O wodzie i biednych uchodźcach

0
0
0
/

Mam kolegę, który w czasie czerwcowego urlopu w Egipcie byskawicznie wyleczył się z poprawności politycznej i empatii wobec Arabów. A na widok lezących przez granicę serbsko-węgierską uchodźców i moją uwagę, że za chwilę my też będziemy ich przyjmować z kwiatami mruczał pod nosem "po moim trupie".

 

Otóż proces zdrowienia był błyskawiczny. Zdecydowało o tym jedno zdarzenie. W trakcie pobytu wraz z żoną i dwójką dzieci wybrał się na wycieczkę fakultatywną do egipskiej świątyni Hatszepsut koło Luksoru. Otóż po drodze do świątyni turyści są zaczepiani przez namolnych egipskich handlarzy. Oferują oni między innymi wodę – po dolarze za 0,66 l. butlelkę. Tylko, że to jest cena wyłącznie dla idących do świątyni. Ponieważ kiedy turyści z niej wracają, a przy pięćdziesięcioparostopniowym upale robią to z wywieszonym jęzorem to cena wody gwałtownie wzrasta. Do 12, 15, a nawet 20 dolarów za butelkę! Cóż takie jest rozumienie handlu w islamie – towar jest wart tyle, ile klient może za niego zapłacić. A czy jest lepszy sposób zarobienia, niż skorzystanie z faktu, że klientowi język przyschnął do podniebienia? Oczywiście, że nie. Więc arabscy sprzedawcy wody pod Luksorem zarabiają gruby pieniądz.

 

Po tym traumatycznym przeżyciu, kiedy znajomy musiał kupić wodę za kilkadziesiąt złoty jego miłość do przedstawicieli religii pokoju osiągnęła nowe, całkiem mu do tej pory niedostępne wyżyny. A jak jeszcze w internecie zobaczył, jak ci "biedni" uchodźcy na dworcu w Budapeszcie wyrzucają jedzenie, bo nie jest halal (a przez to nadaje sie jedynie dla psów i kobiet) i rozdeptują butelki z wodą, które za darmo dostali od europejskiego frajerów, to stwierdził, że po prostu mu się nóż w kieszeni otwiera.

 

Jak stwierdził oprócz złodziejstwa w handlu w kwestii różnic kulturowych dochodzi mnóstwo innych rzeczy. I to nie tylko traktowanie kobiet, ich okaleczanie, pomysły na wprowadzanie prawa szariatu, czy modły na środku ulicy kiedy muezin zaczyna swoje wycie. Chodzi o wiele spraw całkiem wydawałoby się banalnych, między innymi takich, jak kompletne niedostosowanie osób z tego kręgu kulturowego do norm panujących w Europie. Takich jak usuwanie śmieci, już całkowicie pomijając ich segregacja, ponieważ w Egipcie nie ma nawet czegoś tak banalnego, jak kosz na śmieci. A wszystko co się chce wyrzucić rzuca się pod nogi na ulicy. Panujacy syf jest wszechobecny. Kair jest miastem brudnym do tego stopnia, że znajomy się dziwił, że nie wybuchła tam jeszcze żadna epidemia, która mogłaby wyciąć większość mieszkańców.

 

Jak wyjeżdżał spod piramid to przewodnik kazał zasłonić firankami okna w autobusie. Rzekomo ze względów bezpieczeństwa, jednak znajomy wyjrzał. I zobaczył stosy śmieci wywalonych na pustynię, które pięknie się po niej przemieszczają dzięki pustynnemu wiatrowi. Trudno więc się dziwić stertom śmieci na szlaku uchodźców. W końcu to część ich kultury, którą mają (zdaniem co bardziej durnych polityków w rodzaju Joanny Muchy) nas wzbogacić. A podróże kształcą, czego mój kolega jest najlepszym przykładem.

 

Michał Miłosz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną