego kino i sexshop, bo bywają gusta i guściki, oraz salony masażu kończyn, kręgosłupów i karków, umęczonych wyczekiwaniem na swój pociąg. Konieczny jest też gabinet optyka, oferujący na poczekaniu szkła wyostrzające wzrok.
Ów Centralny Peron na brak pasażerów narzekać nie powinien. Im bliżej wyborów, tym będzie tu ludniej i gwarniej. Aha, nie wolno zapomnieć o gabinecie prób, gdzie można ćwiczyć siłę swego głosu. Nie mówiąc już o megafonie ogłaszającym ważne komunikaty.
Niezwykły ten obiekt byłby siedzibą niezbędnej na naszym krajowym gruncie Partii Peronowej. Zgromadzi ona polityków z każdej opcji: od lewa, przez środek, do prawa. Tych popierających rosyjski Wschód Putina czy niemiecki Zachód Angeli lub arabskie Południe, skłonne do grupowych wycieczek ku Europie. Tych kochających zwyczajnie albo inaczej. Tych przekonanych, że Ziemia jest płaska i spoczywa na grzbiecie słonia i takich co twierdzą, iż jesteśmy kosmitami. Wszystkich. Zarówno osobników świeżutkich niby wiosenny fiołek, pretendujących do bycia Kimś, jak i tych ciągle aktywnych, choć nieco zleżałych po latach czekania w kolejce na swoje pięć minut. Warunek: każdy z nich powinien być gotów na wielkie wejście albo wielki powrót. Póki co wspólnie stworzą Partię Peronową, czekając na właściwy pociąg, czyli miejsce na liście, najlepiej tej europejskiej, a wraz z tym na numer do bankomatu. Jaka partia – nieważne. Byle się załapać…Nawet za cenę zdrady, intrygi, plucia i fałszywych oskarżeń.
Kto będzie przywódcą PP? Do tej roli pretenduje spora gromada. Zarówno ci, co partyjnych przyjaciół opuścili cichutko, za to po dwa, trzy razy, jak też ci, co odeszli z hukiem i paskudnym zestawem słów kierowanym w byłych kolegów. Wśród tych drugich są byli ministrowie, jeden były premier oraz ważniacy z partyjnych wierchuszek. Osobną grupą jest poselska piechota,zmieniająca partyjne barwy dwa, trzy, a rekordziści nawet cztery razy.
To właśnie oni, ci mistrzowie zdrad mają najlepsze kompetencje do przewodzenia nowej Partii Peronowej. Znakomicie wiedzą, na czym polega przesiadanie się z pociągu do pociągu. Zawsze gotowi, czekają na wygodnym przedwyborczym peronie aż usłyszą z megafonu: - Obiecujemy ci więcej, przejdź do nas! Ale przygotuj gościu taką mowę o byłych kolesiach, że w pięty im pójdzie, a Europa wrzaśnie ze zgrozy. Jak zdradzać, to z hukiem. Niech żyje Partia Peronowa! Nasza wyborcza przyszłość!
Źródło: prawy.pl