Stanisław Michalkiewicz: Marzenia chłopców i dziewcząt [FELIETON]

0
0
0
/

Już podczas przyjazdu do Polski 10 marca br. pani Kamali Harris, której przemówienie prezydenta Dudy skojarzyło się z czymś bardzo śmiesznym, można było zaobserwować nienaturalne pobudzenie naszych Umiłowanych Przywódców.

Pani Kamala zapowiedziała, że Stany Zjednoczone sypną złotem zarówno na uchodźców, jak i na wzmacnianie wschodniej flanki NATO – i rzeczywiście – następnego dnia Senat wysupłał na to wszystko i jeszcze na inne rzeczy 14 miliardów dolarów, toteż nic dziwnego, że nasi Umiłowani Przywódcy wpadli w stan emocjonalnego pobudzenia. Zaraz potem, jak tylko pani Kamala wyjechała, Naczelnik Państwa 15 marca odbył wyprawę kijowską, podczas której ogłosił koncepcję wyprawienia na Ukrainę uzbrojonej po zęby misji pokojowej NATO. Czy kazała mu to ogłosić pani Kamala, czy też uczynił to z powodu emocjonalnego pobudzenia – o to mniejsza, bo chociaż rządowa telewizja otrąbiła wielki sukces, a i nierządne też, tylko trochę powściągliwiej, jako że Donaldowi Tuskowi ani taki pomysł nie przyszedł wcześniej do głowy, ani – co jest zrozumiałe – Nasz Złoty Pan z Berlina niczego takiego mu nie kazał – to zarówno Unia Europejska, jak i NATO odniosły się do koncepcji Naczelnika Państwa chłodno, bo – jak się okazało – ogłosił ją on beż żadnych pełnomocnictw od nikogo. Wydawało się, że w tej sytuacji wszystko zakończy się wesołym oberkiem, tym bardziej, że Naczelnik Państwa mógłby ubiegać się o Virtuti Militari za odwagę, ale pani Psaki z Białego Domu, ni stąd, ni zowąd powiedziała, że koncepcja Naczelnika będzie “rozważana”. Przez kogo będzie “rozważana”? Tego pani Psaki już nie powiedziała, ale możemy się domyślić, że przez prezydenta Bidena, który po nieudanym eksperymencie z MiG-ami 29, dostrzegł szansę na kolejny eksperyment, który wepchnie Polskę, a może nawet inne państwa Europy Środkowej do wojny z Rosją po stronie Ukrainy. Ale inne państwa Europy Środkowej też zareagowały powściągliwie, a zwłaszcza Węgry, których premier, pod presją Naszego Najważniejszego Sojusznika, wprawdzie musiał zaćwierkać w chórze, ale jednocześnie odmówił tranzytu przez Węgry broni dla Ukrainy, a także – przyłączenia się do nowych sankcji przeciwko Rosji, które państwa miłujące pokój każdego dnia wymyślają na wyścigi. Toteż prezydent Biden postanowił stanąć w Europie własną osobą w przekonaniu, że sama jego obecność zmobilizuje tubylczych polityków do większego zaangażowania. Jednak tubylczy politycy podczas szczytu NATO udzielali odpowiedzi wymijających, że owszem, kiedyś, chyba raczej na pewno tak – i tak dalej. I tylko prezydent Andrzej Duda pokazał zaangażowanie oświadczając, że Polska jest wystarczająco dużym krajem, by można było pochować w nim wszystkich najezdników. To pewnie prawda – ale warto zwrócić uwagę, że Ukraina jest jeszcze większym krajem, a Rosja – jeszcze większym, więc tam można by pochować jeszcze więcej bohaterów. Ale pan prezydent Duda pewnie sobie takimi refleksjami głowy nie zawracał, bo przepełniać go musiało rozkoszne oczekiwanie na moment, kiedy prezydenta Bidena ujrzy w Polsce twarzą w twarz. Ale i prezydent Biden znalazł się na poziomie i - jak przystało na wujka z Ameryki - chyba przywiózł ze sobą różne prezenty. Czy przypadkiem nie dlatego Naczelnik Państwa w dniu przyjazdu prezydenta Bidena oznajmił, że “ma wyjaśnienie całości” katastrofy smoleńskiej? To ciekawe, że ogłosił to dopiero teraz, chociaż Antoni Macierewicz swój raport, w którym “niezbite dowody” o zamachu zaprezentował już dawno, więc chyba nie na jego podstawie wyjaśnił sobie całość. Zresztą sam powiedział, że “prości ludzie” wychodząc z kościołów od razu mówili, że to “zamach”. Skoro “prości ludzie” tak mówili, to oczywiście nie można mieć co do tego żadnych wątpliwości, chociaż zastanawia okoliczność – po pierwsze – dlaczego Antoni Macierewicz tak długo badał sprawę, skoro “prości ludzie” od razu spenetrowali prawdę? Po drugie – to wprawdzie Naczelnik Państwa “ma wyjaśnienie całości”, ale z jakichś zagadkowych przyczyn wstrzymuje się z opowiedzeniem tego stęsknionemu narodowi, który przez ostatnie 10 lat dążył i dążył do prawdy? Ale i ta “całość” też sprawia wrażenie niekompletnej, bo Naczelnik Państwa powiedział, że wiadomo “co się stało”, ale nie wiadomo – kto. W tej sytuacji nadal nie wiemy, czy przyczyną upadku samolotu – bo właśnie to się stało 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, był sławny “błąd pilota”, czy też ktoś – kto? - do samolotu wsadził bombę, a właściwie aż dwie, no i gdzie to zrobił – czy na lotnisku w Warszawie, czy już w powietrzu?

