Prawica się zaorała. Kaczyński może chłodzić szampana

0
0
0
/

Polski prawicowiec (katolik, antykomunista, narodowiec, konserwatysta, przeciwnik aborcji i roszczeń żydowskich) nie ma na kogo głosować. Stało się tak tylko działalności polityków prawicy, którzy jak zwykle robią wszystko by do siebie zniechęcić. A winę za to ponoszą sami prawicowcy, którym nie chce się zorganizować by móc działać, i non stop swój los powierzają w ręce polityków robiących wszystko by przegrać.

Według doniesień medialnych Kaja Godek popełniła polityczne samobójstwo, tworząc wspólną listę z Markiem Jurkiem. Politykiem, który od lat się kompromituje swoim filosemityzmem (nawet bezpodstawne roszczenia żydowskie opiewające na 300 miliardów dolarów nie są w stanie go z tego szaleństwa wyzwolić). Ostatnio Marek Jurek nie dopuścił do kolacji swojego ugrupowania Prawica RP z Konfederacją, potem do zarejestrowania list koalicji Prawicy, Europa Christi z Zjednoczeniem Chrześcijańskich Rodzin, a na końcu wystartował z listy Kukiza (który jest przeciwny ograniczaniu prawa do aborcji i był koalicjantem włoskiego proaborcyjnego Ruchu Pięciu Gwiazd).

Wcześniej polityczne samobójstwo popełniła Konfederacja. Wywalając swoim zachowaniem ze swoich szeregów Kaje Godek (a wcześniej wywalono Marka Jakubiaka, który popełnił polityczne samobójstwo współpracując ze znanym byłym politykiem Ruchu Palikota, a potem Nowoczesnej). Pojawiły się też doniesienia o różnych dyskusyjnych osobach orbitujących wokół Konfederacji (generale Wileckim, środowisku byłego WSI, osobach aktywnych politycznie po stronie reżimu w PRL). Konfederacja okazała się przy tym niezainteresowana tworzeniem struktur i przedstawieniem prawicowego programu.

Polityczne samobójstwo popełnił też Paweł Kukiz, idąc do wyborów na listach PSL. Efektem było to, że mający często prawicowe poglądy posłowie z jego listy znaleźli się w sytuacji do niepozazdroszczenia – nie powiem gdzie by nie używać wulgarnych i kojarzących się z kwestiami rasowymi określeń.

Ta katastrofalna sytuacja na prawicy wynika z wieloletnich zaniedbań. Po pierwsze od dekad nie ma dyskusji programowej. Od 30 lat zadowalamy się słusznymi frazesami. Podczas gdy trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jakie wyzwania stoją przed Polską i jak im sprostać. Pewnie, gdyby jakiś polityk prawicy cudem zdobył władze w Polsce, to by nie miał pojęcia, co konkretnie trzeba zrobić. Wiedziałby, że należy obniżyć podatki, ale nie wiedziałby jak to zrobić, jakimi środkami.

Drugim zaniedbaniem wynikającym z pierwszego jest to, że mając już program (którego nie mamy), prawica powinna była wokół takiego programu rozpocząć akcję rekrutacyjną, mającą na celu zbudowanie struktury terenowej (bez której nie da się robić polityki, znaleźć się w samorządach, kontrolować prace komisji wyborczych, przeprowadzić kampanii). Program jest po to w akcji rekrutacyjnej, by ludzie wiedzieli, wokół czego się integrują, bo gdy w ramach hura optymizmu i pospolitego ruszenia ludzie jak się zintegrują, to zazwyczaj okazuje się, że mają inne oczekiwania i taka wspólnota szybko się rozpada. Taka powstała wokół programu na drodze szerokiej rekrutacji partia powinna mieć bardzo demokratyczny charakter. By o partii decydowali działacze, a nie lider.

Dotychczasowi liderzy prawicy, w duchu cywilizacji turańskiej (opisanej przez Feliksa Konecznego) nie stworzyli programu, bo program ograniczałby ich samowole — bez programu mają władzę absolutną. Nie przeprowadzili szerokiej rekrutacji, bo kiedy mogą kontrolować partie kadrowe, to partia masowa byłaby zagrożeniem dla ich wszechwładzy. Nie ma też oczywiście z tych samych powodów demokratycznej struktury w tych partiach.

Zaznaczam, nie ma tym wszystkim czyjeś złej woli. Liderzy prawicy są przekonani, że ich działalność jest zbawienna dla Polski. Wbrew powszechnym opiniom o polityce i politykach, wszyscy oni, liderzy i aktywiści, nie zależnie czy z prawa, czy z lewa, czy ekstremiści, czy rumiane pulpety w garniturach, czy naziści, czy komuniści, wszyscy chcą dobrze. Nikt ich nie wynajmuje i nie ma w nich woli szkodzenia innym.

Dziś liderzy prawicy nie walczą realnie o ponad 5%, by mieć reprezentacje w parlamencie, tylko o ponad 3%, by mieć dotacje dla partii politycznych, czyli zapewnić sobie pieniędzy na życie. Można zrozumieć intencje, którymi się kierują. Jednak liderzy powinni też zrozumieć, że zwolennicy prawicy mogą się czuć zmęczeni całą tą sytuacją i opcja zerowa może elektoratowi wydawać się niezbędna do zakończenia sytuacji patowej na polskiej prawicy.

Opcja zerowa to stan, w którym zniechęceni ekscesami liderów prawicy wyborcy nie głosują na nich. Nie ma 5%. Nie ma 3%. Dotychczasowi liderzy prawicy znikają, przestają zajmować niszę ekologiczną prawicy, i mają gdzie się pojawić nowi ludzie, którzy może zdecydują się na stworzenie programu, na akcje rekrutacyjna, na stworzenie struktur i demokratyczną strukturę partii.

Argumentem na rzecz opcji zerowej jest to, że stan patologii na prawicy trwa od 30 lat, i utrzymywanie go nie ma większego sensu, bo nie jest on efektywny (nie ma sukcesów), a jak się jakieś sukcesy zdarzą, to są marnowane – tak zmarnowali swoją obecność w parlamencie liderzy prawicy wybrani z listy Kukiza, dotacje dla partii zmarnował obie partie wolnościowe (nie powstały za tę kasę ani media, ani struktury, ani think tank), dotychczasowi liderzy nie wypracowali programu, zmarnowało nawet entuzjazm, jaki towarzyszył Marszom Niepodległości.

Z samo zaorania prawicy może się cieszyć Jarosław Kaczyński, który nie ma z kim przegrać – antyPiS odstrasza Polaków tęczowymi szmatami, prawicowa konkurencja popełnia polityczne samobójstwo, i nawet marnotrawstwo środków publicznych przez Kuchcińskiego nie jest w stanie zaszkodzić PiSowi.

 

Jan Bodakowski

Źródło: Jan Bodakowski

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną