Co z naszą armią? (FELIETON)

Od jakiegoś czasu coraz więcej ludzi jest zaniepokojonych rzekomym rozbrajaniem Polskich zasobów zbrojnych. Powtarzają jakieś teorie rodem chyba z TVN czy „Gazety Wyborczej” o naszej militarnej mizerii. – Czym będziemy się bronić, gdy na nas napadnie wróg? Dowodziła mi moja rozmówczyni – chyba pójdziemy na odsiecz z szabelkami.
Na tak niemądre słowa warto odwołać się do faktów. W analizie problemu nie sposób pominąć lata rządów PO-PSL. Wówczas to dokonywała się prawdziwa dewastacja naszych sił zbrojnych. Władzę wówczas przejęli ludzie, którzy świadomie wojsko redukowali. Przez osiem lat zlikwidowali 629 jednostek organizacyjnych Wojska Polskiego. Sięgali po 1. Warszawską Dywizję Zmechanizowaną im. Tadeusza Kościuszki aż po małe jednostki wojskowe, które funkcjonowały w terenie. Uwzięli się zwłaszcza na jednostki na tzw. bramie brzeskiej, historycznie najgroźniejszym kierunku dla nas. Zlikwidowano brygadę w Lublinie, batalion odpowiedzialny za rozpoznawanie sytuacji na tym kierunku, pułk przeciwpancerny w Suwałkach. Zwłaszcza w 2011 roku likwidowano wszystko z zaciekłością. Przestało istnieć 15 dywizjonów obrony przeciwrakietowej.
W miejsce zlikwidowanych jednostek nic nowego nie powstawało. Postępowali chyba zgodnie z polityką resetu z Rosją. Taka była polityka Berlina, a my chcieliśmy mieć dobre relacje z Niemcami. Dowodzono, że Niemcy są naszą gwarancją bezpieczeństwa. Nigdy tak nie było i nie będzie. Dla nich najważniejsze są relacje z Rosją.
Na niebezpieczeństwo takiej polityki wskazywał zarówno śp. Lech Kaczyński, który wielokrotnie mówił o zagrożeniach wolności dla Europy Środkowo-Wschodniej. Pamiętne są jego słowa z Tbilisi. To wówczas Gruzja została zaatakowana przez Rosję. Lech Kaczyński przestrzegał, że Rosja nie odpuści swoich militarnych ambicji. Mówił: dziś Gruzja, jutro Ukraina, potem państwa bałtyckie, a w dalszej kolejności Polska. Obecnie brzmi to jak ponure proroctwo, które się realizuje na naszych oczach za wschodnią granicą.
Ludzie, którzy tego nie rozumieją, uważają, że nasz rząd zbyt dużo pomaga Ukrainie. A przecież gdy Ukraina upadnie, droga na zachód dla Rosji zostanie otwarta. Wtedy pierwszym łupem stanie się Polska. Mówi o tym jasno watażka Putina, Kadyrow.
Dziś już chyba wszyscy wiemy, że inwazja tzw. uchodźców na naszą granicę z Białorusią była planem Kremla. Chcieli nas zalać niekontrolowanymi uciekinierami ekonomicznymi, aby nas osłabić i uniemozliwić późniejszą pomoc dla ukraińskich uchodźców wojennych. Ich plan się na szczęście nie powiódł. Wschodnia granica została uszczelniona.
A my możemy realizować nasz plan. Wsparliśmy Ukrainę, nie osłabiając Wojska Polskiego, a wzmacniając go. Ubytki uzbrojenia zostają zastąpione nowoczesnym sprzętem, zarówno tym pochodzącym z republiki Korei, jak i sprzętem amerykańskim. Pozyskaliśmy czołgi, haubice i samoloty. Ten sprzęt już do nas dociera, żołnierze na nim ćwiczą. Są już u nas czołgi K2, są armatohaubice, a do końca tego roku będą samoloty FA-50. To sprzęt supernowoczesny.
Zakupy na dużą skalę ruszyły w 2022 r. Choć już wcześniej kupowaliśmy sprzęt od USA. Patrioty zostały zamówione w 2018 r. , HIMARS-y w 2019, F-35 w 2020, bayraktary i abramsy w 2021.
Zakupy na taką skalę są możliwe dzięki ustawie o obronie Ojczyzny, którą jeszcze przed wojną przygotowano w MON, a później zatwierdził ją rząd i Sejm. Ustawa ta zastąpiła tę starą jeszcze sprzed 1969 r.
Zwiększa się także liczebność Wojska Polskiego, to też odzew na kampanię „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”. W ub. r. do armii wstąpiło 13 742 zawodowych żołnierzy. Obecnie w Wojsku Polskim pod bronią mamy 164 tys. żołnierzy.
Tworzymy najsilniejszą armię lądową w Europie po to, abyśmy byli bezpieczni i w razie potrzeby mogli się obronić. Uczymy się od najsilniejszej armii świata, od Stanów Zjednoczonych. Armia nasza ma być silna, liczna, wyposażona w nowoczesną broń, aktywna w NATO.
Jaki ma być docelowy kształt naszej armii? Z powodu wojny na Ukrainie sytuacja jest zmienna, trzeba reagować na nowe wyzwania. Ale fundamenty są ciągle takie same. Nasza armia to co najmniej 300 tys., z 50 tys. żołnierzy z WOT. 1 tys. czołgów K2 i 366 Abramsów. Sześć dywizji, z tego cztery już są, a budujemy piątą w województwie podlaskim. Odtwarzamy garnizony, które rozwiązał rząd poprzedni. Odtwarzamy też zlikwidowane poprzednio jednostki artyleryjskie. A czołgi K2 trafią również do województwa warmińsko-mazurskiego. Szczególnie rozwijamy 16 i 18 dywizję, która będzie broniła bramy brzeskiej. Dlatego otrzyma czołgi Abrams. To będzie 18 Dywizja Zmechanizowana im. Gen. broni Tadeusza Buka. Odtwarzamy także zdolności produkcyjne amunicji.
Oddaliśmy przestarzałe MiGi, a tę lukę zastąpimy samolotem szkoleniowo-bojowym FA-50. Nie planujemy przekazania Ukrainie samolotów F-16, bo mamy ich tylko 48.
Żołnierze polscy nie walczą na Ukrainie, Szkolimy jedynie u nas ich żołnierzy wojsk lądowych. Będą szkoleni na leopardach, nie szkolimy pilotów.
Gdy Zjednoczona Prawica wygra jesienne wybory, wszystkie te plany dotyczące naszej armii będą realizowane. W br. r. na zbrojenie wydamy rekordowe środki. Ale nie ma innego wyjścia, gdy chcemy być niepodlegli przy tak krwiożerczym sąsiedzie, jakim jest Rosja.
Maria Górzna
Źródło: Redakcja