Tak czy owak, zyskaliśmy dodatkowy powód, żeby rozprawić się z Putinem, a właściwie z Rosją, bo – jak przytomnie zauważył pan Maciej Strzembosz – nawet gdyby Putina zabrakło, to Rosja nadal będzie istniała, ze wszystkimi tego konsekwencjami. W tej sytuacji nie ma rady; trzeba dobić gada w jego legowisku – jak to pisał w powieści “Wiosna nad Odrą” literat Edward Kazakiewicz, który tak naprawdę nazywał się chyba inaczej, bo pierwsze swoje utwory publikował w jidysz. W tej powieści sowieccy artylerzyści (“Artileristy! Stalin dal prikaz!”) tak właśnie kierują ogniem: “W legowisko faszystowskie – ognia!” Toteż “Polska musi się ogarnąć – pisze pan Strzembosz. - Ma szansę wreszcie zagrać powyżej swojej wagi, wyłącznie dzięki bohaterstwu Ukraińców i społecznej postawie wobec uchodźców z Ukrainy.” Ale, żeby tego dokonać, trzeba by opozycja dogadała się z prezydentem Dudą, spuściła z wodą Naczelnika Państwa, a wtedy już nic nie będzie stało nam na drodze ku świetlanej przyszłości, to znaczy – do połączenia się z Ukrainą przynajmniej scisłym sojuszem. Wtedy “staniemy się realnym, a nie wydumanym partnerem Stanów Zjednoczonych”, a przy okazji – spełni się “marzenie Jerzego Giedroycia o antyrosyjskim sojuszu w Europie Wschodniej”. Jak widzimy – dla każdego (no, prawie każdego) coś miłego: i strategiczne partnerstwo z USA i jednocześnie spełnienie marzeń Jerzego Giedroycia – czegóż chcieć więcej? Więc nie ma co się dłużej namyślać, tylko poprosić pana Prezydenta Bidena, Naszego Strategicznego Partnera, o pozwolenie wysłania uzbrojonej po zęby polskiej misji pokojowej na Ukrainę. Co będzie potem? Jak to co? Jak zwykle: “Szlachta na koń siędzie, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie” - pisał Adam Mickiewicz w “Panu Tadeuszu”. A potem – jak zwykle – bolesny powrót do rzeczywistości: “A potem Adam i cholera, a potem Juliusz i suchoty – o filareci, biedne dzieci, kochany kraju złoty” - pisał poeta, tylko inny. A teraz zawczasu trzeba będzie zaangażować jakiegoś nowego poetę, może pana Jasia Kapelę który, siadłszy na ruinach, będzie opłakiwał poległych.

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: Stanisław Michalkiewicz

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną