Jak wygrać niedzielę
Co nagle, to po diable-mówi polskie przysłowie. Znamy też „złotą” sentencję „spiesz się powoli’. Otóż to. Ale jak zrobić, żeby Polacy odzyskali wolne od pracy niedziele w handlu? Tego po raz kolejny domaga się NSZZ Solidarność, chcąc przywrócić niedziele rodzinie, która ma coraz mniej dla siebie czasu i okazji, by przynajmniej spotkać się na niedzielnym obiedzie.
A w handlu przeważnie pracują kobiety, które ten wspólny obiad przygotowują: matki, żony, młodsze wiekiem babcie i narzeczone. Dzięki uporowi handlowców z Solidarności udało się wywalczyć krótszy czas pracy sklepów w Wigilię, co spotkało się z ogólnym zrozumieniem Polaków. Dzięki ”S” i PiS-owi wywalczono w Sejmie wolne od handlu święta kościelne i państwowe. I choć dzień wcześniej w sklepach obserwować wtedy można zakupową gorączkę (zupełnie o dziwo, np. znika chleb!), ludzie na ten zakaz przystali.
Ale niedziele, obawiam się, nie przejdą bez ostrej krytyki. Polacy na ogół mało wiedzą, jak z handlem w niedziele jest w innych krajach UE. Że wolne od handlu niedziele są w zlaicyzowanej Francji( gdzie tego dnia funkcjonują tylko sklepy prowadzone przez Arabów i przedstawicieli innych wyznań niż katolickie. Wolne od handlu mają pracownicy sklepów w Austrii, Włoszech i –generalnie, mimo wyjątków- w Niemczech. Nie wyliczam innych krajów, bo jest ich więcej. Wmówienie Polakom, że z niedzielami i sklepami otwartymi 24 h jest u nas tak jak na Zachodzie było więc kłamstwem. Jednak, o dziwo!, Polacy w te niedziele czynnych sklepów i supermarketów weszli jak w masło. Duże galerie handlowe są tego dnia wypełnione całymi rodzinami, które robią żywnościowe zakupy na cały tydzień, ale kupują też artykuły odzieżowe lub przemysłowe, bo – nie oszukujmy się- często w tygodniu nie mają czasu, by przymierzyć i kupić dzieciom czy sobie buty. Mają co robić zlokalizowane w galeriach zakłady fryzjerskie i pralnie.
Można oczywiście grzmieć, że w kraju, w którym aż 92 proc. społeczeństwa deklaruje się jako katolicy, przykazanie „pamiętaj, abyś dzień święty święcił” jest notorycznie nieprzestrzegane nawet przez tych 39,1 proc, którzy regularnie do kościoła w niedziele chodzą , przyjmują sakramenty.
Czy zauważyliście jak sprytnie rozlokowały się „Biedronki”? U mnie w dzielnicy wszystkie „otworzyły się” obok kościołów. Stało się już tradycją, że po zakończeniu niedzielnej Mszy. św. wierni z kościołów wezbraną falą płyną do marketów (natychmiast brakuje wózków) , i na prośbę tychże katolików, „Biedronki” przedłużyły w niedziele do godz. 21 czas pracy swoich placówek, by „wierni” zdążyli kupić jeszcze to i owo po ostatnim wieczornym nabożeństwie.
Czy wszystkie zakupione przez nich artykuły są pierwszej potrzeby? Skądże. Ale jeśli porozmawiać z ludźmi, czy mają świadomość, że łamią Boskie przykazanie, ze wstydem mówią, że tak. Wyraźnie widać, że przyzwyczajenie stało drugą naturą. Pranie mózgów i redukowanie ludzi do roli konsumentów, które trwało przez ćwierć wieku polskiej transformacji, przynosi zatrute owoce. Księża i Ewangelia sobie, ludzie- sobie. Uruchomienie parę lat temu kościoła w gmachu supermarketu, bodajże w Katowicach, wywołało kontrowersje, ale może „w tym szaleństwie jest metoda? Tym bardziej, że wielu Polaków ma nienormowany czas pracy, zwłaszcza ci na śmieciówkach muszą pozostawać w dyspozycji pracodawcy niemal non stop. Niech no tylko spróbują zaprotestować. 2 mln Ukraińców pracujących u nas legalnie i „na czarno” już przebiera nogami. Chętnie podmienią Polaków. Zaraz jeszcze jako konkurencja dojdą uchodźcy. Dla pracodawców „żyć nie umierać” .
Nie twierdze, że handlowcy z Solidarności nie mają racji, chcąc wolne niedziele przywrócić rodzinom. Mają. Tyle tylko, że odgórnym zakazem nie da się rozwiązać problemu, bo wymaga on również wielu uregulowań związanych z czasem pracy innych ludzi, z których zrobiono homo faber. Przez 25 lat wbijano nam co innego do głowy. Dlatego „odbicie” wolnych niedziel tez wymaga czasu, debaty,przekonywania, konsensusu związków zawodowych wszystkich branż, mądrego przekazu przez kapłanów nauczania Ewangelii. A w ogóle to cieszę się, że Solidarność powróciła do podjętej o niedziele walki. I życzę powodzenia.
I jeszcze jedno. Oczywiście - „komuna” była zła. Nie ma co do tego wątpliwości, ale sklepy w niedzielę były w okresie PRL ustawowo zamknięte (dwa razy do roku przed świętami zarządzano tzw. handlowe niedziele). Nie z powodów religijnych, tylko dlatego ,że uznano, iż także pracownikom handlu należy się odpoczynek. Do 16- 17 pracowały wyłącznie kwiaciarnie i sklepy winno-cukiernicze. To było normą. Ale norma się zmieniła, gdy tylko zaczęły rządzić wilcze prawa kapitalizmu bardziej drapieżnego niż w socjalnej Europie. Funkcjonować zaczęły całodobowe sklepy i supermarkety Jakże byliśmy z tego dumni, bo przynajmniej pod tym względem –jak wydawało się niektórym i wmawiała to propaganda- jest u nas jak na Zachodzie. Skończyło się kupowanie alkoholu na melinach, gdy skończył się zapas podczas imprezy, co miało o tyle dobre strony, że nie zdarzały się tak często zatrucia od alkoholu nieznanego pochodzenia. Można też było późnym wieczorem skoczyć po chleb i coś do chleba.
Potem się okazało, że wpadliśmy jak śliwka w kompot, bo przez brak harmonii między pracą, a czasem wolnym, rozwala nam się rodzina. Rozluźniają więzy przyjacielskie, bo nie ma na nie czasu. Ten nieludzki model kapitalizmu, który daliśmy sobie wepchnąć, zdeformował relacje międzyludzkie. Dobrze byłoby niektóre proporcje mądrze odwrócić. Ale sądzę, że samym zakazem się nie da. Tym bardziej, że niedzielne wędrówki po handlowych galeriach, oglądanie wystaw i towarów, czasem też występów artystycznych gwiazd, które w supermarketach „biorą eventy’’– to także dla wielu atrakcyjna forma spędzania wolnego czasu i namiastka kultury. Gdy prawdziwa kultura stała się luksusem, a wielu rodzin nie stać na bilety do teatru czy kina – jedyna atrakcja. Darmowa. Tylko czy za tę darmową atrakcje nie płacimy zbyt wysokiej ceny?
Alicja Dołowska
Źródło: prawy.pl