Obrońcy demokracji dostali w łeb?
Obrońcy demokracji przez podnoszącym głowę „faszyzmem” mają dodatkowy problem.
Chodzi o to, że „policmajster powinność swej służby zrozumiał”, to znaczy – pan Prokurator Generalny dopatrzył się „złamania prawa” w wyborze dwóch dodatkowych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego. Jak pamiętamy, koalicja PO-PSL, świadoma politycznej porażki, postanowiła pójść na skróty, dzięki siuchcie, do jakiej doszło wcześniej z udziałem pana prof. Andrzeja Rzeplińskiego, prezesa Trybunału Konstytucyjnego i jego zastępcy, którzy napisali „pod siebie” projekt nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
Skoro dzięki siuchcie z panem prezesem Trybunał Konstytucyjny wydawał się zblatowany tym bardziej, że pan prezes Rzepliński działał w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która tylko w roku bieżącym została wsparta milionem dolarów przez finansowego grandziarza Jerzego Sorosa, za pośrednictwem Fundacji Społeczeństwa Otwartego. Finansowy grandziarz angażuje się finansowo w wspieranie nieubłaganego postępu. Co z tego ma – to osobna sprawa – ale nie ulega wątpliwości, że alimenty otrzymywane przez Helsińską Fundację od grandziarza, wystawiają na próbę również niezawisłość Trybunału Konstytucyjnego.
Ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej. Wprawdzie Trybunał wydawał się zblatowany, ale co to komu szkodzi, by był zblatowany jeszcze bardziej? Toteż koalicja PO-PSL rzutem na taśmę wcisnęła do Trybunału jeszcze dwóch sędziów – jestem pewien, że w przekonaniu, iż za to wciśniecie będą dozgonnie wdzięczni – oczywiście w granicach sławnej sędziowskiej niezawisłości, to jasne! Te rachuby nie były chyba bezpodstawne, jeśli się zważy, że ci sędziowie pozwolili się w takim trybie wybrać.
Mając tedy Trybunał Konstytucyjny zblatowany aż do przesady, to znaczy – ponad konieczną potrzebę, koalicja PO-PSL była pewna, że mimo przegranej w wyborach, dzięki zblatowanemu Trybunałowi nadal będzie w pozycji wygranej, bo sławna niezawisłość sędziowska zawsze podpowie sędziom, jakie stanowisko powinni zająć, żeby było dobrze. Aliści PiS zachowało się niesportowo, stwierdziło, że uchwały o wyborze sędziów „nie mają mocy prawnej”, a w dodatku prezydent nie odebrał od niektórych wybrańców ślubowania, wskutek czego nie mogli podjąć żadnych czynności. Środowiska przerażone perspektywą utraty alimentów, otrzymywanych w nagrodę za wysługiwanie się, basowanie i wspieranie koalicji PO-PSL, no i oczywiście – konfidenci, których rozbudowana armia stanowi podstawowe narzędzie okupacji naszego nieszczęśliwego kraju przez bezpieczniackie watahy – więc te wszystkie środowiska podniosły klangor „w obronie demokracji” zagrożonej przez podnoszący głowę „faszyzm” w nadziej, że „faszyści” się zacukają, swoje uchwały uznają ze wstydem za „pozbawione skutków prawnych”, a gdyby nie – że klangor podniesiony „w obronie demokracji” zachęci ludzi do wyjścia na ulice.
Wspomniał o tym podczas nocnej sejmowej debaty podejrzewany o czerpanie zysków z cudzego nierządu poseł dziwnie osobliwej trzódki pana Ryszarda Petru, a w cywilu („cywił ci ja, cywił!”) dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu, pan Krzysztof Mieszkowski, więc nieomylny to znak, że RAZWIEDUPR dopuszcza również taką możliwość, a ponieważ idioci bywają szczerzy, to pan Mieszkowski bąka puścił.
Kto wie, czy po takim artyleryjskim przygotowaniu („Artileristy! Stalin dał prikaz!”) płomienni obrońcy demokracji nie podjęliby próby złożenia z urzędu pana prezydenta Andrzeja Dudy – no bo jakże inaczej, skoro złamane zostało prawo?
Tymczasem „jak zgrzyt żelaza po szkle” w tym klangorze dał się słyszeć głos Prokuratora Generalnego, że wybór 2 dodatkowych sędziów do TK był niezgodny z prawem. Wprawdzie niezawiśli sędziowie TK mogą Prokuratora Generalnego przegłosować, bo w demokracji wiadomo – im większa Liczba, tym słuszniejsza Racja, ale w beczce miodu łyżka dziegciu się pojawiła, w następstwie czego Racja płomiennych obrońców demokracji już nie będzie taka przekonująca, jakby chcieli.
Strasznie się wskutek tego sytuacja woków Trybunału Konstytucyjnego zapętliła i jeśli ktoś po tym wszystkim będzie jeszcze wierzył w niezawisłość Trybunału, to mogę uważać go za wyjątkowo ciężkiego idiotę. Wyjątkowo ciężkiego – bo w sytuacji, gdy sędziów do TK wybiera Sejm – organ upolityczniony aż do przesady, to jakże z tej rozpanoszonej polityczności może się wyłonić apolityczny Trybunał?
Ponieważ coraz częściej pojawiają się głosy wskazujące na potrzebę zmiany konstytucji, to de lege ferenda postulowałbym zmiany następujące. Po pierwsze – odejść raz na zawsze od systemu parlamentarno-gabinetowego na rzecz systemu prezydenckiego. Prezydent już teraz jest wybierany w głosowaniu powszechnym, więc ma demokratyczny mandat znacznie silniejszy, niż jakikolwiek prezes Rady Ministrów. Tymczasem kompetencje rozdzielone są odwrotnie; prezydent prawie nie ma samodzielnych uprawnień władczych, w które autorzy konstytucji z 1997 roku wyposażyli premiera. Jeśli zatem wprowadzony byłby system prezydencki, to trzeba by tez odstąpić od zasady, że sędziów Trybunału wybiera Sejm. Sejm bowiem w tej sytuacji występuje jakby sędzia we własnej sprawie, bo przecież Trybunał ocenia zgodność z konstytucją ustaw, które produkuje Sejm. Nie jest zatem wskazane, by Sejm wybierał sobie oceniacza swojej własnej działalności, no a poza tym – jakże z upolitycznionego Sejmu ma się wyłonić apolityczny Trybunał?
Dlatego druga propozycja polega na tym, by Krajowa Rada Sądownictwa przedstawiała na każdy wakat w Trybunale trzy kandydatury prezydentowi, a ten dokonywałby wyboru – ale tylko spośród trójki przedstawionej mu przez Krajową Radę Sądownictwa.
Stanisław Michalkiewicz
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl