Czy Grzegorz Braun potępia narodowców, że nie wysłali uczestników Marszu Niepodległości na rzeź?
W polskiej tradycji tradycji patriotycznej trwa nieustanny konflikt między zwolennikami wysyłania na rzeź młodych Polaków a zwolennikami przetrwania biologicznego narodu.
Przeciw bezsensownemu szafowaniu krwią Polaków występują zazwyczaj środowiska prawicowe, wolnościowe, konserwatywne oraz narodowe. Romantyczna tradycja insurekcyjna popularna jest wśród pseudo prawicy.
Przeciwnicy bezsensownego szafowania krwią Polaków oskarżają dowódców AK o zbrodnię polegającą na wywołanie skazanego na klęskę Powstania Warszawskiego, które doprowadziło do śmierci 200.000 warszawiaków, zniszczenia miasta, a w konsekwencji likwidacji zaplecza dla potencjalnego oporu antykomunistycznego po II wojnie światowej.
O bezsensowne posyłanie Polaków na śmierć oskarżane są też sanacyjne władze II RP, które świadome swej bezsilności wobec Niemiec nie spełniły żądań nazistowskich Niemiec i doprowadziły do zagłady nie posiadającej nowoczesnej armii Polski w 1939 roku.
Jednym z najsławniejszych przykładów cynicznego szafowania krwią Polaków była akcja terrorystów PPS, którzy wmieszali się w tłum wychodzących z kościoła na Placu Grzybowskim ludzi, w tym kobiet i dzieci, ostrzelali wcześniej poinformowaną carską policje i wojsko, po czym doprowadzili do ataku Rosjan i masakry Polaków.
Bezsensownym szafowaniem polską krwią miały być też powstania podczas zaborów, wywoływane – jak uważa wielu - z masońskiej inspiracji w celu realizacji brytyjskich interesów geopolitycznych, którym zagrażała Rosja.
Dziś niektórzy politycy bezsensownie narażają młodych patriotów, wysyłając ich do walki z policją. Choć prawdopodobieństwo śmierci jest minimalne, to zmanipulowani młodzi ludzie mogą w wyniku ostrzału z broni gładkolufowej zostać kalekami. Pewne jest też to, że złapani wylądują w więzieniach, i jako skazani będą mieli kłopoty ze znalezieniem pracy. Zdarzały się też ofiary śmiertelne akcji policyjnych. Wystarczy przypomnieć, że za rzucanie jajkiem w pedalską tęczę młodzi ludzie karani byli mandatami w wysokości 500 złotych.
Liderzy Ruchu Narodowego, Młodzieży Wszechpolskiej czy Obozu Narodowo Radykalnego już kilkukrotnie, w duchu narodowej troski o biologiczne przetrwanie substancji narodowej, nie dopuścili do tego by młodzi polscy patrioci zostali mięsem armatnim w kampaniach politycznych polityków.
Jedną z takich prowokacji była próba wysłania młodzieży na rzeź w czasie okupacji budynku Państwowej Komisji Wyborczej. Wiadomo było, że w chwili zajęcia przez młodzież państwowego budynku protest zostanie brutalnie spacyfikowany, młodzi trafią do wiezień, tracąc nie tylko wolność, majątek, zdrowie ale i możliwość startu w wyborach.
Ostatnio, według mojej subiektywnej opinii (moja ułomna percepcja może nie przenikać głębi refleksji nadawcy komunikatu) Grzegorz Braun wypominał podczas spotkania w Łodzi narodowcom z Ruchu Narodowego, Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo Radykalnego, że nie wszczęli protestów, które moim zdaniem doprowadziły by niechybnie do zamieszek w czasie Marszu Niepodległości, by uwolnić Macieja Ptasznika, którego w czasie wyjazdu z Łodzi zatrzymała policja.
Zdaniem Grzegorza Brauna mężczyźni i politycy powinni uczestników Marszu Niepodległości poprosić o pozostanie na błoniach stadionu narodowego i wysłać kilkusetosobową kolumnę marszowej, do siedziby kompetentnych władz, by uzyskać odpowiedź, kiedy zatrzymany zostanie zwolniony. Zdaniem Grzegorza Brauna tolerowanie zatrzymania przez Ruch Narodowy, puszczenie płazem zatrzymania, ukazało, że narodowcy wpisali się w układ.
Moim zdaniem urządzanie majdanu na błoniach stadionu narodowego w zimną listopadową noc, bez dostępu do toalet, wody, żywności, dachu nad głową, dla 100.000 to pomysł chory (w Kijowie wiadome siły zapewniły uczestnikom majdanu przynajmniej zaplecze socjalne). Wiadomo było, że na odpowiedź w sprawie zatrzymanego należałoby czekać kilkanaście godzin, w trakcie których emocje doprowadziłyby do krwawych zamieszek, a wypadku biernego oporu - do epidemii zapalenia płuc.
Dodatkowo Grzegorz Braun nie precyzuje, co mieliby zrobić uczestnicy Marszu, gdyby władze odpowiedziały, że nie zwalniają zatrzymanego. Trwać dalej na majdanie, rozejść się, czy zaatakować jakiś budynek w Warszawie (pewnie nalejlepsze byłoby jakieś centrum handlowe – byłby tam przynajmniej kebab, toalety i kino)?
Grzegorz Braun nie mówi też, dokąd miałaby pomaszerować kilkusetosobowa kolumna. Zatrzymany był w gestii łódzkiej policji, o aresztowaniu decyduje sąd w Łodzi, a policję nadzoruje w pewnym zakresie wojewoda łódzki. Zważywszy, że Warszawę od Łodzi dzieli 130,5 km, a maszeruje się z szybkością 5 km na godzinę, to marsz zajął by 26 godzin bez przerwy. Oczywiście protestujący mogliby pójść do któregoś z urzędów w Warszawie, po pierwsze pustego, a po drugie niekompetentnego w sprawie.
Co zabawne, w Marszu Niepodległości uczestniczyli aktywiści Pobudki Grzegorza Brauna. Dziwnym trafem nie okupowali oni ani błoni stadionu narodowego, ani nie wyruszyli kolumną marszową by uwolnić zatrzymanego. Zapewne do takiej romantycznej wyprawy przyłączyli by się uczestnicy marszu, którzy w zorganizowanych grupach biegali w poszukiwaniu policji, albo ci, których fantazję rozgrzała woda ognista. Niewątpliwie na czele marszu na kompetentną instytucję mógłby stanąć sam Grzegorz Braun (istniało by jednak ryzyko, że część uczestników wyprawy mogłaby go nie poznać z powodu brody i wziąć za np. Dawida Wildsteina).
Pomimo że kilkukrotnie byłem zatrzymywany i przesłuchiwany za działalność polityczną, nawet prowadzone było przeciw mnie postępowanie o rzekomą nielegalną działalność polityczną, nigdy nie wpadłem na hucpiarski pomysł, by mieć pretensje do ludzi, że nie odbijali mnie z posterunków policji, ryzykując swoje życie, zdrowie i wolność.
Moim zdaniem nie wolno ryzykować krwi, zdrowia, życia, wolności, przyszłości młodych polskich patriotów. Młodzi polscy patrioci mają nie gnić w więzieniach, czy leczyć rany po pacyfikacjach, tylko studiować i robić karierę zawodową, by mieć stabilny fundament do działalności publicznej.
Jan Bodakowski
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl