Meandry agitacji
Kiedy kolejne pokolenia będą uczyć się z podręczników o naszych czasach? Nie wiemy, czy historia w szkołach będzie wtedy zupełnie okrojona, czy też wreszcie doczeka się właściwych proporcji. Może znajdzie się tam też kilka słów o słowach-kluczach do rozumienia epoki oraz postaw: „seksualność”, „media”, „asertywność” – a może jednak o ratowanych heroicznie wartościach…
Nikt ponoć już teraz nie posługuje się bezpośrednio „agitacją”, choć zewsząd i uporczywie atakuje nas ona w najróżniejszych odmianach: od lat niezliczonych specjalizują się w tym lewicowe media, a nieparlamentarnym zapachem można nasiąknąć nawet przezornie omijając je z daleka.
Czym bowiem różni się jedno czy drugie lewicowe medium współczesne od wydania „Płomyczka” z 22 lipca 1951 roku, które właśnie trzymam w dłoni? Na okładce przodownicy i podpis: „Będzie więcej stali – mówią uśmiechnięte twarze młodych hutników”. Co tu daleko szukać: przypomnę tylko kroniki filmowe z 1952 roku przedstawiające Bieruta z pionierską chustą na szyi. I to w towarzystwie dzieci odwiedzających Belweder.
Poprzednia władza teraz też nie odeszła nagle, a jej cień kładzie się kolejnym cieniem na całe lata.
Obsesję naszych czasów na punkcie zdrowego żywienia kojarzyć można najpierw z naczelnym hasłem „Książki kucharskiej” z 1953 roku, z której cytat następujący pochodzi: „Żywienie człowieka, tak samo, jak każda działalność musi opierać się na prawidłowym planowaniu”, a potem z wszechobecną modą w naszych czasach. Przywołać można też hasła i kukły z masy papierowej, przedstawiające wrogów systemu, zupełnie jak w pochodzie majowym ’53,gdy nad maszerującym tłumem unosiła się papierowa kukła bikiniarza oraz „Andersa na białym koniu”. Tyle, że kukły mają teraz gębę lewicy.
Propagowana w latach 1950-53 wręcz pedantyczna czystość w domach na miejsce potrzeb kultury wysokiej wolnej od stalinizmu ma swoją współczesną odmianę w teście „białej rękawiczki”, a ogłoszona w 1948 roku akcja „W”, wymierzona w choroby weneryczne, której rozprzestrzenianiu sprzyjały migracje ludności (argument z epoki – przyp. M.C.) powinna mieć swój odpowiednik w zwalczaniu paskudztw chorobowych roznoszonych przez imigrantów.
Skoro niewielu młodych ludzi w naszych czasach wychowywanych jest nie w dobrych rodzinach (nie chodzi o proweniencję, lecz emanację dobra – przyp. M.C.), lecz w duchu „robociarskim”, to już nawet poszukiwanie kolejnych analogii straszy jak cień za plecami na miejsce pary skrzydeł.
Nie szukam uparcie analogii, lecz zauważam je „en passant”.
Meandry agitacji wciągają nawet najbardziej opornych. Bez względu na to, kto akurat u władzy.
Marta Cywińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl