Starcie Niedzielskiego z Piskułą (FELIETON)
Czasami jest tak, że kiedy leją się dwie strony, z których każda jest twoim wrogiem, albo obu nie lubisz, to jedyne co człowiekowi pozostaje to jak mówią Chińczycy „usiąść na wzgórzu i patrzeć jak walczą tygrysy”.
Co prawda w tym przypadku nie ma mowy o walce dorodnych przedstawicieli rodziny kotowatych, ponieważ z jednej strony mamy przerośniętego yorka, a z drugiej ratlerka, który uważa, że jest lwem. Za którym stoi całe stado hien, szakali, sępów i innych padlinożerców, za których osobiście uważam większość lekarzy w Polsce, a szczególnie tych z Izb Lekarskich i kapturowych sądów lekarskich. Na nich nie mam żadnego określenia, które nie byłoby wulgaryzmem.
Kibicuję nikomu, czyli obu stronom
Czasami po prostu patrząc na to, kto się bije to nie ma komu kibicować, albo kibicuje się obu stronom, żeby jak najbardziej wklepały swojemu adwersarzowi. Tak było w przypadku walk Wehrmachtu z Armią Czerwoną, NKWD z UPA, Rosjan z Ukraińcami, Murzynów z Arabami pod łódzkim akademikiem, kibiców Maccabi Tel-Aviv z kibicami Dynama Kijów, czy transwestytów z feministkami na love paradzie. Po prostu wtedy kibicuję obu stronom, jednocześnie nie kibicując nikomu. Mogę chińskim wzorem usiąść na wzgórzu, otworzyć piwo i orzeszki i obie strony zachęcać do wymiany obelg, ciosów, kul, granatów i bomb. Ponieważ jestem naturalnie neutralny i jako taki nie mieszam się w nieswoje wojny. Tak wiem – to dość rzadka postawa w naszym narodzie od setek lat hołdujący głupiemu hasłu „za wolność waszą i naszą”, (więc mogę stwierdzić, że chyba nawet nie jestem prawdziwym Polakiem).
O co poszło naszym pysiaczkom
Otóż niejaki Piotr Pisula, były przewodniczący Porozumienia Rezydentów (jak on mnie wtedy wkurzał swoim chamstwem i wyszczekaniem), obecnie niezwykle aktywny działacz wielkopolskiej izby lekarskiej polazł do stacji TVN i krytykował nowe zasady dotyczące wystawiania recept na leki psychotropowe. A potem okazało się, sam sobie ten lek przepisał. A dzień później Adam Niedzielski ujawnił całą sytuację na twitterze. I po tym wpisie rozpętała się burza (użyłbym tu innego określenia mówiącego z czego owa burza była). Od razu zarzucano ministrowi zdrowia ujawnienie danych wrażliwych i zapytano, na jakiej podstawie miał do nich dostęp. A Naczelna Izba Lekarska zapowiedziała złożenie zawiadomienia do prokuratury, a także wystąpienia do RPO i UODO, a Porozumienie Rezydentów znowu nawołuje do protestów. Prawnicy i to nie tylko antyrządowi potwierdzili, że minister zadziałał wbrew przepisom. Co też jest prawda. I co dalej miało miejsce w tym starciu tytanów, sorry – w starciu gigayorka z ratlerkiem? Piotr Piskuła jest młodym lekarzem, ale ma już wszystkie najgorsze cechy przedstawicieli tego zawodu i gdyby go kiedykolwiek i gdziekolwiek spotkało coś złego, to bez względu na naturę owego zła bym mu kibicował. Oczywiście złu, a nie Piskule.
I tak prezes Naczelnej Rady Adwokackiej adwokat Przemysław Rosati „wystosował pismo do premiera Mateusza Morawieckiego”. W którym stwierdził, że: „ujawnienie przez członka polskiego rządu wrażliwych informacji jest jawnym złamaniem Konstytucji RP. Jak przypomina, zgodnie z art. 47 Konstytucji RP każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. Jednocześnie w myśl art. 51 ust. 2 Konstytucji RP władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym”. I dalej „krytyczna wypowiedź obywatela w stosunku do ministra nie może stanowić powodu do lustrowania prywatności obywatela i ujawniania jakichkolwiek informacji o jego życiu prywatnym. (…) Nie dostrzegam uzasadnienia i podstawy prawnej po stronie Ministra Zdrowia do udostępnienia tych informacji”. Fakt, że Piskuła przycwaniakował i po prostu kłamał to według papugi jest „ krytyczna wypowiedź obywatela w stosunku do ministra”. Co prawda Adam Niedzielski twierdził, że bronił „dobrego imienia resortu i interesów pacjentów” jednak daleko mu do jego najlepszych ściem, którymi raczył nas przez tak bardzo długi okres „pandemii”. Dlatego nawet tak drobna rzecz, jak jego rezygnacja ze stanowiska ministra zdrowia cieszy, choć wolałbym go widzieć na sali sądowej, a potem w więzieniu.
A byłoby go za co posadzić. Za 200 tysięcy nadmiarowych zgonów w pandemii, za ograniczenie dostępu ludziom śmiertelnie chorym do służby zdrowia, czy za miliardy zmarnowane na niedziałające szczepionki.
Zdzisław Markowski
Źródło: ZM