Z królewską wizytą u poddanych [FELIETON]
Jerzy V (1865- 1936)– król Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii i cesarz Indii okazał się postacią fascynującą dla współczesnej kinematografii. W czasie I wojny światowej zmienił nazwisko na Windsor, albowiem świadczące o jego o niemieckim pochodzeniu Coburg kojarzone było z Niemcami. Za jego rządów Imperium brytyjskie stając się największym imperium w historii ludzkości. Uroczystość koronacyjna odbyła się 22 czerwca 1911 roku w opactwie westminsterskim. Ceremonię zarejestrował pierwszą na świecie ręczną kamerą filmową Kazimierz Prószyński – niestety przez wiele lat zapomniany reżyser, inżynier oraz konstruktor pionierskich aparatów kinematograficznych oraz kamer filmowych. Pionier polskiej oraz światowej kinematografii.
W jakim zatem filmie został uwieczniony król Jerzy V? I to podczas niezwykłej wizyty u brytyjskich poddanych? Melomani odgadną bezbłędnie! Historię bohaterów "Downton Abbey" kontynuuje film pod tym samym tytułem. Nie jest to jednak bezpośrednie rozwinięcie wątków w serialu, gdyż ten skończył się w satysfakcjonujący sposób, lecz samodzielna historia pokazująca jak potoczyły się losy mieszkańców Downton po zakończeniu serialu. Głównym wątkiem filmu, rozgrywającego się w 1927 roku, jest wizyta pary królewskiej. Z oczywistych powodów wywołuje to wielkie zamieszanie zarówno wśród rodziny i służby. Wizyta i parada na cześć króla i królowej będą przyczyną wielu zabawnych ale i dramatycznych zdarzeń.
Możliwość ponownego spotkania z bohaterami "Downton Abbey" było prawdziwą przyjemnością. W filmie pojawiają się wszyscy mieszkańcy zamku, zaś fabuła, choć stanowi zamkniętą całość, jest jednocześnie logiczną kontynuacją tego co widzieliśmy w serialu. Każdy dostaje tu swoje pięć minut, ponadto sporo tu wątków komediowych. A gra aktorska? Jak zwykle na najwyższym poziomie. Niezrównana Maggie Smith jako obdarzona ciętym językiem nestorka rodu kradnie każdą scenę ze swoim udziałem; Jim Carter jako zawsze dystyngowany i uroczo staroświecki a jednocześnie obdarzony gołębim sercem pan Carson; emanująca klasą i ciepłem Elisabeth McGovern jako Cora... jak zawsze żałuję, że nie mogę wymienić wszystkich aktorów i ich kreacji. Doskonale uzupełniają się ze scenariuszom tworząc tak niezapomnianych i budzących sympatię bohaterów.
Jednocześnie odnoszę wrażenie, że forma filmu nie pozwala fabule w pełni rozwinąć skrzydeł. Wizyta pary królewskiej jest motywem przewodnim, ale historie poszczególnych bohaterów sprowadzają się nierzadko do kilku scen. Żeby nie zdradzać zbyt dużo Tom Branson czyli Irlandczyk i republikanin w pewnym momencie musi stanąć w obronie monarchy znienawidzonego przez wielu jego ziomków. Sytuację te poprzedza kilka krótkich scen otwierających wątek, później sytuacja robi się dramatyczna, następuje punkt kulminacyjny i koniec. Wątek ten mógłby być rozpisany na kilka odcinków serialu, stworzyć otoczkę niepewności i rosnącego napięcia, a tak kończy się zbyt szybko nie wykorzystując całego potencjału.
Skrótowość wydarzeń nie zniszczyła jednak przyjemności, jaką czerpałem z oglądania filmu. To wciąż pełna uroku i humoru opowieść, która nie jest jednak pozbawiona sporej nuty melancholii. Nawiązując do ostatniej transzy serialu wciąż ogrania nas nastrój końca epoki i niepewnej przyszłości o czym najlepiej świadczą dylematy lady Mary oraz rozmowa między panem Carsonem i panią Carson.
Ponieważ już w marcu ukaże się drugi film o Downton Abbey o podtytule "Nowa era" przyszłość posiadłości wciąż pozostaje pod znakiem zapytania. Pozostaje mieć nadzieję, że nawet, jeśli przyszłością bohaterów jest kryzys z 1929 roku i II wojna światowa ich losy potoczą się pomyślnie. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość dla miłośników perypetii Crawleyów i ich służby.
Stefan Dziekoński
Źródło: Stefan Dziekoński